Kupne czy biblioteczne?
No właśnie, ostatnio towarzysząc kumplowi w książkowych zakupach zaczęliśmy się zastanawiać nad tym, czy lepiej kupować własne, czy wspierać biblioteki? Osobiście z jednej strony uwielbiam mieć własne książki i marzy mi się prywatna opasła biblioteczka, ale z drugiej strony w książkach z biblioteki jest coś osobliwego, to takie sfatygowanie tysiącami użyszkodników, jakiś taki ciężar historii tych wszystkich osób. Dlatego zaczęłam się zastanawiać - lepiej kupować, czy wypożyczać? Wiem, że niektórzy czytając biblioteczne czują się jakby korzystali z publicznej toalety...
Z fantastyką w bibliotekach jest niestety tak, że często albo jej nie ma, albo jest wypożyczona. Nowości bywają, ale są wypożyczane na pniu. Starocie też bywają, ale nie wszędzie.
Ja ostatnio kupuję książki na tzw. szrocie. Zwykle jak pokonuję trasę Katowice - Warszawa Centralna, zwiedzam uprzednio szrot, czyli antykwariat w formie zapchanej stosami książek budy. Można tam złowić prawdziwe perełki, na przykład nie wznawiane już książki i opowiadania Kuttnera, stare antologie, świetne książki mniej znanych autorów, a czasem i nowe, zwykle w bzdurnie niskiej cenie. W ten sposób kupiłem nowy "Kolor Magii" Pratchetta (12 zł, o ile się nie mylę, wydanie kieszonkowe, nowa), wcześniej "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" Dicka (też 12, używana). Ostatnio "Smok i Jerzy" Dicksona (7 zł, używana w dobrym stanie) oraz kilka zeszytów z nieznanymi mi opowiadaniami Kuttnera (3 zł sztuka, wydanie zeszytowe, wytargowałem 10% zniżki). Tak samo, regularnie sprawdzam szroty gazetowe, i tak zdobyłem wydanie CD-Action 2-3 miesiące przeterminowane, z Drakensangiem na płycie (8,50).
Książki, które nie sprzedają się w sklepach, trafiają na wyprzedaże w tych samych sklepach. Jeśli nadal się nie sprzedadzą, zwykle idą na przemiał. Jak to wygląda? Okładka idzie do utylizacji, strony są wycinane i pakowane w makulaturę. Kleojne szczyty kartek to materiał wysokoenergetyczny, który trafia jako opał do ciepłowni. Czasem część "przemiału" wraca właśnie na szroty. lubię kupować książki, które inaczej zostałyby zniszczone. I lubię, gdy mój portfel nie chudnie od tego zbyt prędko.
Ja ostatnio kupuję książki na tzw. szrocie. Zwykle jak pokonuję trasę Katowice - Warszawa Centralna, zwiedzam uprzednio szrot, czyli antykwariat w formie zapchanej stosami książek budy. Można tam złowić prawdziwe perełki, na przykład nie wznawiane już książki i opowiadania Kuttnera, stare antologie, świetne książki mniej znanych autorów, a czasem i nowe, zwykle w bzdurnie niskiej cenie. W ten sposób kupiłem nowy "Kolor Magii" Pratchetta (12 zł, o ile się nie mylę, wydanie kieszonkowe, nowa), wcześniej "Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" Dicka (też 12, używana). Ostatnio "Smok i Jerzy" Dicksona (7 zł, używana w dobrym stanie) oraz kilka zeszytów z nieznanymi mi opowiadaniami Kuttnera (3 zł sztuka, wydanie zeszytowe, wytargowałem 10% zniżki). Tak samo, regularnie sprawdzam szroty gazetowe, i tak zdobyłem wydanie CD-Action 2-3 miesiące przeterminowane, z Drakensangiem na płycie (8,50).
Książki, które nie sprzedają się w sklepach, trafiają na wyprzedaże w tych samych sklepach. Jeśli nadal się nie sprzedadzą, zwykle idą na przemiał. Jak to wygląda? Okładka idzie do utylizacji, strony są wycinane i pakowane w makulaturę. Kleojne szczyty kartek to materiał wysokoenergetyczny, który trafia jako opał do ciepłowni. Czasem część "przemiału" wraca właśnie na szroty. lubię kupować książki, które inaczej zostałyby zniszczone. I lubię, gdy mój portfel nie chudnie od tego zbyt prędko.
