Na liczniku widnieje dziewięć godzin rozgrywki i na ten moment mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony mamy tutaj tytuł klimatyczny, dopracowany, przy którym ciężko o uczucie nudy. Trudno jednak nie zauważyć masy uproszczeń i faktu, że jest to bardziej kontynuacja "Obliviona" niż serii "The Elder Scrolls".
Co mi się podoba:
*Ogromny otwarty świat - jak pisałem powyżej, przegrałem dziewięć godzin. Na tę chwilę nadal jestem w pierwszej części Skyrim (a tych jest chyba siedem) i wszystkie znaki na niebie oraz ziemi wskazują, że spędzę tutaj jeszcze trochę czasu. Mapa jest olbrzymia, nikt nie trzyma nas za rączkę i możemy robić to, na co mamy ochotę. Każdy, kto zakochał się w swobodzie "Morrowinda" czy "Fallout 3", będzie zachwycony.
*Mnóstwo zadań pobocznych i powiązanych z frakcjami, które trzymają niezły poziom i są ciekawie zarysowane fabularnie. Póki co, ledwie liznąłem wątek główny.
*Oprawa muzyczna - Jeremy Soule i wszystko jasne. Facet zna się na swojej robocie i wie, w jakie struny uderzyć, aby wzbudzić odpowiednie uczucia w graczu. Czysty majstersztyk, szczególnie podkład w Białej Grani.
*System profitów wydaje się ciekawym dodatkiem, który odrobinę rozruszał dość skostniały i specyficzny rozwój postaci znany z poprzednich części (nigdy nie byłem jego wielkim fanem).
*Czytelny dziennik zadań oraz przejrzysta mapa.
*Możliwość szybkiego dostępu do ulubionego ekwipunku, co jest zbawienne dla mojego łucznika - klikam jeden przycisk na klawiaturze i spokojnie mogę zmienić łuk na dwa (nagie) miecze.
*Polonizacja - świetna i klimatyczna. Cenega się postarała.
*Dynamiczne zmieniające się warunki pogodowe.
Rzeczy, do których mam wątpliwości:
*Radiant Story - trudno ocenić nową zabawkę Bethesdy. Niektóre zadania losowe są nieźle obmyślane, sprawiają autentyczną frajdę i dają większy impuls do eksploracji lochów niż to było w poprzednich częściach (jest to jakoś umocowane fabularnie, czasem można trafić na całkiem przydatne rzeczy, więc warto się "kopnąć do tych ruin"). Z drugiej strony zdarzają się zadania zakrawające o totalną żenadę. A to zabawa w kuriera, której nagrodą jest 20 sztuk złota. A to skradnięcie flaszki dla pijaczka, w zamian za co dostajemy miksturę magiczną. Czasem jest komicznie - jestem nowy w mieście, bez reputacji i gadam z jakimś pierwszym-lepszym obywatelem, który nagle mnie prosi, abym zaniósł jego drogocenny miecz dla ojca. To się nazywa wiara w ludzi Z kolei od jednego z członków Towarzyszy otrzymałem zadanie odbicia z rąk porywaczy jednego z mieszkańców. Oczywiście się zgodziłem, idę do wyznaczonej jaskini, licząc na kilku twardzieli w metalowych pancerzach. Jakie było moje zdziwienie, gdy na drodze spotkałem tylko jednego "pająka-porywacza". Takie rzeczy potrafią zniszczyć klimat.
*Ekwipunek - z jednej strony jest czytelny i uporządkowany, z drugiej nieprzyjazny. Trzeba się strasznie naklikać, aby znaleźć interesujący nas grat i nie można listy przedmiotów ustawić wedle własnego widzimisię (żadnego filtrowania, ustawienia ich od najlepszego do najgorszego - tylko porządek alfabetyczny).
*Oprawa graficzna - cóż... są lokacje, które zapierają dech w piersiach (podziemne strumyczki w jaskiniach, wodospady, szczyty górskie) i są takie, które budzą niesmak (choćby miasteczko z samouczka czy tereny nizinne).
Na co kręcę nosem:
*System walki - świadomy gigantycznej ściemy Bethesdy o rzekomej rewolucji w tym aspekcie rozgrywki, wiedziałem, iż idealny wyborem będzie leśny elf ukierunkowany na skradanie i łuk. To był znakomity pomysł, bo o ile taka rozgrywka potrafi sprawić przyjemność (ciche "zdejmowanie" niczego nieświadomego przeciwnika), to potyczki w zwarciu są beznadziejne. Taktyki tutaj praktycznie żadnej (od czasu do czasu zrobisz blok i tyle) i całość skupia się na tępym napierdzielaniu w przyciski myszy. Dodatkowo możesz w każdej chwili zrobić pauzę i zaćpać się miksturami uzdrawiającymi bez żadnych konsekwencji (jedynie efekt, brak animacji wypijania mikstury, która mogłaby nam ukraść kilka cennych sekund). Animacje są często komiczne (niewiele zmieniło się od "Obliviona"), a przenikanie czy nakładanie na siebie obiektów są częstym widokiem w "Skyrim".
*Sztuczna Inteligencja - przeciwnicy to idioci. Walka = kupą, mości panowie, kupą. Ciche zabójstwo kamrata z odległości powoduje pewne ożywienie i komentarze podszyte zdziwieniem, ale Ci goście nawet nie próbują kryć sobie pleców czy sprawdzić, skąd padł strzał. Nie oczekiwałem poziomu "Buntu Ludzkości", ale cholera niech choć trochę ruszą głową. Zwyczajnie krążą w kółko, jak kaczki na rzeź. Jeżeli jednak ich nie zabijemy, to po około dwóch minutach siadają na dupskach z komentarzem "eee... coś mi się musiało wydawać" i wydają się zupełnie olewać martwego kumpla leżącego obok, z którym przed chwilą popijali miód Pomagierów sobie nie brałem (bo niby można), gdyż możliwości dowodzenia są znikome i goście bardziej przeszkadzają niż są faktycznym wsparciem. W Skyrim warto być samotnym wilkiem.
*Dialogi - niestety, poziom "Obliviona". Fanatycy pokonywania nieprzyjaciół swoim "giętkim językiem" nie mają tutaj czego szukać. Kwestie rozmówców nie są długie, a nasz bohater ma niewielki wybór (zadziwiająco mało jest okazji, aby pokazać swój charakter - w 85% jesteśmy neutralni jak Szwajcaria lub wybór ogranicza się do przyjęcia zadania / olania questa).
*Skalowanie poziomu i "epickie bitwy" z nim związane - jak ja, jeden doświadczony wojownik i czterech zielonych strażników miejskich wybieramy się na smoka, to mi się przypominają radosne czasy "Obliviona", gdzie armia Cesarza (kilkunastu żołnierzy?) i heroiczna obrona Tamriel przed pomiotami z Otchłani (parę losowych stworów), wyglądała jak prowincjonalna bijatyka bez znaczenia.
*Miasta są puste - pamiętacie miasto stołeczne z "Obliviona"? Tutaj jest analogicznie.
*Wiele innych głupotek, uproszczeń (przedmioty się nie niszczą, na dzień dobry umiesz świetnie posługiwać się magią czy młotem kowalskim) etc. etc.
Nie mam zielonego pojęcia skąd te "10/10" i średnia 94%. Na chwilę obecną dałbym maksymalnie 7-7.5. Zobaczymy, może później się to rozwinie.