O Hegemonii można powiedzieć parę istotnych rzeczy. Jeżeli uważasz, że kupa gruzu i chmura skażenia nad nią, walka o wojskowego sucharka cudem znalezionego w kolejnej zapadłej dziurze lub o ostatnią działkę miernej jakości dragu, gangi, które od czasu do czasu powyrzynają się nawzajem, zdychające dzieci, bazarki z bronią, która zastępuje kochankę i całe to gówno to piekło...znaczy, że widziałeś jego przedsionek. Serio, gdyby szatan dostał się do Hegemonii, spieprzałby stamtąd, kurząc za sobą kopytami.
Druga rzecz - musisz rzeczywiście być niezłym sukinsynem, żeby tam przetrwać. Kupa mięśni nie wystarczy, wbrew ogólnemu chrzanieniu popierdółek z Nowego Yorku o tępocie byków z Hegemonii. Istnieją trzy kasty jej mieszkańców - trupy, sukinsyny i emigranci. Trupy to...trupy. W cholerę ich tam leży i często nieźle smrodzą, zanim coś ich nie zeżre. Sukinsyny prędzej wpakują ci kosę między żebra, niż zgodzą się powiedzieć "bezpieczeństwo". Emigranci...to ci którzy idą w ślad za szatanem.
Cichy to emigrant. Coś chciał zmienić w życiu. Czy lubił zabijać? Nigdy, nawet sobie, nie podał jednoznacznej odpowiedzi. Ale zawsze dażył szacunkiem plany. Jak uzyskać najwięcej, tracąc najmniej. Znać zakamarki, gdzie można przysiąść ze snajperką, czaić się w cieniu, by skręcić komuś kark, a potem ukryć ciało. W swoich środowiskach zyskał miano Cichego. Nazywał się Ethan Thomson. Ale to pozostało w kartotece. Cichy, bo taki miał styl pracy. Zresztą sam niewiele gadał, był z tych spokojnych, cichych wód. Nie był cwelem, wiedział, kiedy zimno Desert'a musiało zlać się z jego charakterem. Strzelał, gdy musiał. Gdy logika to podpowiadała. Albo bodziec.
Jak wygląda? Typ ma nieco ponad trzydziestkę. Przystojny? Cholera weź skazańca, daj mu czarną, zadbaną brodę, włosy w nieładzie i powagę na twarzy. Przeciętnie. Średniej też budowy, ale w dobrej kondycji, zwinny, szybki. W fachu liczy się spieprzanie. Nie spieprzasz za szybko - BANG! - jesteś trupem. Co nosi? Od dołu Adidasy - czarne, luzackie, takie młodzieżowe. Dalej szerokie spodnie moro. Długi, wypłowiały już nieco, czarny prochowiec. Jakby zdarty ze szczura o dobrym szczęściu i odrobinie czegoś, co gustem można nazwać. No i zmieniane bluzy z jednym wymogiem - kapturem, który typ najczęściej na głowie nosi. Obszerny, acz nie ograniczający swobody widoku. Gdy przy kasie to może nosić jakąś walizeczkę z prezentem snajperskim od Szulca...ok przesadzam. Lubi klasyczne fury - mustangi dawnych lat dla przykładu. Deserty i mp-5. A no i kosę często przy sobie ma, czasem łańcuch, orżnięty paskudnie kastet. Trudno rozgryźć typa, ale to chyba wyciszony uliczny zabójca. Ale spoko, da się z nim pogadać. Ma nawet poczucie humoru. Dziwne, często sam się przy nim śmieje wśród może zakłopotanego towarzystwa. Ale zrozum popieprzeńców z Hegemonii? Byki to jeszcze, ale psycholi?
Pewna jest jeszcze jedna rzecz - bardzo długo, jeżeli w ogóle, nabiera zaufania do grupy. I najczęściej vice versa. Woli działać na własny plan, często chce się rozdzielać, nie ma dużo etyki - to zraża. Można z niego jednak człowieczeństwo chyba wycisnąć. Długo w Detroit siedział, może trochę go to zmieniało - tam trupy są usuwane przez ludzi Szulca - nie przez zmutowane psy.
Podobno chory na gorączkę krwotoczną. Gdy leki się kończą potrafi sobie pokaszleć krwią w chustę, ale szybko pragnie załatwić zapas leków. I amunicji '44. Lubi też czasem obalić kielona i zajarać prawdziwie więziennego skręta, który, jeżeli nie wstawiłeś sobie zamiast gardzieli płyty z wyrwanych drzwi czołgu, kopie jak sto sukinsynów. Dragów nie stosuje. Może kiedyś jechał przez jakiś czas na koksie, by uzyskać masę, ale zrezygnował. To otępia. A on, mimo, że sam sensu w tym nie widzi, chce pożyć umiarkowanie zdrowo.
