Do napisania tego zainspirowały mnie dwa tematy Imię Skrzymka oraz Zbalansowanie fabularne? Maegringa.
Pragnę przybliżyć wam moje zdanie na temat fantasy, języka oraz klimatu. Mógłbym pisać długo, ale po co, skoro ktoś już to za mnie zrobił? Może nie chwyta wszystkiego w stu procentach, ale wierzę, że jesteście w stanie pociągnąć ten tok rozumowania dalej. Jednak nie chcę nikogo zachęcać do dyskusji, wręcz przeciwnie. Nie musicie się przed nikim tłumaczyć, już na pewno przede mną.
Otóż trapi mnie wielce, że czepiacie się imion, szczególnie uzasadnienie "Runy" przez szanownego kolegę Skrzymka.
Oczywiście, bo w Faerunie nie było ormian, ani germanów, ani celtów. Żeby nie było, nie chcę obierać stanowiska w zamkniętym już temacie Runy, tylko posługuję się jej przykładem. Proszę, nie kontynuujcie tutaj tej dyskusji.
Przypomina mi się reklama getionary.pl. Chcecie coś usunąć, bo jest nieklimatyczne, bo źle brzmi? Wszystko jest kwestią umowną, zależy od widzimisię władców, tak. Przypomina mi to świat, w którym władca mówi "żydzi są źli, nie pasują do reszty, do pieca z nimi". Przypomina mi to świat, w którym silni i głupi kibole idąc ulicą zaczepiają nie pasującego do otoczenia murzynka. ("upieczemy murzynka?" ).
Czy światy fantasy muszą być takie szare i jednolite? Chociaż nie, przepraszam, rzeczywiście macie piękne imiona. aeoea, im więcej samogłosek tym lepiej.
Przy okazji zachęcam do obejrzenia filmików z cyklu "Sapkowski w empiku", które również mówią o języku w fantasy, w podobny sposób aczkolwiek zahaczają temat od innej strony, zdaje mi się. Kto jest teraz klimatyczny? Czym jest klimat?
I znowu posłużę się cytatem z ASa, że więcej do dodania nie mam nic, chyba że obelżywe słowo. Quod erat demonstrandum.
Pragnę przybliżyć wam moje zdanie na temat fantasy, języka oraz klimatu. Mógłbym pisać długo, ale po co, skoro ktoś już to za mnie zrobił? Może nie chwyta wszystkiego w stu procentach, ale wierzę, że jesteście w stanie pociągnąć ten tok rozumowania dalej. Jednak nie chcę nikogo zachęcać do dyskusji, wręcz przeciwnie. Nie musicie się przed nikim tłumaczyć, już na pewno przede mną.
Cytat
Tego, że podstawową sprawą dla każdego piszącego jest używany w pisaniu język, udowadniać raczej nie ma potrzeby - wszakże facta notoria non exigent probationem. Pisanie fantasy wyjątkiem nie jest.
Dziś zajmiemy się językiem, którego w fantasy należy używać - ze szczególnym zaś uwzględnieniem słów, w których w fantasy nie wolno używać. Celem teoretycznego wprowadzenia uczynimy maleńką powtórkę z literatury. Henryk Sienkiewicz, "Potop". Scena powszechnie i dobrze znana. Oto pan Andrzej Kmicic, zaskoczony podczas próby zapalenia lontu zwisającego z lufy szwedzkiej kolubryny, zręcznie się wyłgiwa - utrzymuje oto, że stempel mu diabli do rowu wzięli, krzesze więc ogień, by móc go odszukać.
Zdanie to wygłasza w języku niemieckim, którego zgodnie z wolą autora wyuczył się perfekt podczas birbanckich pogwarek z kawalkatorem Zendem. Pomijajam fakt cholernego szcześcia, jakie miał Kmicic trafiając na wartownika Niemca, nie zaś na rodowitego Szweda z pułku westgotlandzkiego, wątpię bowiem, by pan Andrzej i kawalkator Zend wiedzieli, jak po szwedzku nazywa się stempel. Zauważyć jednak należy, że zdanie o stemplu napisane jest po polsku, nie po niemiecku. Cała "Trylogia" napisana jest po polsku, przez polskiego pisarza dla polskiego czytelnika. Zdanie o utraconym jakoby stemplu to nie jakaś tam "Ałła" czy jakieś tam "Jarema ide", które dla uatrakcyjnienia tekstu można było zostawić w quasi oryginale. Niemieckie zdanie o stemplu należało przełożyć, by czytelnik był w stanie je zrozumieć.
