Randarf był młodym adeptem sztuki magicznej, tak jak pragnęli jego rodzice. Magowie w tych okrutnych czasach, kiedy wszyscy obawiali się ataku ze strony orków lub grasujących bandytów, budzili wszechobecny podziw i strach. Toteż ojciec Randarfa, mając na względzie przyszły los swego syna oddał go na wychowanie magom, z klasztoru w górach. Całe życie chłopca mogłoby wyglądać inaczej, gdyby nie pewne zdarzenie. Otóż Geraks – bo tak miał na imię ojciec Randarfa, polował na ścierwojady wraz ze swoim sąsiadem. Obaj mieli nadzieje, że natrafią na całe stado tych wielkich ptaków, gdyż ten rok był wyjątkowo nieurodzajny i wszystkie plony zmarniały, żywności kupić nie mogli, bowiem wszystkie towary wykupili Paladyni. Krążyli tak około godziny, ale żadnego ścierwojada znaleźć nie mogli. Bardzo zmartwieni, widząc, że zaczyna się powoli ściemniać, ruszyli w kierunku swoich domostw, aby udać się na spoczynek. Szli tak rozmawiając głośno, chcąc zagłuszyć dźwięki swojego głodu. Dostrzegli przydrożną kapliczkę Innosa, a Geraks postanowił się pomodlić, złożył w ofierze całe złoto, jakie wtedy przy sobie posiadał, a nie było tego za wiele coś około trzynastu sztuk złota. Wtem z lasu wybiegło czterech bandytów, krzycząc głośno i wymachując drewnianymi kijami. Geraks zląkł się, ponieważ obaj mieli tylko łuki i za mało czasu, aby je wyciągnąć. Nagle bandyci zlękli się i czym prędzej czmychnęli z powrotem do lasu. Obaj myśliwi domyślili się, że stało się to za sprawą Innosa. Usłyszeli głos „Złożycie mi ofiarę, ale nie będzie to zwykła ofiara… Goraksie oddasz mi swoje dziecko, gdy tylko się urodzi”, głos zwrócił się do drugiego myśliwego „Ty złożysz mi ofiarę ze swej jedynej owcy, a dopilnuję, aby wszyscy żyli dostatnie”. Goraks wraz z sąsiadem mieli mieszane uczucia, gdy wracali do domu. Ale wypełnili polecenia Innosa bez sprzeciwu. Tak więc syn Goraksa został ofiarowany do służby Innosowi, a na wyspie znów wszyscy żyli z pełnymi brzuchami pełni radości. Randarf wychowywał się wśród magów, podziwiał ich wielce, marzył, aby zostać kiedyś jednym z nich. Na razie musiał ciężko pracować jako nowicjusz. Jego głównym zadaniem było pielenie grządek klasztornego ogródka, nie cierpiał tego wielce, jego ręce ciągle były pokaleczone i poparzone przez najróżniejsze chwasty. Ale jak mówił młody mag Pyrokar „To wszystko wyjdzie ci na zdrowie chłopcze”, ale te słowa wcale nie poprawiły mu humoru. Wieczorami długo przesiadywał w kaplicy i modlił się za swą rodzinę i marzył tylko aby opuścić klasztorne mury, nieważne czy jako nowicjusz czy mag. Aż pewnego dnia otrzymał od Innosa swą szansę…
- Randarfie – powiedział stary mag imieniem Alaf – widziałem, że pracujesz tu całymi dniami, bez wytchnienia… więc razem ze starszyzną postanowiliśmy ci pozwolić na wejście do klasztornej biblioteki, a oto klucz. – Alaf wręczył chłopcu klucz i udał się na wieczorny spoczynek.
Oczy Randarfa błyszczały cały czas wpatrując się w stary, rdzewiejący klucz. Ten, kto przechodziłby teraz obok mógłby pukać się w głowę ze zdumienia, jak taki kawałek metalu może dać dziecku tyle radości. Ale on wiedział, że to może być jego szansa na wybicie się w hierarchii klasztoru lub, chociaż opuszczenie go na pewien czas.
