Dotąd mogliśmy podziwiać „The Elder Scrolls Online” jedynie za pośrednictwem mdłego teasera, kilku informacji prasowych czy obrazków promocyjnych, które generalnie nie wzbudziły entuzjazmu wśród społeczności graczy. Ba, nawet fani serii, którzy od wielu lat otwarcie domagali się wprowadzenia rozgrywki wieloosobowej do świata Tamriel byli wyraźne skonfundowani. W czym problem? Otóż z każdym kolejnym zaserwowanym materiałem, tytuł coraz bardziej przestaje przypominać grę rodem z uniwersum „Zwojów Starszych” i stara się skopiować dosłownie każdy aspekt „World of Warcraft”.
Trudno się nie zgodzić z powyższą tezą, oglądając oficjalną prezentację i mając w pamięci przytoczone fakty, skojarzenie miałem tylko jedno i była to właśnie produkcja chłopców z Blizzard Entertainment, a to nie wróży niczego dobrego.
Ponoć „The Elder Scrolls Online” tworzony jest od dobrych pięciu lat i możliwe, że tutaj jest pogrzebany przysłowiowy pies. To, co było modne i sprawdzało się jeszcze kilka lat temu, dziś już jest cholernie przestarzałe i nie wzbudza entuzjazmu – szczególnie, jeżeli chodzi o kapryśny rynek MMORPG, gdzie konkurencja jest ostatnio wyjątkowo ostra oraz bezlitosna. Wielu dawno temu przejadły się wirtualne przygody w stylu Azeroth i oczekują podmuchu świeżości. Jak twórcy na „dzień dobry” wyszli z założenia, iż zrobią grę jak „World of Warcraft”, tylko lepszą i opartą o autorski świat, to teraz musz zmierzyć się z nieciekawymi konsekwencjami tego planu. „The Old Republic” już się przejechał na podobnej taktyce, a BioWare koniec końców posiada mocniejszą markę, a i kilka ich własnych pomysłów było faktycznie rewolucyjnych. Skoro to nie zaskoczyło, jak zostanie przyjęty „The Elder Scrolls Online”?
…aż boję się pomyśleć, jaka panika panuje teraz w studiu ZeniMax Online i jak rozpaczliwie developerzy główkują, aby ugasić ten pożar.