Wnioskując z ostatnich komentarzy, wielu Czytelników z niecierpliwością oczekuje końca marca. To termin, w którym zadebiutuje darmowe DLC do „Mass Effect 2”, o dość patetycznym tytule „Firewalker”. Trudno się temu dziwić, kilka zupełnie nowych misji i crème de la crème w postaci wehikułu „M57 Hammerhead”, duchowego następcy „M35 Mako”. Ba, skłamałbym gdybym napisał, że sam nie odliczam dni ze zniecierpliwieniem – choć nadal mam żywe koszmary, które przenoszą mnie do czasów, gdy musiałem użerać się nie z nacierającym wrogiem, ale ze szalonym sterowaniem tą stertą złomu z pierwszej części. Jak słowo daje, ujrzenie tego paskudztwa rdzewiejącego na opuszczonej przez Boga planecie było niczym miód na moje serce. Dlatego też miałem pewne obawy związane z tym dodatkiem i ciągle rozmyślałem, czy BioWare i w tym wypadku wyciągnie wnioski z własnych błędów?
Z ulgą muszę napisać – chyba tak. Utwierdziła mnie w tym przekonaniu czwarta część programu GameTrailers TV, w której to zaprezentowane zostały fragmenty, pokazujące, jak wygląda w akcji nasz własny pojazd szturmowy. Szkoda tylko, że panowie Muzyka i Zeschuk praktycznie nic nie wnoszą do tych urywków, prócz oczywiście dowcipkowania, ale jak to mawiają – na wszystko przyjedzie pora.
Ostateczny werdykt oczywiście wydam, gdy wspomniane rozszerzenie trafi na mój dysk, aczkolwiek wszystko to wygląda efektownie, smacznie i wręcz wystrzałowo. Szykuje nam się porządna dawka akcji.