Sesja Sazanki

Choć zmierzch na dobre wypełzał na nieboskłon, ty wciąż pociłaś się w calimshańskim skwarze i duchocie, choć Myratma była niewątpliwie tethyrskim miastem. Bogom niech będą dzięki za wieczorną bryzę, która dawała ci cień wytchnienia nadlatując od strony morza, pomimo niesionego ze sobą odoru portowych kanałów.
Raczyłaś się możliwie najzimniejszym i najmniej śmiercionośnym trunkiem za możliwie najrozsądniejszą cenę w miejscowej tawernie, czekając na spotkanie z którymś z wyżej postawionych Harfiarzy.
Nie wiedziałaś z którym, co było standardową procedurą. On - lub ona - miał znaleźć ciebie i wyjaśnić na czym będzie polegać najbliższe zadanie.
Wiedziałaś tyle, że sprawa będzie dotyczyć północy Tethyru lub południa Calimshanu, stąd takie a nie inne miejsce spotkania.

Przez otwarte drzwi przetoczyło się trzech żeglarzy, podśpiewujących skoczne piosenki. Klientela prezentowała się dość standardowo - ktoś użynał się miejscowym sikaczem, ktoś rżnął w karty za ostatnie pieniądze, jako jedyny od reszty odstawał siedzący nieco dalej jegomość, który ponad wszelką wątpliwość c z y t a ł książkę.

Tethyr lub Calimshan. Z obu stron wasi agenci donosili o możliwych zawirowaniach politycznych i ekonomicznych, które z perspektywy równowagi sił w regionie byłyby bardzo niepożądane. Możliwe, że będziesz musiała wybrać w którą z tych spraw się zaangażować.