Dzięki ci Innosie za tą szansę! – powiedział Randarf i czym prędzej udał się do klasztornej biblioteki. Była zamknięta, ale dostał przecież klucz, wsadził go do starego zamka i przekręcił. Wyglądała nieco inaczej niż się tego spodziewał, całą salę spowijał półmrok, a zewsząd dobiegał dziwny zapach zazwyczaj towarzyszący starości. Randarf znał go, bo wiele razy spotykał starszych ludzi i tak właśnie pachnieli. Ale pomyślał o tym jakie ciekawe opowieści może tu znaleźć i od razu przestał zwracać uwagę na zapach. Mag będący teraz w bibliotece, zdawał się nie zwracać uwagi na oglądającego wszystko chłopca. Randarf szukał przede wszystkim opowieści i legend, zapominając o chęci wydostania się stąd. Jednak okazało się, że większość z nich już poznał, rodzice opowiadali mu je gdy miał iść spać lub gdy nie chciał jeść. Już z mniejszym zapałem przeglądał półki. Dostrzegł coś co zwróciło jego uwagę, pośród książek o magii dostrzegł dość opasły tom ozdobiony zdobnymi literami. „Książka kucharska” bo taki był jej tytuł, całkowicie pochłonął go. Ukradkiem otworzył księgę i zaczął czytać. A było tam mnóstwo smakowitych przepisów.
- Ścierwojad w miodzie… mmm, brzmi smakowicie – przeczytał Randarf oblizując się ciągle – szkoda, że nasz kucharz nigdy czegoś takiego nie przygotuje, tylko te wstrętne jarzyny!
- Zobaczysz to wyjdzie ci na zdrowie. – odpowiedział mag jakby do siebie, poczym wrócił do studiowania ksiąg.
„Wszyscy mi to samo powtarzają, mam tego dość!” pomyślał Randarf, wtem mag odwrócił się i groźnie spojrzał na chłopca. Zupełnie tak jakby usłyszał jego myśli. Nie zgłębiał się zbyt długo w tych rozmyślaniach, przewrócił kartkę księgi… co to? Były tam dwa kawałki papieru i mały czarny klucz. Taki sam klucz już kiedyś widział, ale gdzie? No tak przecież ten jest bram klasztoru, a te dwa papierki. Jednym była mapa z krzyżykiem, jakby prowadziła do skarbu. Ojciec opowiadał mu niegdyś o piratach i ich skarbach. Może tam jest taki zakopany, tuż pod mapą widniały słowa „mędrzec przekona się o niewiedzy, a głupiec pozna mądrość”. Te słowa jakby znajome Randarfowi, ale nie rozważał ich zbyt długo. Teraz zwrócił uwagę na drugi kawałek papieru. Było to zaklęcie „sen” jako, że nie był magiem nie mógł korzystać z magii run, ale magiczne zwoje były dostępne dla każdego. Już miał w głowie kilka planów odnośnie opuszczenia klasztoru, czekał tylko na odpowiedni moment, kiedy wszystko wprowadzi w czyn. Schował znaleziska pod szatę nowicjusza i wyszedł z biblioteki. Gdy już był na podwórzu mag znów rzekł jakby sam do siebie:
- Powodzenia chłopcze… będzie ci ono potrzebne. – poczym wrócił do swoich studiów.
