Black & White
Ja doszedłem do czwartej jak Pavel i potem nie wiedziałem co zrobić z ludźmi-szkieletami. Gra taka se, mi tam sie trzeci poziom najbardziej podobał, bez chowańca i tak fajnie od zera budować sobie wioske. i mozna było porzucać tamtym nieśmiertelnym ludzikiem, hehehe. jeszcze pamietam te jego odzywki:
"moja glowa"
"moja ręka"
"moja noga"
"spróbuj jeszcze raz a nie żyjesz"
;D
"moja glowa"
"moja ręka"
"moja noga"
"spróbuj jeszcze raz a nie żyjesz"
;D
Tak przy okazji Tropico przypomniała mi się inna gra dzieciństwa - Black&White, pamiętacie? Dla mnie to jedna z gier, przy której zarwałam mnóstwo nocy, ale nigdy jej nie skończyłam. Podobnie nigdy nie udało mi się osiągnąć dobrego lub złego charakteru, zawsze był neutralny + mnóstwo problemów z wychowaniem chowańca. Właśnie, jakiego chowańca wybieraliście?
Gość_Forgotten*
#15
Pierwotnie Tygrys. Bydle rosło powoli, ale mimo nieskazitelnie białego futerka [podczas gdy moja łapa przypominała obdarty ze skóry szpon szpona śmierci] posiadał siłę ognia przewyższającą niejednego boga
Krowa też miała swój klimat. Ale i tak najfajniej roztaczało się obszar kontroli w pobliże świątyni wroga, ładowało pół godziny Maksymalną Wielką Eksplozję [czy jak to zwał, taki promień z nieba robiący bum, w wypadku maksymalnego levelu ze dwadzieścia ich było] składając hordy dzieci w ofierze i używało na jego świątyni. W kilka sekund z wiosek, wieśniaków i terenu pod jego kontrolą nie pozostawało nic
Ale żeby nie było, pierwszy raz gdy grałem w tą grę miałem bodajże 10 lat [jezu jaki ja stary jestem]. Mimo robienia kopii zapasowych wg poradnika w którymś pisemku o grach [hacking w rejestrze Windowsa ME ] raz utraciłem swoje save'y i chowańca. Płakałem dobre 3 godziny, a rodzice nie wiedzieli o co mi chodzi.
Nadal żałuję tych wszystkich rzeczy których nie zdązyliśmy zrobić razem z moim Mruczkiem... ;(
Krowa też miała swój klimat. Ale i tak najfajniej roztaczało się obszar kontroli w pobliże świątyni wroga, ładowało pół godziny Maksymalną Wielką Eksplozję [czy jak to zwał, taki promień z nieba robiący bum, w wypadku maksymalnego levelu ze dwadzieścia ich było] składając hordy dzieci w ofierze i używało na jego świątyni. W kilka sekund z wiosek, wieśniaków i terenu pod jego kontrolą nie pozostawało nic
Ale żeby nie było, pierwszy raz gdy grałem w tą grę miałem bodajże 10 lat [jezu jaki ja stary jestem]. Mimo robienia kopii zapasowych wg poradnika w którymś pisemku o grach [hacking w rejestrze Windowsa ME ] raz utraciłem swoje save'y i chowańca. Płakałem dobre 3 godziny, a rodzice nie wiedzieli o co mi chodzi.
Nadal żałuję tych wszystkich rzeczy których nie zdązyliśmy zrobić razem z moim Mruczkiem... ;(
Ach, tak, jeden z tych RTSów, do których wracam z radością pomimo mojej tragicznej, chronicznej ułomności w tym typie rozgrywek, gdzie gnoją mnie wszystkie boty na najdenniejszych poziomach trudności Ale pomysł, nastrój, grywalność - coś pięknego. Nawet jeszcze pół roku temu grałem z przyjemnością.
Mogłabym Ci uścisnąć dłoń Wiktulu - mi też one nigdy nie szły dobrze. Z drugiej strony chyba nigdy nie grałam w tego typu gry, żeby je przejść tylko tak rekreacyjnie, na luzie (dlatego tycoony na przykład mi nigdy jakoś nie podchodziły) i zanim dotarłam gdzieś dalej dorywałam kolejny tytuł lub generalnie coś innego zaczęło absorbować moją uwagę. Z resztą teraz właśnie w wolnej chwili rzucam ludź... khem, dbam o swojego chowańca. I próbuję przekonać przy tym kumpli, że wcale nie jestem okrutna, mogę być dobrą boginią!