Oglądając czwartą część „Making of Drakensang: The River of Time” poczułem lekkie rozczarowanie. Trzeci filmik traktujący o pracy od kuchni nad tą produkcją, okazał się całkiem interesujący – zawierając masę smaczków, frapujących informacji oraz kilka niezłych scenek prosto z gry. Rzekłbym – reklama idealna. Niestety panowie z Radon Labs postanowili nakręcić finał, w podobnym stylu jak początek, co niezbyt fortunnie odbiło się na jakości tego „dzieła”.
Zamiast intrygujących faktów i ciekawostek, mamy filmik o… hmm… doświadczeniach developerów i świecie Aventurii? Zgaduję, bo moim skromnym zdaniem, wyszedł z tego bełkot, pełen „oczywistych oczywistości” i nieistotnych deklaracji. Trochę takie gadanie, aby wypełnić te cztery ostatnie minuty, bo tyle było umówione i zakontraktowane. Świat jest niesprawiedliwy, bo ja to robię za darmo, a im za to płacą ciężkie pieniądze – chyba muszę tam wysłać swoje CV.
W głowach pewnie zaświtało Wam pytanie, po jaką cholerę ja o tym piszę, skoro jest to taka żenada? Ha, nikt nie zna swojego przeznaczenia i może kiedyś będziecie szychami w branży elektronicznej rozrywki. Jeżeli tak się stanie i będziecie planowali zrobić filmik „Making of”, przypomnijcie sobie ten traktujący o „Drakensang: The River of Time”. Dzięki temu unikniecie zażenowania i zniechęcenia potencjalnego konsumenta.