Podobnie postępujemy w fantasy - wzorem klasyków. U Tolkiena orki wykrzykują swoje "durbatuluk krakatuluk", ale za chwilę mówią zrozumiale. Dla hobbitów. I dla czytelników. Dlatego, że Tolkien przekłada zrozumiałą dla hobbitów Wspólną Mowę na angielski. My, pisząc polską fantasy, wymyślamy świat, w którym używa się wymyślonego języka Uru, albo Guru, albo Shuru-Buru. I przekładamy ten język na polski. Z dobrodziejstwem inwentarza.
No tak, powie ktoś, ale nawet taki przekład winien być dokonany na fantastyczny polski. To znaczy stylizowany polski. Pod żadnym pozorem nie na współczesny polski! Język w fantasy należy stylizować!
W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by to robić. Stylizować, znaczy. Pomijając drobny fakt, że nie bardzo wiadomo, na co. Sienkiewicz miał łatwiej, bo on wiedział, na co. "Trylogia", jak powszechnie wiadomo, obejmuje akcją lata 1647 - 1673. Podówczas co drugie zdanie można było zaczynać od "Quod attinet", a o każdym, kto się zarumienił, winno się było powiadać, że jako panna się zapłonił, bo modestia w nim męstwu równa. Podobnie dało się jakoś stylizować długoszowski język piętnastowieczny ("Krzyżacy"), na nim opierać stylizację czternastowieczną, ba, nawet wcześniejszą, sięgającą wieku dziesiątego (Bunsch, Gułubiew). Na co jednak stylizować język w fantasy, której akcja nie dzieje się wszak w żadnym określonym wieku, ale w nieokreślonej Nibylandii - w another galaxy, another time?
Ktoś powie: należy stylizować zgodnie z duchem czasu. Fantasy to światy (i czasy) miecza, kolczugi, konia, kropierza i kulbaki. W kolczudze i z kulbaki trzeba mówić: "Na honor, srogiego doznaję cierpienia atoli pragnienie trapi mnie ustawiczne." Włożenie w usta siedzącego na kulbace rycerza słów "Mam cholernego kaca" równałoby się wszak włożeniu mu na uszy słuchawek walkmana. Bo chociaż w wyimaginowanym przez nas języku Shuru-Buru niezawodnie istnieje słowo, które krótko, niewyszukanie, treściwie a precyzyjnie oddaje stan przepicia, nie możemy przełożyć go w fantasy na "kac", wywodzący się z niemieckiego Katzenjammer. W Never-Never Landzie nie było wszak Niemców i nie ma prawa być niemczyzny.
Dobrze. Przechodzimy do zajęć praktycznych. Napiszemy za moment jedno niezbyt długie fantastyczne zdanie, po czym wyeliminujemy z tego zdania wszystkie słowa, których w fantasy użyć nie można. Dla ułatwienia zajmiemy się wyłącznie rzeczownikami.
Zdanie brzmi: "Król, widząc długą kolumnę uzbrojonych w lance rycerzy na bojowych koniach, doznał głębokiej frustracji".
Co należy wyeliminować? Oczywiście frustrację. Nie pasuje, bo to jest fantasy i pełny mieczów i kulbak Never-Never Land. Tutaj nie wolno się frustrować. Wolno się trapić, frasować, markocić, wolno do srogiej cholery być przywiedzionym. Frustracja to słowo obce, pochodzące od łacińskiego frustra, frustratio. Frustracja - won!
Czy tylko ona? Otóż nie. Won idą także, po kolei: kolumna, lance i rycerze. To także są słowa, których w fantasy użyć nie wolno. Słowo rycerz ma źródło w od starogermańskim ritan, ritha, stąd angielskie ride, rider, niemieckie Ritt, reiten, Reiter. Słowo lanca idzie od łacińskiego lancea, stąd lance, lancer, Lanze. Słowo kolumna idzie od wziętego z tejże łaciny columna, columen. Nie godzi się używać w Nibylandii takich słów, albowiem w tejże Nibylandii nie było ani starodawnych Germanów, ani Rzymian, ani łaciny.
