Witam.
Otóż, że bardzo lubię zapisywać zdanie pod zdaniem, tak, by się rymowało, a potem patrzeć co mi wyszło, chciałbym także tutaj pokazać swoje rymowanki. Z tą zasadą, że takie pisanie dla samego siebie nie jest moją pasją. Toteż chętnie napisałbym krótką rymowankę o kimś, kto o to poprosi. (Od razu mówię, że rzadko mi coś konkretnego wyjdzie).
Chciałbym też się dowiedzieć, czy to co robię w ogóle ma sens czy lepiej popróbować czegoś innego.
Oto dwie próbki mojej twórczości, z czego pierwsza jest najdłuższym wierszem w mojej karierze (Mówiłem, że piszę krótkie wierszyki)
"Opowieść gnomka"
"Szedłem ja raz na wyprawę
By zdobyć doświadczenie i wprawę
Trza się było szykować dzień cały
Bowiem wycieczka ta, to trud niemały
Przygotowania były długie i żmudne
A przy okazji, wiadomo, że nudne
Lecz w końcu pakowanie skończyłem
I już prawie na wyprawę ruszyłem...
Jednak, postanowiłem zakupić ziemniaki
Bo co ja będę jadł w lesie? Ptaki?
Z tymi zapasami ruszyłem ku bramie
Lecz się zatrzymałem, by pomóc młodej damie
Sakiewka jej po prostu spadła
A z niej moneta srebrna wypadła
Już miałem wyjść w końcu za miasto
Lecz mnie nabrała ochota na ciasto
Wróciłem więc do swego domu
I nie mówiąc nikomu
Wtrząchnąłem szarlotki kawał cały
A i chleba kawał niemały
Popiłem to sokiem pomarańczowym
Smacznym, pożywnym i jakże zdrowym
Wyszedłem następnie z chałupki
Jeszcze podjadając ciemne borówki
Wyglądały ładnie. Okrągłe, czarne...
Jednakże w smaku, były dość marne
Doszedłem już ku miasta wrotom
przyglądając się ulicznym kotom
Rzuciłem im kawałek ryby niemały
A w ćwierć klepsydry zniknął cały
Uznałem, że udam się w końcu na wycieczkę
Ale zjadłem wcześniej klusek miseczkę
Ruszyłem drogą idąc krokiem wolnym
Ku łąkom, lasom i chomikom polnym
Nie uszedłem jednak nawet mili
Gdy zobaczyłem piękną rodzinę Gili
Minąłem ich po chwili patrzenia
Mówiąc wcześniej "do widzenia"
Dalej, ze dwie mile chyba
Zobaczyłem cel mej wyprawy - grzyba!
Porwałem go toteż czym prędzej
I pobiegłem do miasta potykając się o żołędzie
I tak się kończy opowiastka cała
A kolacja grzybowa, choć smaczna
Była dosyć mała..."
"Johny i gruszka"
Była raz jeż Johny zwany
Na cały świat jako podróżnik znany
Gdy był on w gruszkowym sadzie
Gdzie myśli swe układał w nieładzie
Spojrzał i spadającą gruszkę obaczył
Wiedział tedy, że by sobie nie wybaczył
Jeśli by nie podszedł i nie spytał "kto ona"
Wierzył tedy, iż jest mu przeznaczona
Dla niego ten mdły kolor i dziwny kształt
Stał się nawet i życie wart
Już to miał podejść do niej i zagadać
Gdy zaczęła mu mucha przeszkadzać
Odpędził ją swoimi kolcami
Lecz, że był pechowiec nad pechowcami
Gdy wzrok obrócił, pszczoły owoc jadły
A nadzieje zwierza na zawsze przepadły...
Otóż, że bardzo lubię zapisywać zdanie pod zdaniem, tak, by się rymowało, a potem patrzeć co mi wyszło, chciałbym także tutaj pokazać swoje rymowanki. Z tą zasadą, że takie pisanie dla samego siebie nie jest moją pasją. Toteż chętnie napisałbym krótką rymowankę o kimś, kto o to poprosi. (Od razu mówię, że rzadko mi coś konkretnego wyjdzie).
Chciałbym też się dowiedzieć, czy to co robię w ogóle ma sens czy lepiej popróbować czegoś innego.
Oto dwie próbki mojej twórczości, z czego pierwsza jest najdłuższym wierszem w mojej karierze (Mówiłem, że piszę krótkie wierszyki)
"Opowieść gnomka"
"Szedłem ja raz na wyprawę
By zdobyć doświadczenie i wprawę
Trza się było szykować dzień cały
Bowiem wycieczka ta, to trud niemały
Przygotowania były długie i żmudne
A przy okazji, wiadomo, że nudne
Lecz w końcu pakowanie skończyłem
I już prawie na wyprawę ruszyłem...
Jednak, postanowiłem zakupić ziemniaki
Bo co ja będę jadł w lesie? Ptaki?
Z tymi zapasami ruszyłem ku bramie
Lecz się zatrzymałem, by pomóc młodej damie
Sakiewka jej po prostu spadła
A z niej moneta srebrna wypadła
Już miałem wyjść w końcu za miasto
Lecz mnie nabrała ochota na ciasto
Wróciłem więc do swego domu
I nie mówiąc nikomu
Wtrząchnąłem szarlotki kawał cały
A i chleba kawał niemały
Popiłem to sokiem pomarańczowym
Smacznym, pożywnym i jakże zdrowym
Wyszedłem następnie z chałupki
Jeszcze podjadając ciemne borówki
Wyglądały ładnie. Okrągłe, czarne...
Jednakże w smaku, były dość marne
Doszedłem już ku miasta wrotom
przyglądając się ulicznym kotom
Rzuciłem im kawałek ryby niemały
A w ćwierć klepsydry zniknął cały
Uznałem, że udam się w końcu na wycieczkę
Ale zjadłem wcześniej klusek miseczkę
Ruszyłem drogą idąc krokiem wolnym
Ku łąkom, lasom i chomikom polnym
Nie uszedłem jednak nawet mili
Gdy zobaczyłem piękną rodzinę Gili
Minąłem ich po chwili patrzenia
Mówiąc wcześniej "do widzenia"
Dalej, ze dwie mile chyba
Zobaczyłem cel mej wyprawy - grzyba!
Porwałem go toteż czym prędzej
I pobiegłem do miasta potykając się o żołędzie
I tak się kończy opowiastka cała
A kolacja grzybowa, choć smaczna
Była dosyć mała..."
"Johny i gruszka"
Była raz jeż Johny zwany
Na cały świat jako podróżnik znany
Gdy był on w gruszkowym sadzie
Gdzie myśli swe układał w nieładzie
Spojrzał i spadającą gruszkę obaczył
Wiedział tedy, że by sobie nie wybaczył
Jeśli by nie podszedł i nie spytał "kto ona"
Wierzył tedy, iż jest mu przeznaczona
Dla niego ten mdły kolor i dziwny kształt
Stał się nawet i życie wart
Już to miał podejść do niej i zagadać
Gdy zaczęła mu mucha przeszkadzać
Odpędził ją swoimi kolcami
Lecz, że był pechowiec nad pechowcami
Gdy wzrok obrócił, pszczoły owoc jadły
A nadzieje zwierza na zawsze przepadły...