Wyczekałeś odpowiedniego momentu i kiedy jej ostrze znalazło się w odpowiedniej pozycji, ruszyłeś ku jej nogom.
Kobieta wydała się być zaskoczona takim nagłym i niebezpiecznym manewrem. Uderzyłeś z dużą siłą, kobieta zachwiała się i zrobiła zgrabny skok z przewrotką, prawdopodobnie by uniknąć upadku.
Będąc oddalona kilka korków od ciebie, odwróciła się i spojrzała na ciebie z rozbawieniem malującym się na jej twarzy.
- Jesteś dobry w unikaniu walki nieznajomy. I pomyśleć że gdybyś nie chciał wybić moich chłopców to zaproponowałabym ci miejsce przy ogniu - Powiedziała z rozbawieniem w głosie, opuszczając nisko swoją broń. Mężczyźni stojący wokoło wymienili między sobą kila słów.
Jestem dobry nie tylko w tym- odparłem cicho, jednak na tyle głośno, aby usłyszała. Chciałem zyskać na czasie, aby wymyślić co dalej. Wpadło mi do głowy, aby przebić się przez krąg mężczyzn i uciec na bagna. Znałem teren lepiej niż oni i mogłoby mi się udać uciec. Jednak postanowiłem zostawić ten pomysł jako plan awaryjny. - A nie próbowałbym wybić twoich chłopców gdybyście nie zajęli mojego obozu.
Nagle uderzyła mnie myśl, że nawet jeśli wygram tę walkę, to mężczyźni i tak mnie zabiją. Mimo wszystko postanowiłem zostać... przynajmniej na razie.
Wyciągnąłem jeden ze swych noży do rzucania i rzuciłem w kobietę. Za nim pomknął drugi, a za drugim ja sam. Spróbowałem szybkiego ataku.
Przygotowałeś się do rzutu. Twoja ręka pomknęła do noża, zacisnęła się na rękojeści. Już miałeś rzucić, już miałeś posłać w ruch zabójczy pocisk kiedy kobieta powstrzymała cię ręką.
- Może zamiast w głupiej obronie swojego domu rozgościsz się w naszym obozowisku - Powiedziała kobieta z drapieżnym uśmiechem na ustach - Czy raczej jak powinnam powiedzieć, twoim obozowisku.
Rozejrzałem się po twarzach ludzi. Ta propozycja była jedynym środkiem dzięki któremu mógłbym wyjść cało z tej sytuacji. Nie uśmiechało mi się "gościć" w obozie tych wędrowców, ale jeszcze nie chciałem umierać. Jeszcze nie teraz.
- To nie jest zła propozycja - powiedziałem powoli. - Gdzieś tu powinienem mieć trochę alkoholu. Myślę, że nie tylko ja z chęcią bym się napił. Schowałem broń, po czym podszedłem do łuku, który odrzuciłem na ziemię podczas walki. Podniosłem go i założyłem na plecy.
- To co? Będziemy tu tak stać?
- Proszę proszę - Powiedziała kobieta po czym wykonała zapraszający gest następnie sama, razem z pozostałymi zajęła miejsce przy ogniu.
Gdy tylko wszedłeś w światło ogniska, zauważyłeś że włosy kobiety mienią się niebieskim połyskiem, co było dosyć dziwne zważając na kolor jej włosów.
- To mówisz że ta rudera to twój domek? - odezwał się jeden z mężczyzn. Jego głęboki głos, zielonkawa skóra i wystające kły zdradzały dużo o jego pochodzeniu.
- Co z tą gorzałą - Odezwał się inny głos, należący do niskiego człowieka.
Splunąłem.
- Tak, to mój dom - odparłem niezbyt ciepło.- Idę po tą gorzałę.
Po tych słowach zanurzyłem się we wnętrzu wozu. Nie zabrałem ze sobą pochodni, ani żadnego innego źródła światła. Nie było mi to potrzebne. Znałem tutaj każdy centymetr na pamięć. Wyszukałem starą, drewnianą skrzynię z żelaznymi okuciami. Wiedziałem, że była zamknięta, ale pamiętałem, że pomiędzy nią, a ścianą znajdował się klucz. Nie była to zbyt dobra kryjówka, ale nie uważałem, aby było konieczne chować go bardziej. Miałem nadzieję, że znajdę tam szukany przedmiot. W skrzyni tej powinna być gorzałka i trochę solonego mięsa... trapiło mnie, czy się nie popsuło.
