No tak, wygrzebałam kilka historyjek z szuflady, a właściwie znalazłam kilka ukrytych folderów z tymi oto "perełkami" Niżej jedna z nich. Liczę na Waszą konstruktywną krytykę
- Nie, to nie. - dziewczę odrzuciło kolejne jabłko, a mały diablik uchylił się żeby nie zarobić nim między oczy.
W komnacie, w której stało krzesło stylizowane na niewielki tron leżało całe mnóstwo takich czerwonych jabłuszek. Jedne nadgryzione, drugie nadgnite, a jeszcze inne swym wyglądem zachęcały do spróbowania. Jednak jakby się bliżej przyjrzeć, można było dostrzec niewielką dziurkę. W środku były toczone przez robactwo.
Kolejne jabłko poturlało się po posadzce, tym razem niedojrzałe, miejscami jeszcze zielone. Dziewczyna splotła dłonie i zmarszczyła czoło.
- Nic innego już nie ma? Nic nie zostało? - zapytała zastygłego obok, w służalczym pokłonie diablika. Ten podniósł swe czerwone ślepia i spojrzał na niewinną z pozoru twarzyczkę swej pani. Zadrżał.
- Jest jeszcze jedno o wielka... - wystękał w końcu odpowiedź i czym prędzej oddalił się w ukłonach, aby jej przynieść.
Dziewczę postukało niecierpliwie w oparcie swego tronu. Chwilę później zjawił się mały potworek, niosący na tacy dojrzały owoc. Oczy Pani zalśniły jakimś nieznanym blaskiem, sięgnęła po niego i dłuższą chwile patrzyła w milczeniu, jakby podziwiając to, co zaraz zniszczy. Ugryzła. Ugryzła i pierwszy raz, od wielu lat nie wypluła owego kęsa, tylko przeżuła i połknęła. Diablik zastygł w zdumieniu, nie wiedząc, co zrobić, uczynił to, co umiał najlepiej - pokłonił się i tak czekał.
Dziewczyna podniosła wzrok na tacę, którą trzymał sługa. Było na niej coś jeszcze, mała karteczka, a na niej dwa słowa: Pan Anezji...
Zielone oczy rozszerzyły się w niemym zdumieniu, a jabłko wypadło z ręki.
- Kto to przyniósł? - pytanie zostało zadane cichym głosem, który poniósł się po kamiennej komnacie. Nikt nie miał odwagi odpowiedzieć, albo też nie wiedział. Jeden po drugim diabliki zaczęły się wycofywać z pomieszczenia, które zaraz mogło stać się miejscem ich kaźni.
Dziewczyna powoli podniosła się z tronu, schyliła się i podniosła owoc, który podniosła na wysokość oczu i przyjrzała się mu. Pod nosem wymruczała kilka słów, a ostatni z potworków, który właśnie miał uciec zatrzymał się w bezruchu.
- Kto to przyniósł? - ponowiła pytanie, nawet nie spojrzała na żałosne stworzenie. Wszystko, co z dawna uśpione odżyło w niej ze zdwojoną mocą. Nie słysząc odpowiedzi po prostu zabiła potworka. Została z niego kupka prochu na posadzce.
Kobieta miała beznamiętny wyraz twarzy, gdy swe kroki skierowała ku przeciwległemu do tronu końcu komnaty. Znajdowała się tam kamienna misa, sięgająca do pasa dziewczyny i po brzegi wypełniona krystalicznie czystą wodą. Kłębiły się w niej obrazy, przeróżne obrazy śpiących ludzi. Niecierpliwie zmąciła powierzchnię dłonią, chcąc ujrzeć coś innego, a raczej kogoś.
Długo się kotłowało w misie nim w końcu ukazało zamglony obraz zniszczonego miasta, a wśród ruin przechadzała się samotna postać. Dziewczyna pokręciła głową ze smutkiem, który jeszcze nie został jej odebrany jak inne uczucia.
- Dlaczego znów niszczysz? - pytanie zadane w przestrzeń, zwielokrotnione przez echo. Odrzuciła od siebie jabłko, jakby było zatrute. Odwróciła się plecami i wolnym krokiem poczęła iść w kierunku swego tronu.
Obraz w misie powoli zaczął mętnieć, aż w końcu powierzchnia wody była znów przejrzysta.
- Pozbawiłeś mnie serca mój drogi. Zabrałeś jej ze sobą i pokazujesz mu tylko zniszczenie. - westchnęła ciężko i usiadła na swym miejscu, które jednocześnie było symbolem jej władzy jak i upadku.
Do komnaty znów poczęły napływać diabliki, jeden za drugim, nie mając odwagi podnieść na Panią wzroku. Były tym, co stworzyła, tym, w czym zamknęła swoje uczucia, które jedno po drugim zabijała, a które nieustannie się odradzały.