Przy stole karciarzy zakończyło się kolejne rozdanie, a dwóch graczy gwałtownie wstało z krzeseł i chwyciło się za szmaty. Nie minęła chwila, a jeden z nich po zadanym na odlew cepie poszybował na ulicę przez niskie okno pozbawione szyby. Jak gdyby nic się nie stało pozostała czwórka usiadła i w skupieniu zaczęła studiować kolejne rozdanie.
Lekko drgnęła, gdy tamci poderwali się z krzeseł. Nie ze strachu, raczej na skutek wyrwania z głębokiej zadumy. Przyglądała się im przez chwilę, spojrzała też w karty mężczyzny siedzącego do niej tyłem, lecz nie odnalazła żadnej rozrywki w obserwowaniu kolejnej partii i nieudolnych blefów.
Przeczesawszy palcami włosy uciążliwie przyklejające się do czoła przeniosła wzrok na czytającego. I tak, choć pewnie okazałby się najlepszym towarzyszem rozmowy, nie zaciekawił jej swoim zajęciem. Podłe miejsca, takie jak to, mogły być do zniesienia tylko w dobrym towarzystwie. Jako że takowe jej nie dopisywało, wróciła do rozmyślań... Tethyr, Calimshan... Oba kraje znała dość dobrze, Calimshan nawet lepiej. I choć tutejsze upały były nieznośne, lubiła jak powietrze niosło ten egzotyczny zapach, trunki uderzały do głowy szybciej, a ludzie... Ludzie byli jak wszędzie. Choć starała się dostrzec w nich tajemniczość, eteryczność i magię, cuchnęli i chlali tak samo, jak cuchnęli i chlali ludzie we wszystkich krajach, jakie znała. Może nawet bardziej?
Jakkolwiek uciążliwy nie byłby "zapach prawdziwych mężczyzn" unoszący się wszędzie wokół i tak był o wiele bardziej znośny niż w co najmniej tuzinie innych spelun, których bywalcy miesiącami nie widzieli kubła wody, a jedynie kubeł gówna.
U karciarzy ktoś spasował, ktoś przebił, następny podbił, ostatni zaś sprawdził i wyszedł na tym najgorzej. W rozgoryczeniu uniósł pięść wysoko, ale poprzestał na wymierzeniu kary stojącemu przed nim stołowi, który już nie takie rzeczy miał za sobą.
Człowiek z książką wstał, zamknął lekturę i powoli zbliżył się do ciebie, zatrzymując krok od stojącego po przeciwnej stronie twojego stołu krzesła. Mogłaś dokładnie przyjrzeć się jego gęstej, krótkiej brodzie, twarzy o ostrych rysach i ciemnym, wypływającym spod brudnoszarego kaptura włosom.
- Wolne? - zapytał wskazując na krzesło.
- Zależy z czym przychodzisz - odparła bez uśmiechu, posyłając gościowi przeciągłe spojrzenie, może nieco zdziwione.
Lubiła oceniać innych po wyglądzie, przeważnie to on dyktował, jak z daną personą postępowała i jaka była w obejściu. Po sobie niewiele dawała poznać, nosząc nijakie ciuchy, ot kurtkę nabitą ćwiekami, dopasowane portki i koszulę wiązaną pod biustem. Z twarzy też była... Ot, nic specjalnego, ani piękność, ani brzydactwo. Oczy miała jakby wiecznie przymrużone, podpuchnięte, skórę zaś bladą, zaczerwienioną od nieprzystosowania do słońca. Niektórym się podobała, ale podejrzewała, że byli to tacy, którym podoba się wszystko, oma cztery nogi i cycki.
Oczekując na odpowiedź uniosła brew.
Nieznajomy nie odpowiedział, jedynie bez słowa rzucił na stół przed tobą czytaną niedawno książkę. Tytuł na okładce brzmiał "Magia Harfy: historie wielkich wirtuozów".
- Ach... - szepnęła, patrząc na książkę. Potem znów podniosła wzrok na nieznajomego i, mogłoby się zdawać, w kąciku jej ust pojawił się lekki uśmiech. To ten dreszcz emocji, który towarzyszył jej zawsze, gdy miała po raz kolejny przeżyć jakąś niesamowitą przygodę... No, przynajmniej oderwać się od codzienności.
- Witam - dłonią wskazała na krzesło po drugiej stronie stołu.
Gdy usiadł do tawerny weszły jeszcze dwie załogi wracających prosto z morza marynarzy, dodając kolorytu tutejszemu harmidrowi.
- Sprawy są dwie - oznajmił bez wstępu, siadając. - jedna gorsza od drugiej, obie powiązane. Pierwsza dotyczy sytuacji w Tethyrze, która bardzo niedługo może ulec ponownemu załamaniu, głównie za sprawą pewnego bardzo ambitnego lorda z północy kraju. Druga to Calimshan, dokładniej Manshaka, i bardzo nieprzyjemne połączenie ambicji wezyra z imperialnymi aspiracjami Czerwonych. Od czego mam zacząć? - zapytał i odwrócił się na krześle, by machnąć na gospodarza tego przybytku.
- Nienawidzę magii, zacznij od Tethyru - odpowiadając spoglądała na nowo przybyłych. Jakoś tak bez zachwytu, bez emocji, ale... Przezorny ponoć jest ubezpieczony.
- Władca Velen, niejaki lord Clovis Greystör, w ostatnich latach dość bezkompromisowymi działaniami zapewnił sobie pełną kontrolę całego handlu od Amn po południe Tethyru. - Harfiarz umilkł na moment, gdy pojawiło się przed nim piwo. Nawet na nie nie spojrzał i ciągnął dalej - Jego najemnicy mordują wszystkich, którzy usiłują dostać się na południe drogą lądową, jego piraci łupią statki wszystkich, którzy nie chcą z nim handlować, dodatkowo nieustannie mordowani są wszyscy tamtejsi druidzi, wszystko to pod znakiem Uberlee i rękami Zakonu Meduzy. Na ledwie ustabilizowanej po wojnie o sukcesję arenie lord Greystör wyrasta na poważnego gracza, co może samo w sobie nie byłoby tak istotne. Jednak nasz agent w Calimshanie donosi, że wezyr Myrathmy usiłuje wciągnąć Velen do handlowego i bandyckiego sojuszu, który pozwolił by im zdominować cały handel na południe od Amn. Domyślasz się co to oznacza? - zapytał, sięgając wreszcie po stojący przed nim kufel.