* * *
Zbliżała się pora snu. Nowicjusze udali się do swoich sal, na placu zapanowała cisza, jedynie w kaplicy świeciło się światło. Tam też był Randarf, modlił się, wszyscy magowie już zdążyli się do tego przyzwyczaić, dlatego też nikt nie gonił go do snu. Gdy miał już pewność, że wszyscy śpią, po cichutku skierował się ku bramie. Spod szaty wydobył kluczyk, ręce trzęsły mu się z podniecenia, dlatego męczył się dobrą chwilę zanim otworzył zamek. Dźwięki przesuwającej się zasuwy drzwi tylko przyspieszył bicie serca. Randarf przystanął, wsłuchując się w ciszę czy nikt czasem się nie przebudził. Panowała jednak idealna cisza. Dodało to nieco otuchy chłopcu. Powoli zaczął otwierać drzwi, gdy nagle się wystraszył. Za drzwiami stał jeden z nowicjuszy pilnując wejścia do klasztoru. Gdy uspokoił się nieco, zaczął wątpić, że mu się to uda, ale przypomniał sobie o zwoju z księgi. Wyciągnął go i już po chwili nowicjusz leżał na ziemi, śpiąc w najlepsze. Randarf delikatnie zamknął drzwi i przeskoczył nad strażnikiem, aby tylko go nie zbudzić. Już przeszedł po moście, kiedy nagle stanął.
- Na Innosa nie wziąłem swojego ulubionego kija… jak sobie poradzę z dzikimi zwierzętami. – Zasmucony postanowił wrócić do klasztoru. Wtedy światło pochodni przed klasztorem odbiło się od jakiegoś metalu.
Zaciekawiony chłopiec podszedł, aby zobaczyć znalezisko, jak się okazało był to całkiem przyzwoity mieczyk. O niebo lepszy niż jego kij. „Teraz mogę stawić czoła nawet orkowi” rozzuchwalił się chłopak, wymachując mieczykiem na prawo i lewo. „No chodź!”, lecz gdy tylko usłyszał szmer wskoczył w krzaki. Była to jedynie zabłąkana owieczka, nic ważnego. Znów nabrał pewności siebie i ruszył w drogę po skarby. Nawet ciemność go nie przerażała, a zresztą robiło się już widno, wszystko było takie interesujące i takie nowe. Był jak małe dziecko pakujące sobie wszystko do buzi. Jagody sprawiły mu najwięcej nieprzyjemności, rozbolał go brzuch i dalsza droga była niezbyt przyjemna.
- Tak na tym rozstaju powinienem chyba iść w prawo… no tak, to jest ta ścieżka.
Szedł już kilka ładnych godzin, a w między czasie zdążył kilka razy zabłądzić. Nie wiedział zbytnio, czego ma szukać, miał jednak cichą nadzieję, że będzie to wielki skarb pełen złota i dobrego jedzenia. Tak rozmarzony szedł przed siebie, kiedy nagle z krzaków wyskoczył wściekły kretoszczur. Randarf jako, że był nowicjuszem nie zląkł się zagrożenia i uderzył przeciwnika płazem miecza w łeb. Jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Dumny z siebie kontynuował podróż. Przystanął aby rzucić okiem na mapę.
- To już tutaj! – wykrzyknął z radością nowicjusz, nagle oprzytomniał – No tak ale gdzie jest ten skarb?
Zaczął się rozglądać dookoła, lecz nic takiego nie dostrzegł. Zobaczył jednak światło pochodni wydobywające się zza krzaków. Ostrożnie podszedł do nich, gdyż mogło tam być obozowisko jakichś bandytów. Ale nie to była jakaś jaskinia.
* * *
Długo rozważał wejście do środka, aż w końcu przemógł się i torując sobie drogę, wszedł ostrożnie do środka. Jego obawy okazały się nieuzasadnione, jedynymi przeciwnikami były szczury i kilka chrząszczy, z którymi nawet dziecko by sobie poradziło. Szedł dalej aż natknął się na częściowo zamknięty korytarz. Zablokowany był pojedynczymi głazami, a przez wąską szparę nie mógł się przedostać. Kopnął jeden mająca nadzieję, że reszta się rozleci, ale na próżno.
- Uważaj młodzieńcze! Jeszcze sobie nogę uszkodzisz! – Randarf usłyszał dziwny głos.
- K…kim jesteś? – zaskoczony zapytał, po czym usłyszał dobrotliwy śmiech.
- Jestem golemem chłopcze! – powiedział skała po czym podeszła do chłopca.
- Stój, bo cię zabije! – Krzyknął przerażony Randarf, machając mieczykiem.