Żałowałem, że nie mam trucizny. Mógłbym ukatrupić wszystkich nieproszonych gości i miałbym spokój...
Znalazłeś klucz tak jak go zostawiłeś, bezpiecznie schowanym.
Po otworzeniu skrzyni, wyciąłeś alkohol, oraz suszone mięso. Oby dwie rzeczy zachowały się w dobrym stanie. Aż dziw bierze przy tej wilgotności.
- Po co ty się z nim pierdzielisz - Usłyszałeś strzępki rozmowy dobiegającej z zewnątrz. Ten głos najwyraźniej należał do pół-orka. - Ja bym jeb i do piachu z nim.
- Thach, twój mózg jest chyba proporcjonalnie odwrotny do wielkości twoich mięśni - Odezwała się kobieta - Nic tylko byś tłukł ludzi. Gdyby nie twoje umiejętności walki, wykopała bym cię z naszej grupy.
- Umiejętności walki? W którym miejscu. Walić na ślepo toporem to nawet Neltch potrafi - Odezwał się jeden z pozostałych mężczyzn
- Jak cie pierdykne, to jeno raz - Odpowiedział najprawdopodobniej ten który domagał się gorzały.
Słuchałem kłótni ludzi przy ognisku stojąc w wozie. Stwierdziłem, że nie byłoby niczym złym, gdyby się nawzajem pozabijali. Chociaż wątpiłem by byli tacy mili, by oszczędzić mi kłopotów. Mimo wszystko postanowiłem zaczekać na dalszy obrót sprawy. Może jednak nie wytrzymają w swoim towarzystwie. Chociaż z drugiej strony, mogli by wpaść w szał i rozwalić mi dom. Ciężki wybór. W końcu postanowiłem wyjść, udając, że niczego nie słyszałem.
-Znalazłem gorzałkę, oraz trochę solonego mięsa...
Wyszedłeś ze swojego domu i zastałeś pięcioro "strudzonych wędrowców" rozsiadłych wokoło ogniska. Wbrew twoim oczekiwaniom nie rzucili się sobie do gardeł. Najwyraźniej takie przepychanki słowne były u nich na porządku dziennym.
- Świetni świetni - Odpowiedział niski barczysty człowiek - Od dawna nie miałem w ustach żadnej porządnej gorzały.
Podałeś podnieconemu mężczyźnie alkohol, a ten łapczywie otworzył butelkę i z namaszczeniem powąchał jej zawartość. Międzyczasie do twoich uszu dobiegł dźwięk piszczałki. Gdy rozejrzałeś się wokoło, zauważyłeś, że to piąty członek kompanie przygrywał na swoim instrumencie. Był to mężczyzna zakrywający swoją głowę szerokim kapeluszem. Leżał wygodnie na uboczu obozowiska, opierajac się o zwalone drzewo. [Efekt dźwiękowy]
-Wesoła z was kompania - mruknąłem ironicznie. - Piękna kobieta spokrewniona z Elfami, kilku zabijaków i grajek. Nie ma co. Brakuje wam tu jeszcze tylko orkowego rzeźbiarza.
Mimo swoich słów byłem pod wrażeniem umiejętności kapelusznika i bardzo mi się spodobał występ.
- Co właściwie tacy jak wy robicie na bagnach? Bo raczej nie przyszliście tu na piknik. Zazwyczaj nikt nie łazi po moczarach, skoro drogi są dużo wygodniejsze.
Sądziłem, że uciekali przed kimś lub czymś, prawdopodobnie przed prawem i się tu chowali. Może tu nie było zbyt przyjemnie, ale to miejsce było dobrą kryjówką. Sam o tym dobrze wiedziałem...
Zadając pytanie zauważyłeś jak wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Niski mężczyzna zaciągnął głęboki łyk z butelczyny po czym podał ją dalej w obrót.
- Cóż - powiedział po krótkiej ciszy mężczyzna siedzący obok kobiety.
- Może najlepiej zacznijmy od tego. Ja jetem Kriskahn - Powiedziała kobieta spokojnie robiąc lekki ukłon w twoją stronę.
