Ostatnimi czasy sporo dzieje się wokół uniwersum „Pieśni Lodu i Ognia”, co teoretycznie powinno cieszyć każdego fana twórczości wielkiego George’a R. R. Martina. Sukces serialu HBO tchnął nowe życie w Westeros i spowodował, że pasjonaci przestali być skazani na kaprysy autora, który potrafił pisać jeden tom sagi dobre sześć lat.
Obecnie, jeżeli komuś brakuje intryg Lannisterów czy zgrzytania zębami lorda Stannisa, może śmiało zaspokoić swój głód przednią ekranizacją, popić ją koktajlem z gier komputerowych, zrelaksować się przy muzyce Ramina Djawadiego i na deser zamówić jedną z gier planszowych. Dodajmy do tego napływ „świeżej krwi”, która przyniosła ze sobą nowe pokłady pasji, kreatywności i idei, co zaowocowało masą fanowskich prac oraz intrygującym spojrzeniem na pewne sprawy, prowadzącym do wznowienia ożywczych dyskusji.
Żyć, nie umierać? Można jedynie wiwatować, że tak solidny świat doczekał się w końcu należytego poklasku? Owszem, lecz na granicy cienia powoli pobłyskuje druga strona medalu, która niczym gromada klakierów pojawia się wraz z sukcesem. Tandeta jest niewątpliwym cierniem w boku każdego renomowanego uniwersum. Po początkowej euforii i rozlicznych słowach uznania, wszystkie marki zostają rozdrabiane na drobne przez producentów, dla których liczą się tabelki przychodów i rozchodów, a nie szacunek dla marki oraz czystość kanonu – potwierdzi to każdy miłośnik „Star Treka”, „Gwiezdnych Wojen” czy „Władcy Pierścieni”. Wielu z nich wychodzi z poniekąd słusznego założenia, że ciemny fan wszystko kupi, a nawet jeżeli nie, to po prostu wydoją swoje prawa do granic możliwości i zostawią innym do posprzątania cały bajzel, który narobili.
Dlatego też, wieści o planach kolejnych gier komputerowych w uniwersum „Gry o Tron” przyjąłem dość chłodno i ze sporą dawką sceptycyzmu. Tym bardziej, że mistrz Martin nie orientuje się w niuansach branży elektronicznej rozrywki i nie potrafi należycie ocenić, które studio podoła wielkości jego twórczości, nie rozmieniając jej na drobne.
Do rzeczy. Elektroniczne wydanie gazety „USA Today” poinformowało, że w chwili obecnej trzy różne firmy pracują nad przeniesieniem prozy Martina na ekrany naszych monitorów.
Pierwszą z nich jest znane nam studio Cyanide, którego pracy mogliśmy skosztować już pod koniec września za sprawą strategii „A Game of Thrones: Genesis”. Tytuł niestety nie odbił się szerokim echem i został przyjęty raczej chłodno przez krytyków – średnia 53% według serwisu Metacritic jest więcej niż znamienna. Francuzi się jednak nie zrażają i pod swoim dachem dłubią nad kolejną pozycją opartą o świat Westeros. O „Game of Thrones RPG” pisałem na naszych łamach niejednokrotnie (pierwsze informacje – wywiad – garść screenów), dlatego jestem niepomiernie zdziwiony tym, iż dopiero teraz nastąpiła oficjalna zapowiedź tej gry. Dziwne i wprawiające w pewną konfuzję, ale nie mnie oceniać.
Niemniej wynikło z tego coś dobrego, więc nie będę kręcił nosem. W końcu uruchomiono oficjalną stronę produkcji (na razie świeci pustkami, ale miejmy nadzieje, że wkrótce to się zmieni), otrzymaliśmy nową paczkę screenów (w przeciwieństwie do poprzednich partii cieszą oko, co daje pewne nadzieje na przyszłość) i poznaliśmy przybliżoną datę premiery – początek 2012 roku. Uła… ktoś tutaj lubi ryzyko. Mimo głośnej marki, wątpię, aby ta produkcja miała jakiekolwiek szanse w starciu z „Mass Effect 3” czy „Kingdoms of Amalur: Reckoning”.
Następną firmą jest Bigpoint, znany wszem i wobec z sieciowych gier, takich jak „Battlestar Galactica Online” czy „Drakensang Online”, które radzą sobie całkiem nieźle na światowym rynku, choć trudno nazwać je tytułami ambitnymi. Developer zapowiedział, że zamierza stworzyć kolejnego przeglądarkowego MMORPG w oparciu o uniwersum „Pieśni Lodu i Ognia”. Co z tego będzie? Wolę nie wiedzieć.
Ostatnią z nich jest… cóż, nie podano. Jedynie naświetlono, że będzie to gra społecznościowa, która została określona jako „Farmville w świecie Westeros”. Bez komentarza.
Ech… a to dopiero preludium. Kapitalizmie, niszczysz od wewnątrz „Star Treka” i rozmieniłeś na drobne „Władcę Pierścieni” („Gwiezdne Wojny” systematycznie gwałci ich ojciec, więc tutaj jesteś usprawiedliwiony), przynajmniej odpuść „Grze o Tron”. Fani tak ładnie proszą.