Ilekroć na ekranie dostrzegam nieskazitelnie piękną twarz chodzącego ideału męskości i aktorstwa, jakim jest Orlando Bloom, w kieszeni otwiera mi się pewien przyrząd pasjonacko-chirurgiczny. Gdy w zestawieniu z powyższym dowiaduję się, iż rzeczone oblicze wystąpi w kolejnej trawestacjo-adaptacji nieszczęsnej powieści Aleksandra Dumasa, kości mych zaprawionych w zadawaniu bólu rąk trzeszczą złowieszczo. Ale ale, przecież jeden aktor występujący w hebernaście ófnastej odsłonie zamordowanego przez wszystkich na wszystkie sposoby opowiadania płaszcza i szpady to za mało, żeby od razu spisać film na straty.
Prawda?
Ano właśnie, czy prawda, czy nie – o tym dowiecie się z recenzji krzyslewego, który zaraz po obejrzeniu "Trzech Muszkieterów 3D" wysmarował gorącą recenzję. Ta zdążyła nieco ostygnąć w toku poprawek i poślednich trudności, jednak film wciąż jest jeszcze ciepły i wciąż możecie trafić na niego w kinach lub za pośrednictwem innych środków przekazu. Pytanie – czy warto?
„Trzej muszkieterowie” to film, na który musiałem pójść do kina, gdyż zapowiadał się bardzo dobrze. Co tu dużo mówić – uważałem, że z tego tytułu nie da się zrobić słabej jakości produktu. Mimo nieprzychylnych recenzji i opinii wybrałem się na tę pozycję z klasą, przekonując mojego wychowawcę, żeby nie wybierał „Gigantów ze stali”. Czy był to dobry wybór?