Z okazji dzisiejszej premiery "Syna Neptuna", kolejnej książki z cyklu "Olimpijscy Herosi" mamy dla was wywiad z Andrzejem Polkowskim, który przełożył tą pozycje. Z rozmowy możecie dowiedzieć się wiele ciekawych rzeczy o pracy tłumacza, jak i poznać opinię rozmówcy o serii olimpijczyków.
1. Czy zdarzało się Panu tak wgłębić w lekturę książki i w tłumaczenie, że zapomniał Pan o rzeczywistości i przeniósł się Pan całym sercem do świata wyobraźni, świata bohaterów?
Tłumacząc przenoszę się do świata wykreowanego przez autora, staram się go dokładnie zobaczyć oczami narratora lub bohaterów, ale nie mogę „zapomnieć o rzeczywistości”, bo w procesie tłumaczenia rzeczywistością stają się słowa. To jest ta nierozerwalna więź ze światem realnym, coś w rodzaju pomostu między światami. Muszę być w świecie stworzonym przez autora, ale nie mogę zapomnieć, że moim zadaniem jest przeniesienie do niego czytelnika. Trudno to wytłumaczyć, więc posłużę się analogią: to trochę tak, jak śnić, wiedząc, że się śni. Nie wiem, jak wam, ale mnie to się czasem zdarza…
2. Czy książki z serii „ Olimpijscy Herosi” mogą pozostawić jakiś trwały „znak” w nas? Jakie jest w nich przesłanie dla młodzieży? Co jest w nich priorytetem? Odwaga, praca zespołowa, przyjaźń, a może nie poddawanie się i stałe dążenie do celu?
Nie jestem wielbicielem takich pytań, bo za bardzo przypominają mi szkołę („Co autor chciał powiedzieć?”) Każdy odbiera treść książki po swojemu, to sprawa bardzo osobista. Każdy może odnaleźć dla siebie inny „znak”. Odwaga, przyjaźń, uparte dążenie do celu – tak, to wszystko można znaleźć w książkach Ricka Riordana, ale mnie najbardziej pociąga w nich ukazywanie rozwoju bohaterów, przemian w ich oglądaniu świata pod wpływem różnych wydarzeń i spotkań. Myślę, że to bardzo ważne: nie upierać się przy swoich „prawdach”, uprzedzeniach, przesądach, być otwartym na poglądy i prawdy innych, potrafić się zmieniać – oczywiście wiedząc, dlaczego warto to zrobić w konkretnym przypadku.
3. Czy sądzi pan, że taka książka jak „ Zagubiony Heros” czy „ Syn Neptuna” mogę zaciekawić dzieci i młodzież na tyle, żeby wreszcie wyrwały się z jakże popularnego dzisiaj ciągłego spędzania czasu przy komputerze?
Najtrudniej jest takie osoby nakłonić do sięgnięcia po książkę. Jeśli to się uda, jestem pewny, że po przeczytaniu pierwszych dziesięciu stron „Zagubionego Herosa” nie będą mogły oderwać się od lektury. Może zaproponować im, żeby najpierw sięgnęły po strony tych książek w internecie, zobaczyły ilustracje, mapki i przeczytały opinie czytelników?
4. Jest Pan nie tylko tłumaczem, ale również archeologiem. Czy wiedza na temat starożytności pomogła Panu w pracy nad przekładem „Olimpijskich Herosów”?
Na pewno łatwiej się te książki tłumaczy, znając dobrze mitologię grecką i rzymską, strukturę greckiej i rzymskiej armii, starożytne urzędy i symbole, ale prawdę mówiąc niewiele to ma wspólnego z archeologią, raczej z ogólną wiedzą o starożytności, którą powinien posiadać każdy wykształcony człowiek, żeby bez trudu obcować z literaturą i sztuką. Powieści Ricka Riordana to znakomite wprowadzenie do takiej wiedzy.
5. Czy przekładając książki na język polski zmienia Pan styl autora, wyrzuca lub dodaje coś od siebie, a może tłumaczy pan teksty słowo w słowo?
Nie można tłumaczyć „słowo w słowo”, bo wyszedłby z tego okropny bełkot. Trzeba wiernie oddać to, co autor chciał przekazać, ale w języku i stylu zrozumiałym dla czytelnika polskiego, a więc wychowanego w innej kulturze, mającego trochę inne skojarzenia. Na przykład, w języku angielskim nagminnie używa się powtórzeń czasowników, co w polskim brzmiałoby pretensjonalnie i sztucznie. Trzeba też znaleźć polskie odpowiedniki różnych przysłów, powiedzeń, żargonów itp.
6. Czy podobają się Panu książki Riordana? Co najbardziej Pan ceni w tym pisarzu?
Jestem fanem tych książek! Pociąga mnie żywa, nieprzewidywalna akcja, barwne opisy różnych miejsc, humor, ciekawe sylwetki bohaterów, a przede wszystkim świetna krytyka wielu aspektów współczesnej cywilizacji konsumpcyjnej.
7. Czy zdarzało się Panu podjąć tłumaczenie jakiejś książki i dopiero po pewnym czasie uświadomić sobie, że ta lektura wcale nie jest tak dobra i, że pierwsze wrażenie było inne, błędne. Czy wtedy i kiedykolwiek zrezygnował Pan z tłumaczenia?
Staram się zawsze tłumaczyć książki, które sam chętnie bym przeczytał. I zwykle oceniam to po pobieżnym przejrzeniu tekstu, bo nie czytam ich od deski do deski przed przystąpieniem do przekładu. W ten sposób tłumaczenie nie staje się żmudną pracą, którą trzeba „odrobić”, ale i wspaniałą przygodą.
8. Co się dzieje wówczas, gdy tłumaczy pan naprawdę niesamowitą książkę, której jednak zakończenie jest zupełnie inne niż by się pan spodziewał i czy wtedy nie nachodzą Pana pomysły na zmianę treści książki?
Książka jest najlepsza wtedy, kiedy jej zakończenie nie daje się przewidzieć! A wymyślać inne zakończenie? O nie, to już wolałbym sam napisać nową powieść…
9. Czy jest to trudne, w wypadku książek młodzieżowych, tłumaczenie często zwrotów czy wyrażeń używanych tylko w potocznej mowie, która w dodatku cały czas się zmienia?
To rzeczywiście staje się coraz trudniejsze, bo ta potoczna mowa, zwłaszcza młodzieżowa, zmienia się coraz szybciej. Mam stały kontakt z młodymi ludźmi i staram się być na bieżąco.
10. Czy praca tłumacza jest satysfakcjonującą pracą? Bo jak wiadomo jest Pan jednym z najbardziej znanych i cenionych tłumaczy w Polsce – czy jest pan zadowolony ze swojej pracy i ze sławy jaka jest zapewne częściowym jej efektem?
Kocham swoją pracę i bez niej nie czuję się najlepiej. Mam jednak świadomość, że może i jestem znany (głównie za sprawą szumu medialnego wokół Harry’ego Pottera), ale na pewno daleko mi do czołówki polskich tłumaczy, takich jak Jolanta Kozak, Michał Kłobukowski czy Ireneusz Kania. Ostatnio zachwycam się przekładem „Cmentarza w Pradze” Umberta Eco, dokonanym przez Krzysztofa Żaboklickiego. A prawdziwych lekcji pokory udzielają mi dobre redaktorki, takie jak pani Ewa Więckowska, która redaguje moje przekłady powieści Ricka Riordana.