Takie o.

Dziewczyna rzucała się na łóżku, jakby próbowała zerwać kajdany koszmarnego snu. Chyba nawet pojękiwała jakieś przekleństwa mające go odpędzić. Ale senna mara nie chciała odpuścić pchając przed oczy parszywe oblicze starego maga.
- Kiedy wrócę... Ma być olśniewająco piękna.
Dobiegł ją z daleka głos ojca. Chciała krzyknąć, albo chociaż poruszyć się, zrobić cokolwiek żeby zwrócić na siebie uwagę rodziciela, chociaż nawet nie mogła zlokalizować jego postaci. Szarpała się, szarpała coraz mocniej próbując zerwać kajdany, którymi przytwierdzono ją do tego strasznego fotela. Bezskutecznie. Zamiast wolności w ustach pojawił się tylko gorzki smaki, jakiejś oleistej, dławiącej mazi, która wypełniała jej usta.
Niespodziewanie dobiegł ją wrzask. Krzyk. Przeraźliwy krzyk kobiety. Nie. To był jej własny krzyk. Wrzask bólu.
Pamiętała ten ból. Mówili jej, że to cena za prawdziwe piękno, które miało doprowadzić jej rodzinę na szczyt dworskiej hierarchii. Ale ten ból doprowadzał tylko do szaleństwa. Dlatego krzyczała głośniej.
- Pesi...! Pesi! - usłyszała zaraz obok swojego ucha. Znała ten głos. Pełen ciepła, który sprawiał, że znowu czuła się bezpiecznie. - Pesi, obudź się. Już spokojnie, jestem obok ciebie.
Tak, to był Jej głos. Po chwili poczuła też Jej ciepłe, miękkie ramiona oplatające ciało, przyciągające do siebie. Miękkie ciało pachnące delikatnie truskawkami. Takie bezpieczne. Zatopiła się w nie z chęcią, czując jak po policzkach spływają jej ogromne łzy.