- Odłóż lepiej tą broń bo się skaleczysz, nic nie wskórasz machając tym kawałkiem metalu. A więc teraz przygotuj się na to co cię czeka! – Powiedział groźnie golem. – Wyjście z jaskini jest zablokowane, nie możesz już zawrócić. Musisz mi odpowiedzieć na zagadkę, a wtedy cię przepuszczę.
- A co jeśli nie zgadnę?
- No cóż, dla ciebie byłoby lepiej gdybyś jednak zgadł. – odpowiedział chłopcu kamienny golem.
- Więc pytaj! – Randarf wciągnął do płuc powietrze i czekał na to, co ma do powiedzenia ta żywa skała.
- A więc, który z bogów jest najpotężniejszy? Innos, Beliar czy Adanos? Dam ci jednak małą podpowiedź, nie siła się tu liczy.
Randarf, aż usiadł z wrażenia, to pytanie było dla niego strasznie trudne. Nie sądził, że będzie musiał przechodzić takie próby, po prostu nie był na to gotów. Zmarszczył czoło i pogrążył się w myślach. Innos – pan sprawiedliwości i ognia, czy też Beliar – bóg zła. Adanosa nawet nie brał pod uwagę, gdyż nie mógł się przecież równać z innymi. Już miał postawić na Innosa. Ale wtedy nagle przypomniał sobie wskazówkę golema i opowiadania rodziców „tam gdzie stanął Adanos nie mieli władzy ani Innos, ani Beliar”.
- To Adanos! – zakrzyknął chłopiec, radosny ze swej odpowiedzi.
- Dobrze! Widzę, że masz trochę rozumu. To było zbyt łatwe co? – Zadumał się golem nad następną zagadką.
Randarf poczuł, że robi mu się niesamowicie gorąco głównie ze strachu. Czekał z napięciem na następne pytanie kamiennego olbrzyma.
- A tak już mam… a więc, spójrz na podłogę, są tu znaki czterech żywiołów, jeżeli uporządkujesz je we właściwej kolejności to przepuszczę cię dalej.
- Ziemia, lód, ogień, i skała? – spytał chłopiec.
- Zgadza się, kieruj się ich hierarchią.
Ta wskazówka nic nie mówiła chłopcu, ale zamknął oczy i pomodlił się do Innosa. Czekał na jakąś podpowiedź, ale nic nie usłyszał. Jedynie jego ręka jakby sama zaczęła wciskać symbole. Ziemia, kamień, ogień, lód. Zdziwiony golem jedynie westchnął.
- Nie o taką kolejność mi chodziło… ale w tej jest coś dziwnego, wydaje mi się, że też jest dobrze, dlatego przepuszczę cię więc dalej. – Odpowiedział żywy kamień, po czym rozpadł się.
Randarf nie wiedział, co dokładnie wydarzyło się przed chwilą, ale teraz miał inny problem. Stanął na rozstaju tuneli jeden szedł w dół jaskini i panowała tam nieprzenikniona ciemność, a drugi w górę i tam widać było wyjście. Chciał już opuścić jaskinię, ale skoro zaszedł już tak daleko, to nie chciał wracać z niczym. Wybrał tunel w głąb, wyjął ze ściany pochodnie i oświetlał sobie drogę. W końcu doszedł do sporej sali, jeśli można to tak określić. Na jej końcu siedział mag w szacie ognia. Chłopiec podszedł bliżej, wkrótce poznał maga, to był ten sam z biblioteki. Randarf padł na kolana.
- O wielki magu, wybacz mi, że uciekłem z klasztoru… proszę tylko nie karaj mnie! – błagał nowicjusz.
- Wstań, nikt nie ma zamiaru cię karać. Na imię mam Xardas. – odpowiedział łagodnie mag.
- Nie ma kary?
- Przeszedłeś „Próbę ognia” mój chłopcze, wybaczysz nam chyba to, że nie daliśmy ci wyboru, ale nie paliłeś się zbytnio do prośby.
- Co to jest „Próba ognia”?