Kiedyś korzystałem z biblioteki często w celach rekreacyjnych, obecnie jedynie w celach naukowych. Posłużę się słowami Chylińskiej:
Nie kupuję książek poza fantastyką i nie mam nic przeciwko książkom używanym, jeżeli nie są aż nadto zniszczone. Natomiast jeżeli mam oddać z powrotem jakąś fajną książkę, to ciężko robi się na sercu.
Cytat
Nienawidzę bibliotek. Książka z biblioteki jest jak facet, który miał mnóstwo kobiet. Przychodzi do ciebie i czujesz, że pachnie kimś innym. Niby go kochasz, chcesz z nim być, chcesz to wszystko pojąć, ale wiesz, że był dotykany przez inne. Najgenialniejsza książka odpada, kiedy jest poplamiona, popisana. Ktoś ją miał, ktoś ją czytał i ktoś swoim tłustym wzrokiem próbował skumać, o co w niej chodzi.
Nie kupuję książek poza fantastyką i nie mam nic przeciwko książkom używanym, jeżeli nie są aż nadto zniszczone. Natomiast jeżeli mam oddać z powrotem jakąś fajną książkę, to ciężko robi się na sercu.
Natomiast ja jestem przeciwny kupowaniu nowych książek nawet, jeżeli miałoby to oznaczać, że nie czytam najnowszych wydań. Za dużo drzew na to idzie, a jeszcze nie wiele wydawnictw oferuje okładki eko. Dlatego też jestem gościem w antykwariatach i innych książkowych spelunach, gdzie są starszawe książki całkiem nie zniszczone, jak np. moja perła w koronie Vanity Fair. Tanio i bez zabrudzeń.
Dodatkowo uczęszczam do publicznej biblioteki i nie wiem skąd u ludzi takie obrzydzenie. Kocham zapach żółtych kart! To tak jakbym znalazł cenny wolumin. Jedyne co mnie przeraża, to fakt, iż ludzie wyrywają kartki albo wypisują numer telefonu. o co chodzi?
Dodatkowo uczęszczam do publicznej biblioteki i nie wiem skąd u ludzi takie obrzydzenie. Kocham zapach żółtych kart! To tak jakbym znalazł cenny wolumin. Jedyne co mnie przeraża, to fakt, iż ludzie wyrywają kartki albo wypisują numer telefonu. o co chodzi?
Jak ktoś ma nadmiar kasy to nich sobie kupuje nawet wszystkie wydania. Mnie nie było stać na kupowania wszystkich książek które mi się spodobały. Gdybym kupował wszystkie jak leci, zabrakło by mi na życie ;p
Chcesz przeczytać książkę ale nie masz kasy? Idź do biblioteki. Chcesz przeczytać książkę i wydać forsę po czym odłożyć ją na półkę na bóg wie ile, proszę bardzo.
Poza tym śmieszy mnie to co zacytował Med. Jak cię książka wciągnie to nie zauważysz czy jest napisana na papierze toaletowym czy na papierze kredowym. Kartka to kartka.
A jeśli ciężko ci na sercu ją później oddawać, to znak żeby ją kupić.
Chcesz przeczytać książkę ale nie masz kasy? Idź do biblioteki. Chcesz przeczytać książkę i wydać forsę po czym odłożyć ją na półkę na bóg wie ile, proszę bardzo.
Poza tym śmieszy mnie to co zacytował Med. Jak cię książka wciągnie to nie zauważysz czy jest napisana na papierze toaletowym czy na papierze kredowym. Kartka to kartka.
A jeśli ciężko ci na sercu ją później oddawać, to znak żeby ją kupić.
Cytat
Jak cię książka wciągnie to nie zauważysz czy jest napisana na papierze toaletowym czy na papierze kredowym.
Oczywiście, że zauważę. Jasne, książkę przeczytam, ale później będę narzekał. Książki wydrukowane na srajtaśmach prędko ulegają zniszczeniu, tak że np. wożenie ich w plecaku na podróż to wielkie ryzyko. Jakość czytania też jest o wiele niższa. A jak nie mam kasy, to nie kupuję, idę do antykwariatu albo patrzę na Allegro czy ktoś w moich okolicach nie sprzedaje. Poza tym nie lubię, gdy wisi nade mną deadline oddania książki, nawet gdy jest on bardzo długi.
@Ati
Niestety, w Warszawie prościej jest znaleźć szrot z filmami na DVD (czego kompletnie nie pojmuję) niż dobry szrot z książkami. Warto szukać po Centralnym. Wysiadając z 17/10/33/16 w stronę Ronda na Centralnym i wchodząc północnymi schodami, są zaraz dwa obok siebie. Jeden po lewej od baru Vinam, a drugi 20 metrów dalej w lewo. W przejściu podziemnym przy Złotych też jest, ale tam nigdy nic nie ma z fantastyki, za to można znaleźć czasem coś naprawdę fajnego. W Galerii Środkowej jest fajny kiosk z nowymi książkami, ceny mniejsze o 2-5 zł w stosunku do np. Empiku.