***

W mieszkaniu już od początku wydawało się, że coś jest nie tak. Woń tytoniu niosła się po pomieszczeniu ulotną nutą, ale nie dla kogoś, kto przebywał tu codziennie, a obecny zapach był niepokojący przy nawet najmniejszej zmianie. Jednak nim sobie to uświadomił poczuł uderzenie i rwący ból w okolicach lędźwi odebrał przytomność umysłu.
Obudziła go zawartość nocnika, w postaci starych szczyn, wylana na głowę. Zaklął w myślach, bowiem właśnie dzisiaj pierwszy raz zapomniał jej wylać z rana. Targnął się i od razu poczuł rzemienie wrzynające się w skrępowane nadgarstki, ale nogi... Panika rozlała się po umyśle mężczyzny, gdy dotarło do niego, że poniżej potwornie bolącego miejsca w lędźwiach nie ma czucia. Otworzył oczy i poruszył się, przetaczając na brzuch, wtedy ubłocony bucior wepchnął jego twarz w śmierdzący, stary dywan. Błoto i gnój z ulicy oblepiające podeszwę buta spłynęły mu na włosy.
- Nie szarp się, króliczku, bo i rączki będę musiała ci przetrącić.
Usłyszał gdzieś ponad sobą głęboki, gardłowy i niewątpliwie kobiecy głos. Zabarwienie sztuczną nutą słodyczy nie pozbawiło go tethyrskiego akcentu. Znał ten głos. Mówili na nią Biała Żmija i od pewnego czasu była wierzycielką z ramienia kupca Imara. Nieoficjalnie oczywiście. A on miał spory dług u niego, który nie raz już spędzał mu sen z powiek. Zacisnął powieki i przełknął stającą kołkiem w gardle ślinę.
- Mówiłem panu Imarowi, że w tym dekadniu oddam mu wszystkie pieniądze!
Zaskowyczał wystraszony. Przez chwilę myślał o poderwaniu się i zrzuceniu z siebie buta, przy odrobinie szczęścia zdążyłby przewrócić kobietę, ale wtedy zaprotestowały sparaliżowane nogi. Uszkodziła kręgosłup? Sądząc po bólu było to wielce prawdopodobne.
- Pan Imar ma dość czekania, a i ja mam do ciebie prywatny uraz. Na drodze litości mogłabym cię od razu zabić. Ale nawet pozostawienie ciebie związanego i unieruchomionego, wiedząc że w niedługim czasie zdechniesz z głodu, nie będzie tak satysfakcjonujące, jak patrzenie, kiedy umierasz skręcając się z bólu wywołanego przez zaaplikowaną truciznę, która powoli będzie zżerać ci trzewia.
No tak, o tym też ciężko było nie słyszeć. Nie miała jeszcze wiele ofiar na koncie, ale szybko wyrobiła sobie przydomek. Pochodził on nie tylko od dziwnego tatuażu węża ciągnącego się z prawego boku na plecach i brzuchu, ale także od sposobu w jaki uśmiercała swoje ofiary. Gdyby nie cała ta sytuacja pewnie zaśmiałby się z patetyzmu jej kariery. Wszystkie zwłoki miały wyżarte wnętrzności przez dziwną substancję, wpuszczaną do organizmu przez dwa niewielkie nakłucia na szyi, wyglądających, jak ugryzienie węża.
- Czego chcesz?!
Nie wytrzymał i kobieta mogła zobaczyć, jak mokra plama powoli rozrasta się od krocza wzdłuż uda. Zaśmiała się ponuro i zdjęła but z jego głowy. Przez chwilę bał się podnieść głowę, ale w końcu ciekawość zwyciężyła, a wzrok podjechał do góry. Po nogach w ciasnych, skórzanych spodniach, pod którymi rysowały się zgrabne węzły mięśni. Sylwetka również wskazywała kogoś komu nieobcy był wysiłek fizyczny i to chyba nawet najcięższy. Dłonie opierała na biodrach, a stojąc w lekkim rozkroku wyglądała na kogoś pewnego swojej pozycji i zamiarów. Sadystyczny i szyderczy uśmiech tylko to podkreślały.
- Pamiętasz tę kobietę, którą tak zuchwale zgwałciłeś kilka nocy temu w zapchlonej uliczce?
Pamiętał, przez mgłę alkoholowego odurzenia. Zrobił wtedy akurat dobry interes i wraz ze wspólnikiem ostro poświętowali. Z pamięci wynurzył się także obraz tamtej kobiety, ale na pewno nie była to ona. Tamta miała czarne włosy, a także wielkie, orzechowe oczy, także sylwetkę miała drobną, za wyjątkiem kuszących szerokich bioder i obfitej piersi. Również o ile dobrze pamiętał pochodziła z burdelu Imara i głównie dlatego padła jego ofiarą. Miał wtedy wrażenie, jakby pieprzył samego kupca i jego śliczną żonkę, a później córkę oraz wszystkiego jego interesy, przez które prawie trafił na samo dno. Czyżby tamten aż tak dbał o swoje „podopieczne”, jak zwykł je nazywać?
W czasie, gdy te wszystkie myśli przebiegały szaleńczo przez jego umysł, kobieta powoli podeszła do fotela naprzeciwko i usiadła na nim, zakładając nogę na nogę. Rozparła wygodnie łokcie i wpiła w niego zimne spojrzenie błękitnych oczu. Ze strachu zawartość żołądka podjechała mu do gardła. Może jak zacznie krzyczeć to ktoś go usłyszy? Już nabrał tchu, kiedy przerwały mu słowa kobiety.
- Przypomniałeś sobie? To dobrze – ciągnęła nie czekając na jego odpowiedź. - Zapewne mało cię obchodzi mój związek z Nią, ale była dla mnie kimś ważnym. A Ty umrzesz za Nią. Za to, że i Ona umarła powoli wykrwawiając się.
Chyba dała się ponieść emocjom, bo w jej głosie zawibrowała złość i rozżalenie. Najwidoczniej tamta ladacznica była dla niej kimś ważnym. Siostrą? Nie, za duża rozbieżność w wyglądzie. Kochanką? Przyjaciółką? Jeden pies. Ważniejszą kwestią była teraz ucieczka, albo chociaż uratowanie tyłka, ale z nogami w takim stanie większość opcji odpadała, jeżeli krzyknie pewnie też go zabije zanim ktokolwiek zdąży wejść. Umysł pędził i miotał się niczym spłoszony gryzoń.
Białowłosa tymczasem wyciągnęła z pokrowca przy pasie dwie cienkie, dość długie igły oraz niewielką fiolkę z fioletowawym płynem. Korek ustąpił z cichym pyknięciem. Z irytującą powolnością zanurzała po kolei obie igły. A może to jemu strach spowalniał postrzeganie? Może tak naprawdę już nie żyje, a mózg ostatnimi siłami odtwarza przedśmiertne obrazy? I za co? Za pieprzoną dziwkę Imara. Nie! Nie, podda się tak łatwo. Tym razem spróbował poluzować więzy. Rzemień był świeży i tylko boleśnie wpił się w skórę, ale nie poddawał się dalej zawzięcie wiercąc dłońmi. Co znaczyły poobcierane, kiedy stawką jest życie?
- A może powinnam ci najpierw zrobić dziurę w brzuchu i nawinąć na patyk jelita? Podobałby ci się taki widok?
Przechyliła figlarnie głowę, a spojrzenie miała naprawdę niewinne. Ułożyła igły wygodnie w dłoni i wstała. Wyraźnie wręcz syciła się jego strachem, zdawała się spijać go z lubością.
- Albo wpuścić w trzewia małego głodnego szczura? Nie, szkoda zwierzaka, podobne uczucie będzie ci towarzyszyć od mojego jadu. Mogłabym też wcześniej urżnąć ci kuśkę, powoli, zardzewiałą piłą.
Mówiła bardzo powoli, z sadystyczną dokładnością wypowiadając każde słowo. Żołądek nie wytrzymał i po chwili pod policzkiem czuł ciepło wymiocin. Nie bawiąc się w zbędną delikatność, Żmija kopnęła go przekręcając na plecy i przygwoździła ciężkim buciorem do podłogi. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu, dlatego wyciągnął głowę do góry, jakby to miało mu pomóc. Wtedy jednym, silnym rzutem wbiła mu obie igły w szyję. Na początku oprócz bólu rozrywanych przez metal tkanek nie czuł nic, później poczuł, jakby dwie, żarłoczne istoty rozpełzły się wewnątrz jego ciała, powoli pochłaniając trzewia. Wył i krzyczał, nie mogąc znieść bólu i uczucia żywcem palonych wnętrzności
A ona tylko stała, zimnym wzrokiem wpatrując się w wijące ciało. Później po prostu wyszła, zabierając swoje igły.
Dnia 19 Uktar, 1378 roku Rachuby Dolin kupiec Thassilion, odwieczny konkurent kupca Imara zginął z ręki osobniczki zwanej Białą Żmiją z Tethyru. Półtora roku później kobieta cichcem opuściła Athkatlę, uprzednio rozwiązując kontrakt z Imarem. Nikt nie wie dokąd się udała.