- Każdy mag musiał przejść takie zadanie, aby zostać magiem…
- Więc ja…? – zapytał zaskoczony chłopak.
- Tak zostajesz magiem! Wykonałeś trzy zadania, które potwierdziły to, że jesteś godzien, być wybrańcem Innosa. Po pierwsze powiedziałeś, że najpotężniejszy jest Adanos. Kierowałeś się sercem, nie moc się liczy, lecz umiejętność opanowania własnych słabości. Po drugie modliłeś się do Innosa, nie znając właściwiej drogi, a On pomógł ci. Swoją drogą taka kolejność jest zastanawiająca… wreszcie po trzecie wybrałeś trudniejszą drogę w dążeniu do celu. Ale najważniejsze było to, że odważyłeś się udać w tą podróż. Udowodniłeś nam, Innosowi swoją wiarę. Noś tą szatę z godnością.
Randarf nie mógł rzec ani słowa, tylko założył szatę maga ognia. Wtedy dopiero rzekł już z jakąś dumą:
- Jestem rad, że moja chęć przygód uczyniła mnie magiem.
- Stałeś się jednocześnie najmłodszym magiem w historii zakonu! – rzekł z zadowoleniem Xardas – Czeka cię wielka przyszłość.
- A tak w ogóle ile masz lat Xardasie?
- No jak wiesz, każdy nowo zaprzysiężony mag ma jedną prośbę, którą inni muszą spełnić… ty właśnie rzekłeś swoje życzenie! Jestem tylko kilka lat starszy od Pyrokara, ale wkrótce mamy zostać członkami starszyzny, ja sam mam około 30 lat więcej nie powiem…
Tak więc wyszli razem z jaskini długo dyskutując na tematy magiczne.
- Randarfie – powiedział stary mag imieniem Alaf – widziałem, że pracujesz tu całymi dniami, bez wytchnienia… więc razem ze starszyzną postanowiliśmy ci pozwolić na wejście do klasztornej biblioteki, a oto klucz. – Alaf wręczył chłopcu klucz i udał się na wieczorny spoczynek.
Oczy Randarfa błyszczały cały czas wpatrując się w stary, rdzewiejący klucz. Ten, kto przechodziłby teraz obok mógłby pukać się w głowę ze zdumienia, jak taki kawałek metalu może dać dziecku tyle radości. Ale on wiedział, że to może być jego szansa na wybicie się w hierarchii klasztoru lub, chociaż opuszczenie go na pewien czas.
Dzięki ci Innosie za tą szansę! – powiedział Randarf i czym prędzej udał się do klasztornej biblioteki. Była zamknięta, ale dostał przecież klucz, wsadził go do starego zamka i przekręcił. Wyglądała nieco inaczej niż się tego spodziewał, całą salę spowijał półmrok, a zewsząd dobiegał dziwny zapach zazwyczaj towarzyszący starości. Randarf znał go, bo wiele razy spotykał starszych ludzi i tak właśnie pachnieli. Ale pomyślał o tym jakie ciekawe opowieści może tu znaleźć i od razu przestał zwracać uwagę na zapach. Mag będący teraz w bibliotece, zdawał się nie zwracać uwagi na oglądającego wszystko chłopca. Randarf szukał przede wszystkim opowieści i legend, zapominając o chęci wydostania się stąd. Jednak okazało się, że większość z nich już poznał, rodzice opowiadali mu je gdy miał iść spać lub gdy nie chciał jeść. Już z mniejszym zapałem przeglądał półki. Dostrzegł coś co zwróciło jego uwagę, pośród książek o magii dostrzegł dość opasły tom ozdobiony zdobnymi literami. „Książka kucharska” bo taki był jej tytuł, całkowicie pochłonął go. Ukradkiem otworzył księgę i zaczął czytać. A było tam mnóstwo smakowitych przepisów.
- Ścierwojad w miodzie… mmm, brzmi smakowicie – przeczytał Randarf oblizując się ciągle – szkoda, że nasz kucharz nigdy czegoś takiego nie przygotuje, tylko te wstrętne jarzyny!
