Historia drużyny
*Posterunkowiec też ulokował się w samochodzie. Na tyle, szukając wygodnego gniazdka dla strzelca.* Szkoda czasu... *Poprawił zapięcia od futerału wyrzutni i jeszcze raz rozejrzał się po mieście beznamiętnym wzrokiem.*
- Ano. Ktokolwiek to był jedyne kule jakie zostały to te w ciałach tych naiwniaków.
Iskra bez większych ceregieli ulokowała się za kierownicą, w końcu krew Detroit dawno nie zaznała tego przyjemnego uczucia, jakim było dla niej prowadzenie. Chwilę rozglądała się chyba za kluczykami, ale w końcu zwinęła się pod kierownicą i z pozoru zagubiła w kabelkach pozwalając im zająć się całą resztą. Niewątpliwie był to chyba zbytek łaski.
Iskra bez większych ceregieli ulokowała się za kierownicą, w końcu krew Detroit dawno nie zaznała tego przyjemnego uczucia, jakim było dla niej prowadzenie. Chwilę rozglądała się chyba za kluczykami, ale w końcu zwinęła się pod kierownicą i z pozoru zagubiła w kabelkach pozwalając im zająć się całą resztą. Niewątpliwie był to chyba zbytek łaski.
*Wilk otworzył tylną klapę od paki by Goblin mógł swobodnie wskoczyć po czym sam wszedł. Usiadł sobie wygodnie tuż za kabiną patrząc gdzieś w dal. Nic nie mówił głaskał tylko swojego psa. W sercu cieszył się, że opuszczają to miejsce. Duchy od początku nie były zadowolone myślał jednak, że to z powodu nowych przybyszów niosących z sobą śmierć, a chodziło jednak o miejsce. Cieszył się, że jadą jednak na jego twarzy nie zagościł nawet cień uśmiechu.*
Długo patrzał po pobojowisku. Miarkował. On. Co znaczy "On"? Wzruszył w końcu ramionami, mruknął coś do siebie i podszedł do zmasakrowanego ciała. Pogrzebał w dżinsach jakiegoś w miarę zachowanego typa. Parę rzeczy wyrzucił na ziemię, ale wyjął w końcu wymiętoszoną paczkę fajek. Zaklął, gdy zobaczył, że kółeczko w które były wpisane dumne słowa "Lucky Strike" zawsze tchnące Ameryką, jest niebieskie. Lajty. Co za cienias pali w tych czasach lajty? Zaklął ponownie - Cztery...darmowej dziwce się pod spódnicę nie patrzy...cholera - wstał, odpalił benzynówką papierosa, zaciągnął się i z teatralnym obrzydzeniem wypuścił kłąb dymu. Wziął jeden z kanistrów, napełnił bak i ulokował się za kierownicą. Wychylił się jeszcze na chwilę - ready? steady? let's go...
*Siedząc wygodnie Bourne z wprawą czyścił i dopieszczał swojego Kałasznikowa. Cóż innego pozostało? Wyraźnie nikt nie miał zamiaru za szybko wyjechać z ruin...*
Niedopałek wyleciał przez okno od strony siedzenia kierowcy nieśmiertelnego mustanga. Za nim poszły słowa - Zresztą...chrzanić to - i zaraz ryk silnika zmusił maszynę do poruszenia. Cichy już wyjeżdżał w, zapewne, odgórnie ustalonym kierunku. Ktoś musiał uczynić pierwszy krok.Co było zastanawiające - kierowca starał się w miarę możliwości nie rozjeżdżać co mniej rozszarpanych zwłok. Z radia poskrzeczał trochę utwór Green Eyes Interpolu...ciekawe, skąd koleś miał płyty. Może jakiś kumpel mu odstąpił za świadczenie usług seksualnych...taaa...taki wrażliwy gwałciciel świeżego mięska, czy coś.