Jeżeli ktoś ma szansę zgarnąć statuetkę dla najlepszego kompozytora 2011 roku spod nosa Michaela McCanna, to tylko Jeremy Soule. Żywa legenda gatunku komputerowych gier fabularnych naostrzyła topór, założyła rogaty hełm wikinga i wysączyła kilka kufelków miodu pitnego, aby z mocnym akcentem zakończyć obfite dwanaście miesięcy łowów dla graczy. No… może trochę za daleko poszedłem w symbolikę, ale nie zmienia to faktu, że za sprawą tego kompozytora już niedługo nordyckie klimaty mogą zawładnąć sercem milionów pasjonatów cRPG.
O ile można mieć uzasadnione wątpliwości, jeżeli chodzi o jakość nadchodzącego hitu Bethesdy, to jedno jest pewne – „Skyrim” będzie posiadał nieziemską ścieżkę muzyczną. Nie przypominam sobie, aby Soule kiedykolwiek zawiódł na tym polu i już od wielu lat rozpieszcza nasze narządy słuchowe. Dzięki niemu mogliśmy poczuć majestatyczność „Wielkiego Dębu” w miasteczku Kuldahar, smród pogrążonego w anarchii Neverwinter czy ogrom Gwiezdnej Kuźni podczas epickiego starcia Republiki z Sithami. To on pokazał prawdziwe piękno wulkanicznej i nieprzyjaznej wyspy Vvardenfell, a także zjednoczył mocno podzielonych fanów serii „The Elder Scrolls”, którzy zgodnym głosem przyznają, że podkład muzyczny w „Oblivionie” dosłownie wgniata w obrotowe krzesełko.
Wspomniany artysta użyczył swojego geniuszu również dla piątej części przygód rozgrywanych w cesarstwie Tamriel – w przypadku ewentualnej zmiany Bethesda mogłaby zapłacić ogromną cenę, więc Todd Howard i jego zespół nie przewidywali w tym aspekcie jakiejkolwiek zmiany. Najnowszy materiał zza kulis, zaserwowany przez potentata z Rockville udowadnia, że była to mądra decyzja.
Ile komplementów nie napisałbym o Jeremym Soule, to i tak zawsze będzie za mało. Nawet, jeżeli „Skyrim” nie przypadnie mi do gustu, to oficjalny soundtrack z tej gry zostanie obowiązkową pozycją na mojej liście zakupowej.
[Aktualizacja] O wilku mowa, bo kolekcjonerskie wydanie ścieżki muzycznej trafiło właśnie do sprzedaży detalicznej. Cztery płyty z muzyką autorstwa Jeremy'ego Soule kosztują 29,99 $ (razem z kosztami wysyłki wychodzi to około 115 zł) a każdy, kto zdecyduje się na złożenie zamówienia przed 23 grudnia, znajdzie na wychuchanej okładce osobisty autograf kompozytora. Szczegółową ofertę znajdziecie pod tym adresem. Trochę drogo, ale wydanie niczego sobie. Hm.. chyba czas ująć młotek w prawicę i zapolować na biedną świnkę skarbonkę.
Z kolei angielska wersja językowa kompletnie mnie nie interesuję, odkąd usłyszałem o planach rodzimej lokalizacji i doborowym zespole artystów, który sprawi, że w ojczyźnie Nordów będzie królowała piękną polszczyzna. Choć nie zmierzam ukrywać faktu, że charakterystyczna chrypka Christophera Plummera umiejętnie kusi do zmiany tego patriotycznego postanowienia.