A więc został król? Nieprawda, nie został. Król jest do eliminacji i detronizacji. Słowo to pochodzi od czeskiego kral, a wzięło się to od imienia króla Franków, Karola zwanego Wielkim. W fantastycznym Never-Never Landzie pod żadnym pozorem nie mogło być Karola Wielkiego, a więc i słowa król użyć nie można. Won z królem. Le roi est mort. Król jest, nie bójmy się tego powiedzieć, nagi.
Co więc zostało? Konie.
A konie, jakie są, każdy widzi.
Andrzej Sapkowski, Nowa Fantastyka 165/1996
Dziś zajmiemy się językiem, którego w fantasy należy używać - ze szczególnym zaś uwzględnieniem słów, w których w fantasy nie wolno używać. Celem teoretycznego wprowadzenia uczynimy maleńką powtórkę z literatury. Henryk Sienkiewicz, "Potop". Scena powszechnie i dobrze znana. Oto pan Andrzej Kmicic, zaskoczony podczas próby zapalenia lontu zwisającego z lufy szwedzkiej kolubryny, zręcznie się wyłgiwa - utrzymuje oto, że stempel mu diabli do rowu wzięli, krzesze więc ogień, by móc go odszukać.
Zdanie to wygłasza w języku niemieckim, którego zgodnie z wolą autora wyuczył się perfekt podczas birbanckich pogwarek z kawalkatorem Zendem. Pomijajam fakt cholernego szcześcia, jakie miał Kmicic trafiając na wartownika Niemca, nie zaś na rodowitego Szweda z pułku westgotlandzkiego, wątpię bowiem, by pan Andrzej i kawalkator Zend wiedzieli, jak po szwedzku nazywa się stempel. Zauważyć jednak należy, że zdanie o stemplu napisane jest po polsku, nie po niemiecku. Cała "Trylogia" napisana jest po polsku, przez polskiego pisarza dla polskiego czytelnika. Zdanie o utraconym jakoby stemplu to nie jakaś tam "Ałła" czy jakieś tam "Jarema ide", które dla uatrakcyjnienia tekstu można było zostawić w quasi oryginale. Niemieckie zdanie o stemplu należało przełożyć, by czytelnik był w stanie je zrozumieć.
Podobnie postępujemy w fantasy - wzorem klasyków. U Tolkiena orki wykrzykują swoje "durbatuluk krakatuluk", ale za chwilę mówią zrozumiale. Dla hobbitów. I dla czytelników. Dlatego, że Tolkien przekłada zrozumiałą dla hobbitów Wspólną Mowę na angielski. My, pisząc polską fantasy, wymyślamy świat, w którym używa się wymyślonego języka Uru, albo Guru, albo Shuru-Buru. I przekładamy ten język na polski. Z dobrodziejstwem inwentarza.
No tak, powie ktoś, ale nawet taki przekład winien być dokonany na fantastyczny polski. To znaczy stylizowany polski. Pod żadnym pozorem nie na współczesny polski! Język w fantasy należy stylizować!
W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by to robić. Stylizować, znaczy. Pomijając drobny fakt, że nie bardzo wiadomo, na co. Sienkiewicz miał łatwiej, bo on wiedział, na co. "Trylogia", jak powszechnie wiadomo, obejmuje akcją lata 1647 - 1673. Podówczas co drugie zdanie można było zaczynać od "Quod attinet", a o każdym, kto się zarumienił, winno się było powiadać, że jako panna się zapłonił, bo modestia w nim męstwu równa. Podobnie dało się jakoś stylizować długoszowski język piętnastowieczny ("Krzyżacy"), na nim opierać stylizację czternastowieczną, ba, nawet wcześniejszą, sięgającą wieku dziesiątego (Bunsch, Gułubiew). Na co jednak stylizować język w fantasy, której akcja nie dzieje się wszak w żadnym określonym wieku, ale w nieokreślonej Nibylandii - w another galaxy, another time?
Ktoś powie: należy stylizować zgodnie z duchem czasu. Fantasy to światy (i czasy) miecza, kolczugi, konia, kropierza i kulbaki. W kolczudze i z kulbaki trzeba mówić: "Na honor, srogiego doznaję cierpienia atoli pragnienie trapi mnie ustawiczne." Włożenie w usta siedzącego na kulbace rycerza słów "Mam cholernego kaca" równałoby się wszak włożeniu mu na uszy słuchawek walkmana. Bo chociaż w wyimaginowanym przez nas języku Shuru-Buru niezawodnie istnieje słowo, które krótko, niewyszukanie, treściwie a precyzyjnie oddaje stan przepicia, nie możemy przełożyć go w fantasy na "kac", wywodzący się z niemieckiego Katzenjammer. W Never-Never Landzie nie było wszak Niemców i nie ma prawa być niemczyzny.
