Wygląda na to, że podczas tworzenia kolejnej listy zakupów obok mleka i jajek, trzeba uwzględnić również zamówienie pre-order „Star Wars: The Old Republic”. Inaczej w dniu premiery gry może nas przywitać szara rzeczywistość, znana z czasów nieśmiertelnej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej – puste półki i kilkunastometrowe kolejki. No cóż, przynajmniej takie są wyliczenia i mokre sny Electronic Arts. Czas pokaże, czy sprzedaż będzie autentycznie tak fantastyczna.
Faktem jednak jest, że twórcy celowo ograniczą ilość sztuk „The Old Republic” dostępnych na światowych rynkach, zarówno cyfrowych, jak i tych detalicznych.
Oficjalnym powodem takich działań ma być, a jakże, troska o dobro graczy. Otóż, zbyt wielkie zainteresowanie sieciowym projektem BioWare, może przynieść zgniłe frukta podczas „dnia zero”. W końcu żaden Jedi czy Sith nie lubi, gdy na drodze jego arcyważnych misji stoi przepełniony świat, a ekran prywatnego statku kosmicznego zamiast przewidywanej trasy lotu, wyświetla „W wyniku zaistniałych błędów serwer jest nieaktywny. Spróbuj zalogować się ponownie za kilka chwil. Za utrudnienia przepraszamy”? Tak… nawet największego stoika strzela wtedy coś niemiłego, gdyż w końcu nie zapłacił za gapienie się w niebieski ekran, tylko za międzygwiezdną przygodę.
Motywacje „Elektroników” rozumiem doskonale, tym bardziej, kiedy patrzę na wyniki sprzedaży Edycji Kolekcjonerskiej gry w naszym kraju, która pomimo horrendalnej ceny i dyskusyjnej jakości, sprzedała się szybciej niż portowa dziewka. Takie coś daje do myślenia i ktoś najwyraźniej uczy się na błędach popełnionych przez Mythic przy „Warhammer Online”, kiedy to ostre zadyszki serwerów były swoistym zimnym prysznicem dla rozentuzjazmowanych pasjonatów tytułu. Z drugiej strony nie da się ukryć, że pomimo racjonalności tego ruchu jest tutaj pewna dawka braku odwagi i pójścia po najmniejszej linii oporu. Jednak coś za coś, żeby nie było, ja tego zagrania nie krytykuje, bo to uczciwe podejście do sprawy.
Tak czy inaczej, BioWare nie chciał zdradzić ile kopii gry zostanie przyszykowanych na rzecz „pierwszego rzutu”, jednak obiecał, że jeśli popyt na tytuł będzie rósł, to i zrobi wszystko, co w jego mocy, aby zwiększyć pojemność serwerów. Problem w tym, że ta strategia może stać się bronią obusieczną, bo w międzyczasie recenzje krytyków i opinie aktywnych graczy mogą ostudzić zapał niemałej części graczy. Ha, widać, że chłopcy z Austin lubią popijać Martini ze zdradziecką Fortuną. Kto wie, może szczęście im dopisze?