Co do mutantów i maszyn - to tylko zlecenia. Stara się zawsze zachować...ten...no...stoicyzm, o! Kiedyś o tym czytałem. Popieprzona filozofia, ale jemu chyba odpowiada. Fajną laskę by sobie znalazł, a nie przepychał codziennie lufę gnata, myśląc, kogo lub co nim jutro zaliczy. Ale nie. Jego marzeniem jest dobry Cheytec w ładnej walizuni, albo najlepiej przeciwpancerna Beretka.
Druga rzecz - musisz rzeczywiście być niezłym sukinsynem, żeby tam przetrwać. Kupa mięśni nie wystarczy, wbrew ogólnemu chrzanieniu popierdółek z Nowego Yorku o tępocie byków z Hegemonii. Istnieją trzy kasty jej mieszkańców - trupy, sukinsyny i emigranci. Trupy to...trupy. W cholerę ich tam leży i często nieźle smrodzą, zanim coś ich nie zeżre. Sukinsyny prędzej wpakują ci kosę między żebra, niż zgodzą się powiedzieć "bezpieczeństwo". Emigranci...to ci którzy idą w ślad za szatanem.
Cichy to emigrant. Coś chciał zmienić w życiu. Czy lubił zabijać? Nigdy, nawet sobie, nie podał jednoznacznej odpowiedzi. Ale zawsze dażył szacunkiem plany. Jak uzyskać najwięcej, tracąc najmniej. Znać zakamarki, gdzie można przysiąść ze snajperką, czaić się w cieniu, by skręcić komuś kark, a potem ukryć ciało. W swoich środowiskach zyskał miano Cichego. Nazywał się Ethan Thomson. Ale to pozostało w kartotece. Cichy, bo taki miał styl pracy. Zresztą sam niewiele gadał, był z tych spokojnych, cichych wód. Nie był cwelem, wiedział, kiedy zimno Desert'a musiało zlać się z jego charakterem. Strzelał, gdy musiał. Gdy logika to podpowiadała. Albo bodziec.
Jak wygląda? Typ ma nieco ponad trzydziestkę. Przystojny? Cholera weź skazańca, daj mu czarną, zadbaną brodę, włosy w nieładzie i powagę na twarzy. Przeciętnie. Średniej też budowy, ale w dobrej kondycji, zwinny, szybki. W fachu liczy się spieprzanie. Nie spieprzasz za szybko - BANG! - jesteś trupem. Co nosi? Od dołu Adidasy - czarne, luzackie, takie młodzieżowe. Dalej szerokie spodnie moro. Długi, wypłowiały już nieco, czarny prochowiec. Jakby zdarty ze szczura o dobrym szczęściu i odrobinie czegoś, co gustem można nazwać. No i zmieniane bluzy z jednym wymogiem - kapturem, który typ najczęściej na głowie nosi. Obszerny, acz nie ograniczający swobody widoku. Gdy przy kasie to może nosić jakąś walizeczkę z prezentem snajperskim od Szulca...ok przesadzam. Lubi klasyczne fury - mustangi dawnych lat dla przykładu. Deserty i mp-5. A no i kosę często przy sobie ma, czasem łańcuch, orżnięty paskudnie kastet. Trudno rozgryźć typa, ale to chyba wyciszony uliczny zabójca. Ale spoko, da się z nim pogadać. Ma nawet poczucie humoru. Dziwne, często sam się przy nim śmieje wśród może zakłopotanego towarzystwa. Ale zrozum popieprzeńców z Hegemonii? Byki to jeszcze, ale psycholi?
Pewna jest jeszcze jedna rzecz - bardzo długo, jeżeli w ogóle, nabiera zaufania do grupy. I najczęściej vice versa. Woli działać na własny plan, często chce się rozdzielać, nie ma dużo etyki - to zraża. Można z niego jednak człowieczeństwo chyba wycisnąć. Długo w Detroit siedział, może trochę go to zmieniało - tam trupy są usuwane przez ludzi Szulca - nie przez zmutowane psy.
Podobno chory na gorączkę krwotoczną. Gdy leki się kończą potrafi sobie pokaszleć krwią w chustę, ale szybko pragnie załatwić zapas leków. I amunicji '44. Lubi też czasem obalić kielona i zajarać prawdziwie więziennego skręta, który, jeżeli nie wstawiłeś sobie zamiast gardzieli płyty z wyrwanych drzwi czołgu, kopie jak sto sukinsynów. Dragów nie stosuje. Może kiedyś jechał przez jakiś czas na koksie, by uzyskać masę, ale zrezygnował. To otępia. A on, mimo, że sam sensu w tym nie widzi, chce pożyć umiarkowanie zdrowo.
Co do mutantów i maszyn - to tylko zlecenia. Stara się zawsze zachować...ten...no...stoicyzm, o! Kiedyś o tym czytałem. Popieprzona filozofia, ale jemu chyba odpowiada. Fajną laskę by sobie znalazł, a nie przepychał codziennie lufę gnata, myśląc, kogo lub co nim jutro zaliczy. Ale nie. Jego marzeniem jest dobry Cheytec w ładnej walizuni, albo najlepiej przeciwpancerna Beretka.