- Zobaczysz to wyjdzie ci na zdrowie. – odpowiedział mag jakby do siebie, poczym wrócił do studiowania ksiąg.
„Wszyscy mi to samo powtarzają, mam tego dość!” pomyślał Randarf, wtem mag odwrócił się i groźnie spojrzał na chłopca. Zupełnie tak jakby usłyszał jego myśli. Nie zgłębiał się zbyt długo w tych rozmyślaniach, przewrócił kartkę księgi… co to? Były tam dwa kawałki papieru i mały czarny klucz. Taki sam klucz już kiedyś widział, ale gdzie? No tak przecież ten jest bram klasztoru, a te dwa papierki. Jednym była mapa z krzyżykiem, jakby prowadziła do skarbu. Ojciec opowiadał mu niegdyś o piratach i ich skarbach. Może tam jest taki zakopany, tuż pod mapą widniały słowa „mędrzec przekona się o niewiedzy, a głupiec pozna mądrość”. Te słowa jakby znajome Randarfowi, ale nie rozważał ich zbyt długo. Teraz zwrócił uwagę na drugi kawałek papieru. Było to zaklęcie „sen” jako, że nie był magiem nie mógł korzystać z magii run, ale magiczne zwoje były dostępne dla każdego. Już miał w głowie kilka planów odnośnie opuszczenia klasztoru, czekał tylko na odpowiedni moment, kiedy wszystko wprowadzi w czyn. Schował znaleziska pod szatę nowicjusza i wyszedł z biblioteki. Gdy już był na podwórzu mag znów rzekł jakby sam do siebie:
- Powodzenia chłopcze… będzie ci ono potrzebne. – poczym wrócił do swoich studiów.
* * *
Zbliżała się pora snu. Nowicjusze udali się do swoich sal, na placu zapanowała cisza, jedynie w kaplicy świeciło się światło. Tam też był Randarf, modlił się, wszyscy magowie już zdążyli się do tego przyzwyczaić, dlatego też nikt nie gonił go do snu. Gdy miał już pewność, że wszyscy śpią, po cichutku skierował się ku bramie. Spod szaty wydobył kluczyk, ręce trzęsły mu się z podniecenia, dlatego męczył się dobrą chwilę zanim otworzył zamek. Dźwięki przesuwającej się zasuwy drzwi tylko przyspieszył bicie serca. Randarf przystanął, wsłuchując się w ciszę czy nikt czasem się nie przebudził. Panowała jednak idealna cisza. Dodało to nieco otuchy chłopcu. Powoli zaczął otwierać drzwi, gdy nagle się wystraszył. Za drzwiami stał jeden z nowicjuszy pilnując wejścia do klasztoru. Gdy uspokoił się nieco, zaczął wątpić, że mu się to uda, ale przypomniał sobie o zwoju z księgi. Wyciągnął go i już po chwili nowicjusz leżał na ziemi, śpiąc w najlepsze. Randarf delikatnie zamknął drzwi i przeskoczył nad strażnikiem, aby tylko go nie zbudzić. Już przeszedł po moście, kiedy nagle stanął.
- Na Innosa nie wziąłem swojego ulubionego kija… jak sobie poradzę z dzikimi zwierzętami. – Zasmucony postanowił wrócić do klasztoru. Wtedy światło pochodni przed klasztorem odbiło się od jakiegoś metalu.
Zaciekawiony chłopiec podszedł, aby zobaczyć znalezisko, jak się okazało był to całkiem przyzwoity mieczyk. O niebo lepszy niż jego kij. „Teraz mogę stawić czoła nawet orkowi” rozzuchwalił się chłopak, wymachując mieczykiem na prawo i lewo. „No chodź!”, lecz gdy tylko usłyszał szmer wskoczył w krzaki. Była to jedynie zabłąkana owieczka, nic ważnego. Znów nabrał pewności siebie i ruszył w drogę po skarby. Nawet ciemność go nie przerażała, a zresztą robiło się już widno, wszystko było takie interesujące i takie nowe. Był jak małe dziecko pakujące sobie wszystko do buzi. Jagody sprawiły mu najwięcej nieprzyjemności, rozbolał go brzuch i dalsza droga była niezbyt przyjemna.