Niestety, w Warszawie prościej jest znaleźć szrot z filmami na DVD (czego kompletnie nie pojmuję) niż dobry szrot z książkami. Warto szukać po Centralnym. Wysiadając z 17/10/33/16 w stronę Ronda na Centralnym i wchodząc północnymi schodami, są zaraz dwa obok siebie. Jeden po lewej od baru Vinam, a drugi 20 metrów dalej w lewo. W przejściu podziemnym przy Złotych też jest, ale tam nigdy nic nie ma z fantastyki, za to można znaleźć czasem coś naprawdę fajnego. W Galerii Środkowej jest fajny kiosk z nowymi książkami, ceny mniejsze o 2-5 zł w stosunku do np. Empiku.
Cytat
Osobiście wolę kupować książki. Zapełniony po brzegi, prywatny regał z czystą fantastyką, jest tym, co mi się marzy Na razie jeszcze trochę brakuje, bo zapełniona jest tylko jedna półka
Jest fajnie, dopóki Ci się ten regał nie zapełni i trzeba szukać miejsca na kolejne książki. U mnie to powoli staje się problemem...
Uwielbiam mieć własne książki, uwielbiam je oglądać na półkach, przestawiać, wyciągać i oglądać okładki, sprawdzać nazwiska tłumaczy i innych szarych eminencji, wyciągać losową na pół godziny przed obiadem i zacząć czytać z losowego miejsca by odwrócić uwagę od głodu. Każdy ma swoje dziwactwa, moje jest właśnie takie. Czasem zdobywam książki w antykwariatach, ale często po prostu kupuję nowe - przynajmniej jedną w miesiącu. Na więcej przez większość roku nie mam czasu. Rodzice mnie póki co utrzymują i chętnie dają na ten cel pieniądze, więc korzystam.
Do biblioteki udaję się w wakacje - Bibliotek Miejska w Wejherowie ma dość pokaźny zbiór fantastyki, w dodatku w przyzwoitym stanie i kilka perełek. Nie mam takich oporów jak pani Chylińska
Wolę bibliotekę. Raz, że smutno trochę kupować książkę, która przeczytana raz, może dwa razy, wyląduje na półce i będzie tylko zbierać kurz. Nie odczuwam potrzeby posiadania, więc jeżeli mam jakieś nowe pozycje, to pewnie dostałem je na urodziny/gwiazdkę. Poza tym, książki z biblioteki są jak żywe. Miło bierze się do ręki pozycję ze spracowanym, popękanym grzbietem, kartkami, które nasiąknęły wieloma zapachami wielu czytelników. Teoretycznie, im bardziej zniszczona książka, tym jest ciekawsza, bo więcej ludzi po nią sięgnęło. Na dodatek, biblioteka jest jak wehikuł czasu, ma książki sprzed moich narodzin, których w sklepie bym nie dostał, a które są genialne, oryginalne i bardziej futurystyczne, niż można by pomyśleć. SF sprzed 30 lat to zupełnie inna kategoria książek i niewiele ma już wspólnego z twórczością współczesną...
A ja jestem rozdzielony na pół. Raz lubie książki pachnące tą niesamowitą "nowością". Dwa lubie biblioteki. To takie świątytnie spokoju. Btw. Kiyuku ja też mam swoją mini biblioteke. Tylko, że jedyna fantastyka na półce to dwie części Harr'ego Pottera, a reszta to encyklopedia, słowniki, atlasy itp.
Co o tym sądzicie? To stwierdzenie jest nieco wyrwane z kontekstu co prawda, stąd dokładam też link do pełnego wywiadu.
Tylko celem bibliotek ma być propagowanie alfabetyzmu i oświecenia wśród ludu, który i tak rzadko czytuje. Gdyby biblioteki musiały odprowadzać jakieś składki to i tak obiłoby się to na czytelniku, gdyż dofinansowanie tego typu punktów pochodzi z budżetu, czyli z podatków. Natomiast jeżeli biblioteki zaczęłyby wypożyczać książki za jakąś opłatą, to znów "zdradziłyby" swój cel nadrzędny, czyli propagowanie alfabetyzmu, bo kto korzystałby z jej zbiorów, skoro trzeba płacić.