Monty szybko się wycofał do wnętrza pojazdu, tym samym chwytając mocniej nóż i wyciągając go naprzeciw siebie. W tym samym czasie usłyszał jak coś skoczyło na dach samochodu, a dzieci zaczęły zeskakiwać z niego, ale po chwili dostrzegł makabryczny obraz. Jak jeden z psów wgryzł się w chudą łydkę chłopca i zaczął nią szarpać, aż usłyszeć można było zgrzyt pęknięcia. A temu wszystkiemu towarzyszył krzyk, pisk i płacz, a raczej wycie z bólu przez łzy. Dwójka pozostałych biegła przed siebie, szukając jakiegoś schronienia. Byli przerażeni. Przez ten hałas można było usłyszeć jak kolejny pies wydał z siebie wycio-sczek i umilkł. Prawdopodobnie nieznajomy mężczyzna go zabił. Lekarz jednak nie miał czasu się temu przyglądać, bo w tym momencie ogromne psisko rzuciło się na niego. Wielkie ciężkie cielsko przygniotło go. Nóż zagłębił się w ohydnej bestii, ale to nie wystarczyło, aby je zabić. Pysk, z którego ślina skapywała na twarz Montgomery’ego, próbował dosięgnąć pulsującej krtani. Był niewyobrażalnie silny. Mutant wykonał również silne zadrapanie na jego piersi.
Fakty:
- dwójka dzieci ucieka
- jedno dziecko zostało dorwane, pies ugryzł je w łydkę, złamał kość
- kolejny pies prawdopodobnie umarł
- inny pies rzucił się na Monty’ego, nabił się na ostrze, próbuje dosięgnąć jego krtani
- Monty ma krwawiącą szramę na piersi
- CHOLERA! POMOOCY! - ledwo wydobyłem z siebie krzyk. - Dziecko! Chroń twarz! - Druga, przytomna część umysłu zarejestrowała, że względem liczebności psów jest już dwa razy bezpieczniej niż na początku. Przetrwać, przetrwać, muszę go zabić! Skuliłem się, jak najbardziej potrafiłem, schowałem brodę, jedną ręką zasłoniłem szyję, a drugą, trzymającą nóż, mocno szarpnąłem - by ciąć bestię i spróbować dosięgnąć jej czaszki.
Monty był przerażony, ale z niezwykłą determinacją walczył, nie poddawał się, dawał z siebie wszystko co potrafił. Bydle wgryzło się w jego rękę. Ostre zęby przebiły skórę i zaczęły szarpać mięśnie. Na szczęście udało mu się ochronić szyję, bo za pewne już byłby martwy, a zmutowany pies miałby obfity posiłek. Z pewnością dawno nic nie jadł i dlatego był taki „łapczywy”. Druga ręka penetrowała wnętrzności zwierzęcia. Ostrze zagłębiało się coraz głębiej, naruszając już za pewne organy. Pełno krwi wylewało się na medyka i do wnętrza samochodu. W końcu się wykrwawiło i padło. Jego szczęki nadal były z dużą siłą zaciśnięte na jego ręce. Poza tym Montgomery był jeszcze ranny i jego walka o życie z pewnością się nie skończyła. Tam gdzieś w przestrzeni było jeszcze jedne dzikie stworzenie, które zaczynało pożerać dzieciaka, ale w owej czynności za pewne przerwał mu wyraźny huk ze strzelby.
Fakty:
- Monty ma krwawiącą szramę na piersi
- Monty ma poszarpaną prawą rękę (krwawi)
- Monty jest przygnieciony przez cielsko zmutowanego psa
- W przestrzeni słychać było huk
Wstaję... wstać, wstać, wygrzebać się spod tego śmierdzącego mięcha... chyba jest już spokojnie. Drżącymi dłońmi zdejmuję plecak, czując lejącą się po mnie ciepłą krew. Sięgam po bandaże i zaczynam opatrywać sobie rękę.