Do premiery „Mass Effect 3” pozostała jeszcze kupa czasu, a BioWare dopiero zaczyna lansować swoją niebywale dochodową i dojną krowę. Kanadyjczycy, wedle założeń nowej polityki informacyjnej, nie rozpieszczają swoich fanów i umiejętnie filtrują fakty, które są przesyłane do wiecznie ciekawskich mediów oraz spragnionych graczy. Szczerze pisząc, trochę mnie to cieszy, gdyż nawet te ochłapy, którymi dzielą się z nami chłopcy z Edmonton, wywołały już u mnie całą paletę uczuć – irytację, zdumienie, szacunek, wesołość, nadzieje, zakłopotanie, przygnębienie. Mógłbym wymieniać dalej i szafować przykładami, tylko po co? Skoro sami pewnie przeżywacie podobne emocje.
Rozpoczęły się w końcu długo wyczekiwane targi E3, prawdziwe święto całej branży elektronicznej rozrywki i wszystkich graczy. Wedle obietnic BioWare miało zaprezentować na nich materiał, który teoretycznie zwalał z nóg i zapierał dech w piersiach. W sumie nie kłamali – spazmatyczny śmiech spowodował, że błyskawicznie padłem na ziemię i nie mogłem złapać oddechu. Lojalnie jednak ostrzegam, że niektórzy mogą poczuć się urażeni.
Plik wideo nie jest już dostępny.
Ojej… naprawdę nie dało się mniej nachalnie ukazać małej umowy z Microsoftem? Mikrofon za 600 zł.? Serio? Tylko na tyle stać twórców „Dragon Age: Początek” czy „Baldur’s Gate II”? Ten sprzęt daje przecież tyle możliwości! Poza tym od zawsze marzyłem, żeby krzyczeć do telewizora, iż ktoś jest ostatnią nadzieją Krogan…
Ja wszystko rozumiem, nowe technologie i ukłony w stronę mainstreamu, ale jak decydujecie się na takie kroki, to zróbcie to przynajmniej porządnie, a nie znów na pół gwizdka. Istnieje coś takiego, jak elementarny szacunek dla konsumenta, czego powinniście się nauczyć po wpadce z „Dragon Age 2”.
PS. Walka wręcz wygląda całkiem smacznie, a tytuł graficznie prezentuje się nieźle, więc szczęśliwie nie wszystkie nowości są fatalne.