- Tak na tym rozstaju powinienem chyba iść w prawo… no tak, to jest ta ścieżka.
Szedł już kilka ładnych godzin, a w między czasie zdążył kilka razy zabłądzić. Nie wiedział zbytnio, czego ma szukać, miał jednak cichą nadzieję, że będzie to wielki skarb pełen złota i dobrego jedzenia. Tak rozmarzony szedł przed siebie, kiedy nagle z krzaków wyskoczył wściekły kretoszczur. Randarf jako, że był nowicjuszem nie zląkł się zagrożenia i uderzył przeciwnika płazem miecza w łeb. Jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Dumny z siebie kontynuował podróż. Przystanął aby rzucić okiem na mapę.
- To już tutaj! – wykrzyknął z radością nowicjusz, nagle oprzytomniał – No tak ale gdzie jest ten skarb?
Zaczął się rozglądać dookoła, lecz nic takiego nie dostrzegł. Zobaczył jednak światło pochodni wydobywające się zza krzaków. Ostrożnie podszedł do nich, gdyż mogło tam być obozowisko jakichś bandytów. Ale nie to była jakaś jaskinia.
* * *
Długo rozważał wejście do środka, aż w końcu przemógł się i torując sobie drogę, wszedł ostrożnie do środka. Jego obawy okazały się nieuzasadnione, jedynymi przeciwnikami były szczury i kilka chrząszczy, z którymi nawet dziecko by sobie poradziło. Szedł dalej aż natknął się na częściowo zamknięty korytarz. Zablokowany był pojedynczymi głazami, a przez wąską szparę nie mógł się przedostać. Kopnął jeden mająca nadzieję, że reszta się rozleci, ale na próżno.
- Uważaj młodzieńcze! Jeszcze sobie nogę uszkodzisz! – Randarf usłyszał dziwny głos.
- K…kim jesteś? – zaskoczony zapytał, po czym usłyszał dobrotliwy śmiech.
- Jestem golemem chłopcze! – powiedział skała po czym podeszła do chłopca.
- Stój, bo cię zabije! – Krzyknął przerażony Randarf, machając mieczykiem.
- Odłóż lepiej tą broń bo się skaleczysz, nic nie wskórasz machając tym kawałkiem metalu. A więc teraz przygotuj się na to co cię czeka! – Powiedział groźnie golem. – Wyjście z jaskini jest zablokowane, nie możesz już zawrócić. Musisz mi odpowiedzieć na zagadkę, a wtedy cię przepuszczę.
- A co jeśli nie zgadnę?
- No cóż, dla ciebie byłoby lepiej gdybyś jednak zgadł. – odpowiedział chłopcu kamienny golem.
- Więc pytaj! – Randarf wciągnął do płuc powietrze i czekał na to, co ma do powiedzenia ta żywa skała.
- A więc, który z bogów jest najpotężniejszy? Innos, Beliar czy Adanos? Dam ci jednak małą podpowiedź, nie siła się tu liczy.
Randarf, aż usiadł z wrażenia, to pytanie było dla niego strasznie trudne. Nie sądził, że będzie musiał przechodzić takie próby, po prostu nie był na to gotów. Zmarszczył czoło i pogrążył się w myślach. Innos – pan sprawiedliwości i ognia, czy też Beliar – bóg zła. Adanosa nawet nie brał pod uwagę, gdyż nie mógł się przecież równać z innymi. Już miał postawić na Innosa. Ale wtedy nagle przypomniał sobie wskazówkę golema i opowiadania rodziców „tam gdzie stanął Adanos nie mieli władzy ani Innos, ani Beliar”.
- To Adanos! – zakrzyknął chłopiec, radosny ze swej odpowiedzi.
- Dobrze! Widzę, że masz trochę rozumu. To było zbyt łatwe co? – Zadumał się golem nad następną zagadką.