- Pewnie niezłe zamieszanie. Gdybym potrafiła powiedzieć dokładnie, pewnie to ja rozmawiałabym teraz z jakimś młodzikiem, syl. Nie znam Velen ani tamtejszego władcy, tym bardziej nie rozumiem jego powiązań z wezyrem Myratmy. Powinnam? - czuła, że odpowiedź nie będzie miła, przywykła jednak do tego. Polityka, handel... To były sprawy trudne, a ona była przecież tylko żołnierzem. Uniosła więc brwi z zainteresowaniem i oczekiwaniem.
- Powinnaś, nie powinnaś, nie ma to teraz większego znaczenia. - twój rozmówca machną ręką w nieokreślonym geście - Grunt, że mamy podstawy sądzić, iż połączone aspiracje i środki tych dwóch osobistości mogą doprowadzić do kolejnego krwawego konfliktu wewnętrznego w Tethyrze lub Calimshanie albo i obu naraz, wraz z idącymi za tym zmianami politycznymi, czy nawet ustrojowymi. - zwilżył usta kolejnym łykiem trunku - Wyobraź sobie jak taki długotrwały zastój handlowy, chociażby w eksporcie calimshańskiej stali, wpłynie na cały region? Albo jak po całej okolicy rozpełznie się robactwo pokroju Thayan?
Przytaknęła głową. Przez chwilę myślała nad tą sprawą... Nie cierpiała magów, szczególnie Czerwonych. Wstręt do magii wynikał z niezrozumienia, lecz tolerowała ją dopóki nie miała do czynienia z magiem. Byli zadufani w sobie i aroganccy.
- Jaka ma być moja rola? Wybraliście mnie z jakiegoś konkretnego powodu, jak mniemam. Moje zdolności są dość szczególne, jak na zwiadowcę... Mam rację, syl?
Paznokciem żłobiła dziurę w stolę, wzdłuż wytartego sęku. Trunek jakoś jej nie zachęcał do picia, wolała czym innym zająć dłonie. Ajj... Drzazga. Spojrzała na czubek palca, potem na rozmówcę.
- Zależy nam na kimś, kto będzie potrafił odpowiednio wymanewrować obie strony i nie dopuścić do sytuacji, w której te pseudodyplomatyczne zabiegi zakończą się sukcesem. Podobno radzisz sobie z polityką i dworskim intryganctwem, a w tym wypadku przechwytywanie i preparowanie pewnych pism może mieć kluczowe dla sprawy znaczenie. Jeżeli odpowiada ci taka rola, to mamy możliwość wprowadzić do bezpośredniego otoczenia wezyra Manshaki jako poleconego doradcy. Jeśli nie - uśmiechnął się połowicznie - zostaje zawsze sprawa numer dwa.
- Ze sklepikarza na doradcę wezyra, ot co, niezły awans! Wszystko pięknie, syl, to mi odpowiada, lecz zdradź mi, kto będzie przekazywał mi dalsze polecenia? - Calimshan... Dlaczego właściwie tak kochała ten kraj? Tutejsza polityka opierała się na zdradach,a handel na oszustwach. Władza natomiast na kłamstwach, morderstwach i szantażach. Trudnym zdaniem było angażowanie się w tą misję. Trudnym, acz zaszczytnym i chwalebnym.
- I... Jakim sposobem wezyr uszanuje doradę-kobietę? Chyba nie każecie udawać mi faceta? - znów uniosła brwi. Ta wizja, niekłamanie, rozbawiła ją wielce.
- Odpowiednie polecanie otrzymasz w stosownym czasie, a w sytuację powinien wprowadzić cię "nasz" człowiek sułtana. Jest jednak drobny problem polegający na tym, że od dość dawna nie mieliśmy z nim kontaktu. - Harfiarz podrapał brodę, zastanawiając się nad czymś - W związku z tym nie mamy całkowitej pewności odnośnie tego, na ile jest to wciąż "nasz" człowiek. Być może faktycznie przestał nim być, być może okoliczności nie pozwalały mu nawiązać kontaktu, być może też był świadom naszych wątpliwości i na wszelki wypadek wolał poczekać na nasz ruch... To rozstrzygnie się, gdy się tam pojawisz. Co do szacunku wezyra dla kobiety, będziesz musiała go sobie jakoś zaskarbić - spojrzał na ciebie w sposób dający jednoznacznie do zrozumienia, że nie obchodzą go metody, w jaki osiągniesz ten cel - , ale będziesz miała o tyle łatwiej, że jednym z jego doradców jest już jedna kobieta. I o tyle trudniej, wiadomo jak to z babami... - pozwolił sobie na lekką drwinę.
Uniosła brew. Przez chwilę chciała zapytać, co miał na myśli i drążyć temat. Nie chciała jednak być babą.
- Jestem gotowa do drogi, wszystkie rzeczy mam w Diabłach po drugiej stronie placu. Skoro jednak nie wiem, kim jest "nasz" człowiek, gdy dotrę do Myratmy mam tracić czas na szukanie go czy udać się do kogoś konkretnego i zająć się tym później? Wezyr może nie być nazbyt cierpliwą osobą.
Mogła też potrzebować pewnego budżetu na stroje i... machinacje. Tym jednak zajmie się w swoim czasie, złoto nigdy nie stanowiło problemu.
- Prawdopodobnie to on znajdzie cię pierwszy i miejmy nadzieję, że to okoliczność sprzyjająca. - mężczyzna ponownie podrapał się po brodzie. - Choć oczywiście musisz uważać. Co do wezyra, to nie martwiłbym się aż tak. Ponoć jest...
Nie dowiedziałaś się jednak kim jest wezyr Fanzir. Po prawo od was przy szynkwasie spadła ze stołka z głośnym hukiem jakaś małolata, odsuwając się czym prędzej od stojącego obok niej człowieka w długim płaszczu. Człowiek ten obrócił się gwałtownie twarzą w waszą stronę, a z pomiędzy jego dłoni wystrzelił ciemny, szkarłatny promień energii, który zmiótł z krzesła twojego rozmówcę, rzucając nim o ścianę.

[Dodano po 4 miesiącach]

[A dokąd dopłyniecie i co tam zastaniecie, okaże się później ]

[Ilustracja]

KONIEC


http://forum.gexe.pl/...3-posumowanie/
← Sesja FR
Wczytywanie...