Jeśli się spodoba wkleję następne, poniekąd odcinki
* * *
- Nie, to nie. - dziewczę odrzuciło kolejne jabłko, a mały diablik uchylił się żeby nie zarobić nim między oczy.
W komnacie, w której stało krzesło stylizowane na niewielki tron leżało całe mnóstwo takich czerwonych jabłuszek. Jedne nadgryzione, drugie nadgnite, a jeszcze inne swym wyglądem zachęcały do spróbowania. Jednak jakby się bliżej przyjrzeć, można było dostrzec niewielką dziurkę. W środku były toczone przez robactwo.
Kolejne jabłko poturlało się po posadzce, tym razem niedojrzałe, miejscami jeszcze zielone. Dziewczyna splotła dłonie i zmarszczyła czoło.
- Nic innego już nie ma? Nic nie zostało? - zapytała zastygłego obok, w służalczym pokłonie diablika. Ten podniósł swe czerwone ślepia i spojrzał na niewinną z pozoru twarzyczkę swej pani. Zadrżał.
- Jest jeszcze jedno o wielka... - wystękał w końcu odpowiedź i czym prędzej oddalił się w ukłonach, aby jej przynieść.
Dziewczę postukało niecierpliwie w oparcie swego tronu. Chwilę później zjawił się mały potworek, niosący na tacy dojrzały owoc. Oczy Pani zalśniły jakimś nieznanym blaskiem, sięgnęła po niego i dłuższą chwile patrzyła w milczeniu, jakby podziwiając to, co zaraz zniszczy. Ugryzła. Ugryzła i pierwszy raz, od wielu lat nie wypluła owego kęsa, tylko przeżuła i połknęła. Diablik zastygł w zdumieniu, nie wiedząc, co zrobić, uczynił to, co umiał najlepiej - pokłonił się i tak czekał.
Dziewczyna podniosła wzrok na tacę, którą trzymał sługa. Było na niej coś jeszcze, mała karteczka, a na niej dwa słowa: Pan Anezji...
Zielone oczy rozszerzyły się w niemym zdumieniu, a jabłko wypadło z ręki.
- Kto to przyniósł? - pytanie zostało zadane cichym głosem, który poniósł się po kamiennej komnacie. Nikt nie miał odwagi odpowiedzieć, albo też nie wiedział. Jeden po drugim diabliki zaczęły się wycofywać z pomieszczenia, które zaraz mogło stać się miejscem ich kaźni.
Dziewczyna powoli podniosła się z tronu, schyliła się i podniosła owoc, który podniosła na wysokość oczu i przyjrzała się mu. Pod nosem wymruczała kilka słów, a ostatni z potworków, który właśnie miał uciec zatrzymał się w bezruchu.
- Kto to przyniósł? - ponowiła pytanie, nawet nie spojrzała na żałosne stworzenie. Wszystko, co z dawna uśpione odżyło w niej ze zdwojoną mocą. Nie słysząc odpowiedzi po prostu zabiła potworka. Została z niego kupka prochu na posadzce.
Kobieta miała beznamiętny wyraz twarzy, gdy swe kroki skierowała ku przeciwległemu do tronu końcu komnaty. Znajdowała się tam kamienna misa, sięgająca do pasa dziewczyny i po brzegi wypełniona krystalicznie czystą wodą. Kłębiły się w niej obrazy, przeróżne obrazy śpiących ludzi. Niecierpliwie zmąciła powierzchnię dłonią, chcąc ujrzeć coś innego, a raczej kogoś.
Długo się kotłowało w misie nim w końcu ukazało zamglony obraz zniszczonego miasta, a wśród ruin przechadzała się samotna postać. Dziewczyna pokręciła głową ze smutkiem, który jeszcze nie został jej odebrany jak inne uczucia.
- Dlaczego znów niszczysz? - pytanie zadane w przestrzeń, zwielokrotnione przez echo. Odrzuciła od siebie jabłko, jakby było zatrute. Odwróciła się plecami i wolnym krokiem poczęła iść w kierunku swego tronu.
Obraz w misie powoli zaczął mętnieć, aż w końcu powierzchnia wody była znów przejrzysta.
- Pozbawiłeś mnie serca mój drogi. Zabrałeś jej ze sobą i pokazujesz mu tylko zniszczenie. - westchnęła ciężko i usiadła na swym miejscu, które jednocześnie było symbolem jej władzy jak i upadku.
Do komnaty znów poczęły napływać diabliki, jeden za drugim, nie mając odwagi podnieść na Panią wzroku. Były tym, co stworzyła, tym, w czym zamknęła swoje uczucia, które jedno po drugim zabijała, a które nieustannie się odradzały.
* * *
Jeśli się spodoba wkleję następne, poniekąd odcinki