***

Myślisz, że kupiłeś sobie szczęście, gdy podpisała z Tobą kontrakt na swoje usługi? A teraz siedzisz przed kominkiem, popijając drogie wino. Jesteś spokojny, bo wiesz, że demon właśnie wykonuje swoje zadanie, usuwając przeszkody z Twojej drogi.
Nawet nie wiesz w jak wielkim jesteś błędzie. Twój demon właśnie śpi obok, zaplątany w pościeli. Chcesz wiedzieć, jak niewinnie teraz wygląda?
Ma lekko rozchylone usta, biała grzywka przesłania delikatnie zamknięte powieki.
Czuję jej spokojny oddech, chociaż policzki pokrywa jeszcze rumieniec minionych rozkoszy. Żałuj, że jej wtedy nie widziałeś. Jej biodra potrafią się hipnotycznie kołysać nie tylko wtedy, gdy zabija. Nawet te węzły mięśni, z pozoru tak pozbawiające ją kobiecości, przestają być ważne.
Wiesz, że znalazła biżuterię naszej matki? Tak ślicznie wyglądała z kilkunastoma złotymi obręczami na nadgarstkach i kostkach oraz złotymi monetami przy uszach.
Wiesz, że Twój ukochany demon potrafi tańczyć i śmiać się? Wiesz, że Twoja Żmija ma ciepłe i płonące prawdziwie namiętnym ogniem łono?
Żmija miała mnie pozbawić życia, a to ja ją posiadłem. W swej ślepej wierze zapominasz, drogi bracie, że Twój demon w głębi jest tylko kobietą. Jak każda z nich – kruchą i delikatną.
Chcę żebyś teraz był czujny. Czujny na każdy jej gest. Bowiem, gdy stracisz baczenie na nią z mojego polecenia zada Ci śmiertelne męki. Takie same, jakie zadawała Twoim przeciwnikom, z Twojego ramienia.

Kochający jak zawsze,
Adil.


========

Takie o bazgroły do profilu. Płodzone w środku nocy w trakcie pogaduch tsowych, jeszcze jak tam Lilka zaglądała częściej. Błędów pewnie masa, wiem "wstyd pani korektor, wstyd!", ale swoich nigdy nie chce mi się sprawdzać. No, zostawiam wam do oceny i obiecuję nie gryźć za mocno, bo dopiero uczę się przyjmowania krytyki na klatę.
Odpowiedz
Tak jak powiedziałam przed kilkoma sekundami - mnie się podoba.

A na klatę nie przyjmuj... ;p
Odpowiedz
Całkiem niezłe. Kilka niewiele znaczących literówek i chyba nic poza tym, żadnych rażących błędów nie ma, a klimat bardzo ciekawy.
Odpowiedz
← Fan Works

Takie o. - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...