Ciężki początek tygodnia, nieprawdaż? Szef znów dogryzał w pracy, a na uczelni wykładowca nudził tak mocno, jakby właśnie za wybitne zasługi na tym polu dochrapał się doktoratu? Dobrze, że chociaż za oknem piękna polska złota jesień niepodzielnie sprawuje rządy wraz z dodatnimi temperaturami czule głaszczącymi nasze policzki. Problem jednak w tym, iż zanim człowiek zasmakuje w majestatycznym dziele matki natury, to na zewnątrz zrobi się ciemno jak w grobowcu i co wtedy? Depresja?
Niekoniecznie, dumna ekipa „Wayside Creations” zaprasza na seans kolejnego epizodu swego postapokaliptycznego serialu, który z pewnością poprawi Wam humor. Zatem znajdźcie jakieś wygodne siedzisko, odgrzejcie dobrze przyprawione iguany na patyku i wyciągnijcie z lodówki idealnie zmrożoną butelkę „Nuka Coli”. Czeka na Was kolejne kilka minut przedniej zabawy, gęsto podlanej najczystszą pasją z hojną dokładką pieprznego klimatu Nowego Vegas.
Jako że, od ostatniego odcinka minęło dobre trzy tygodnie, poniżej zamieszczam również czwarty epizod – tak dla łatwiejszego złapania wątku.
Twórcy „Fallout: Nuka Break” kolejny raz udowodnili, że pod względem montażu, charakteryzacji czy rekwizytów, mogą śmiało konkurować z telewizyjnymi serialami i z pewnością nie stoją na straconej pozycji. Modelowy przykład jak powinno się tworzyć tego typu produkcje, od którego reszta powinna się uczyć. Choć akurat cyfrowej krwi nie trawię w jakiejkolwiek postaci, ale to chyba tylko jeden z nielicznych mankamentów. Z niecierpliwością wyczekuje kolejnego epizodu i po cichu liczę, że w nim akcja rozwinie się już na dobre.