Dobrze. Przechodzimy do zajęć praktycznych. Napiszemy za moment jedno niezbyt długie fantastyczne zdanie, po czym wyeliminujemy z tego zdania wszystkie słowa, których w fantasy użyć nie można. Dla ułatwienia zajmiemy się wyłącznie rzeczownikami.
Zdanie brzmi: "Król, widząc długą kolumnę uzbrojonych w lance rycerzy na bojowych koniach, doznał głębokiej frustracji".
Co należy wyeliminować? Oczywiście frustrację. Nie pasuje, bo to jest fantasy i pełny mieczów i kulbak Never-Never Land. Tutaj nie wolno się frustrować. Wolno się trapić, frasować, markocić, wolno do srogiej cholery być przywiedzionym. Frustracja to słowo obce, pochodzące od łacińskiego frustra, frustratio. Frustracja - won!
Czy tylko ona? Otóż nie. Won idą także, po kolei: kolumna, lance i rycerze. To także są słowa, których w fantasy użyć nie wolno. Słowo rycerz ma źródło w od starogermańskim ritan, ritha, stąd angielskie ride, rider, niemieckie Ritt, reiten, Reiter. Słowo lanca idzie od łacińskiego lancea, stąd lance, lancer, Lanze. Słowo kolumna idzie od wziętego z tejże łaciny columna, columen. Nie godzi się używać w Nibylandii takich słów, albowiem w tejże Nibylandii nie było ani starodawnych Germanów, ani Rzymian, ani łaciny.
A więc został król? Nieprawda, nie został. Król jest do eliminacji i detronizacji. Słowo to pochodzi od czeskiego kral, a wzięło się to od imienia króla Franków, Karola zwanego Wielkim. W fantastycznym Never-Never Landzie pod żadnym pozorem nie mogło być Karola Wielkiego, a więc i słowa król użyć nie można. Won z królem. Le roi est mort. Król jest, nie bójmy się tego powiedzieć, nagi.
Co więc zostało? Konie.
A konie, jakie są, każdy widzi.
Andrzej Sapkowski, Nowa Fantastyka 165/1996
Otóż trapi mnie wielce, że czepiacie się imion, szczególnie uzasadnienie "Runy" przez szanownego kolegę Skrzymka.
Cytat
Runy (alfabet runiczny) – alfabet używany do zapisu przez Ormian (wczesna starożytność), ludy germańskie (tzw. alfabet Fu?ark od pierwszych 6 liter) i celtyckie. Niekiedy nazwę "runy" odnosi się także do systemów piśmienniczych stosowanych przez ludy tureckie (tzw. alfabet orchoński) oraz Madziarów (Węgrów) (tzw. rowasz). Używany również w obrzędach magicznych. Staronordyckie słowo *run oznacza 'tajemnicę', 'sekret'.
Oczywiście, bo w Faerunie nie było ormian, ani germanów, ani celtów. Żeby nie było, nie chcę obierać stanowiska w zamkniętym już temacie Runy, tylko posługuję się jej przykładem. Proszę, nie kontynuujcie tutaj tej dyskusji.
Przypomina mi się reklama getionary.pl. Chcecie coś usunąć, bo jest nieklimatyczne, bo źle brzmi? Wszystko jest kwestią umowną, zależy od widzimisię władców, tak. Przypomina mi to świat, w którym władca mówi "żydzi są źli, nie pasują do reszty, do pieca z nimi". Przypomina mi to świat, w którym silni i głupi kibole idąc ulicą zaczepiają nie pasującego do otoczenia murzynka. ("upieczemy murzynka?" ).
Czy światy fantasy muszą być takie szare i jednolite? Chociaż nie, przepraszam, rzeczywiście macie piękne imiona. aeoea, im więcej samogłosek tym lepiej.
Przy okazji zachęcam do obejrzenia filmików z cyklu "Sapkowski w empiku", które również mówią o języku w fantasy, w podobny sposób aczkolwiek zahaczają temat od innej strony, zdaje mi się. Kto jest teraz klimatyczny? Czym jest klimat?
I znowu posłużę się cytatem z ASa, że więcej do dodania nie mam nic, chyba że obelżywe słowo. Quod erat demonstrandum.