- Ta zapijaczona morda to Neltch - wskazała na niskiego mężczyznę - Ten obok mnie to Nelson, ta kupa mięśni to Thach a tam pod pniakiem to Cruice. Może to banalnie zabrzmi, ale jesteśmy czymś w rodzaju najemników. Poszukiwacze przygód, którzy sprzedają swoje usługi tym, którzy zapłacą najwięcej. Jeśli jednak interesuje cię co robimy akurat na tych bagnach, to cóż. Niesiemy pewną przesyłkę naszemu aktualnemu pracodawcy. A jako że nie jesteśmy ze wszystkimi na bakier, wybraliśmy tą drogę by zgubić amatorów cudzych własności.
-Poszukiwacze przygód, najemnicy...- mruknąłem. Teraz rozumiałem czemu wędrowali przez bagna i stwierdziłem, z dobrze się stało iż nie pozabijaliśmy się. Poszukiwacze przygód byli zbieraniną, którą tolerowałem sam zaliczając się do nich. Często stanowili jednostki podobne do mnie, których nie tolerowano.- Pozwólcie, że teraz ja się przedstawię. Jestem Vingo. Poszukiwacz przygód aktualnie poszukujący tylko odpoczynku w tym zaciszu. Ktoś chce mięsa. - Sam wgryzłem się w kawał suszonego pożywienia. Byłem bardzo głodny po wędrówce przez bagna...
- Nie będziemy nadużywać twoich zapasów, mamy przecież swoje - odpowiedziała kobieta przerywając odpowiedź Neltcha, który z entuzjazmem spojrzał w twoją stronę.
- Dziwne to miejsce na dom panie Vingo. Co skłoniło pana do zamieszkania w takiej... odosobnionej okolicy? - Zadał pytanie Nelson, drapiąc się w swój zarost. Jego oczy skupiały się to na jednym twoim różku, to na drugim.
- Głównie różki. Społeczeństwo nie toleruje takich jak ja. Z rogami, ogonami... po prostu dlatego że jesteśmy inni - odpowiedziałem spokojnie na pytanie. Przy słowie "ogonami" wskazałem na tę część ciała u siebie. - To miejsce, w którym nikt ze mnie nie szydzi. W którym mogę się ukryć. Nie trudno więc się chyba domyślić dlaczego wasze przybycie nie było mi zbyt miłe. Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, iż chciałem was powystrzelać z łuku? - Tak naprawdę nie obchodziło mnie co myślą o całej tej sytuacji, ale warto było chociaż udawać. Nie chciałem mieć tu wrogów.
- Powiedzmy że nie zarżniemy cię na miejscu - Odpowiedział żartobliwie Neltch sięgając łapczywie po butelkę.
- Czyli żyjesz jako pierdolony pustelnik. Bez obrazy - Nelson wydał się być więcej niż zdziwiony twoją odpowiedzią - Jeśli ktoś śmiał by się zemnie, lub kogoś na kim mi zależy, walił bym w jego twarz tak długo, aż pojął by jaki błąd uczynił.
- Nie wszystko da się rozwiązać przemocą Nelson - Powiedziała Kriskahn wrzucając kilka drew do przygasającego ogniska.
- Taa... rzucisz się na jednego, zaraz cała zgraja osób, którym się nie podobasz, rzuci się na ciebie. W pojedynkę ze światem nie wygrasz. Dlatego mieszkam tutaj. - Rozejrzałem się po twarzach zebranych wokół ogniska. - A wy? Czemu wy wybraliście taki, a nie inny sposób na życie? Chęć przygody? Czy może wzbogacenia się?- Ostatnie zdanie wypowiedziałem z wyraźna pogarda w głosie.
Kobieta zaczynała odpowiadać ci na pytanie, kiedy poczułaś naglę niezwykłe zawirowanie magii. Widząc minę Kriskahn doszedłeś do wniosku że ona też to wyczuła. Cruice momentalnie przestał przygrywać na swojej fujarce.
- Co jest? - Spytał Nelson widząc wasze zdziwione twarze.
Spojrzałem na Kriskahn i Cruice'a.
-Czy uciekaliście tymi bagnami przed jakimś magiem? Albo chociaż istotą o magicznej mocy?
Naciągnąłem kaptur na głowę i cofnąłem się w cień wozu. Cokolwiek wywołało te zawirowania, nie zamierzałem być przez to dostrzeżonym. Nie miałem pojęcia co to mogło być. Dotąd te bagna były bezpieczne... znaczy te tereny, które badałem. Chociaż... przez jakiś czas mnie nie było. Ech... na chwilę wyjdziesz z domu i już masz na głowie pół Faerunu.