Randarf poczuł, że robi mu się niesamowicie gorąco głównie ze strachu. Czekał z napięciem na następne pytanie kamiennego olbrzyma.
- A tak już mam… a więc, spójrz na podłogę, są tu znaki czterech żywiołów, jeżeli uporządkujesz je we właściwej kolejności to przepuszczę cię dalej.
- Ziemia, lód, ogień, i skała? – spytał chłopiec.
- Zgadza się, kieruj się ich hierarchią.
Ta wskazówka nic nie mówiła chłopcu, ale zamknął oczy i pomodlił się do Innosa. Czekał na jakąś podpowiedź, ale nic nie usłyszał. Jedynie jego ręka jakby sama zaczęła wciskać symbole. Ziemia, kamień, ogień, lód. Zdziwiony golem jedynie westchnął.
- Nie o taką kolejność mi chodziło… ale w tej jest coś dziwnego, wydaje mi się, że też jest dobrze, dlatego przepuszczę cię więc dalej. – Odpowiedział żywy kamień, po czym rozpadł się.
Randarf nie wiedział, co dokładnie wydarzyło się przed chwilą, ale teraz miał inny problem. Stanął na rozstaju tuneli jeden szedł w dół jaskini i panowała tam nieprzenikniona ciemność, a drugi w górę i tam widać było wyjście. Chciał już opuścić jaskinię, ale skoro zaszedł już tak daleko, to nie chciał wracać z niczym. Wybrał tunel w głąb, wyjął ze ściany pochodnie i oświetlał sobie drogę. W końcu doszedł do sporej sali, jeśli można to tak określić. Na jej końcu siedział mag w szacie ognia. Chłopiec podszedł bliżej, wkrótce poznał maga, to był ten sam z biblioteki. Randarf padł na kolana.
- O wielki magu, wybacz mi, że uciekłem z klasztoru… proszę tylko nie karaj mnie! – błagał nowicjusz.
- Wstań, nikt nie ma zamiaru cię karać. Na imię mam Xardas. – odpowiedział łagodnie mag.
- Nie ma kary?
- Przeszedłeś „Próbę ognia” mój chłopcze, wybaczysz nam chyba to, że nie daliśmy ci wyboru, ale nie paliłeś się zbytnio do prośby.
- Co to jest „Próba ognia”?
- Każdy mag musiał przejść takie zadanie, aby zostać magiem…
- Więc ja…? – zapytał zaskoczony chłopak.
- Tak zostajesz magiem! Wykonałeś trzy zadania, które potwierdziły to, że jesteś godzien, być wybrańcem Innosa. Po pierwsze powiedziałeś, że najpotężniejszy jest Adanos. Kierowałeś się sercem, nie moc się liczy, lecz umiejętność opanowania własnych słabości. Po drugie modliłeś się do Innosa, nie znając właściwiej drogi, a On pomógł ci. Swoją drogą taka kolejność jest zastanawiająca… wreszcie po trzecie wybrałeś trudniejszą drogę w dążeniu do celu. Ale najważniejsze było to, że odważyłeś się udać w tą podróż. Udowodniłeś nam, Innosowi swoją wiarę. Noś tą szatę z godnością.
Randarf nie mógł rzec ani słowa, tylko założył szatę maga ognia. Wtedy dopiero rzekł już z jakąś dumą:
- Jestem rad, że moja chęć przygód uczyniła mnie magiem.
- Stałeś się jednocześnie najmłodszym magiem w historii zakonu! – rzekł z zadowoleniem Xardas – Czeka cię wielka przyszłość.
- A tak w ogóle ile masz lat Xardasie?
- No jak wiesz, każdy nowo zaprzysiężony mag ma jedną prośbę, którą inni muszą spełnić… ty właśnie rzekłeś swoje życzenie! Jestem tylko kilka lat starszy od Pyrokara, ale wkrótce mamy zostać członkami starszyzny, ja sam mam około 30 lat więcej nie powiem…
Tak więc wyszli razem z jaskini długo dyskutując na tematy magiczne.