Bo wszyscy mieli krótkie
[Dodano po 2 dniach]
Rozdział 8: Zakończenie
Na twarzach czarodziei malował się ten sam uśmiech ukazujący jak bardzo są z siebie dumni.
Kultysta zmierzył spojrzeniem swych towarzyszy, po czym podszedł do Sadraxa i pełen energii powiedział:
- To już koniec...
- Nie! To dopiero początek, musimy jeszcze zabić...
- To ciebie musimy zabić! - krzykną i zatopił topór w ciele maga.
Nekromanta spojrzał w oczy zdrajcy, które płonęły żywym ogniem. Nastąpił wybuch, a spod czarnego pyłu wyłaniały się zwłoki czarownika - zmieniły się w popiół. Wszyscy patrzyli na to ze zdziwieniem, a zarazem niepokojem.
- Coś ty zrobił! - oburzył się Lox.
- Wiem jak to wygląda, ale... - nie dokończył barbarzyńca.
- Zabiłeś go!
- Bo musiałem! Właśnie dlatego z wami wyruszyłem. Dostałem znak od Boga.
- Przecież mówiłeś, że robisz to ponieważ nazywam się Lox.
- To też, gdyż ty jesteś wybrańcem i to tobie pisane jest zabicie smoka. O tym iż mam z tobą wyruszyć dowiedziałem się po wizycie w karczmie.
- Więc cały czas nas okłamywałeś?
- Nie wiesz do czego zdolny był ten człowiek! To uśpione zło, które w każdej chwili mogło was zniszczyć.
- A może robisz to dla większej doli z zysków?
- Pieniądze, złoto, klejnoty - to wszystko nic w porównaniu z prezentem który mam ci dać.
- Jakim prezentem?
- Posłuchaj manie uważnie: Nie ogniem zwalczaj ogień, nie wodą, nie skałą, lecz wodą i skałą.
- Co?
Wtedy światło oślepiło na moment wszystkich woku Zorga, a po nim samym nic nie zostało.
- Znikną! - zdziwił się Drago.
- Pozostawił po sobie tylko tą durną zagadkę - odpowiedział w zastanowieniu łowca.
- Durną? Jest idiotyczna! Nawet się nie rymuje - niepotrzebnie dodał król.
- Ktoś musi nam pomóc.
- Darnith jest mistrzem łamigłówek, więc może on to rozwiąże - zrehabilitował się władca.
Już po chwili wszyscy we trójkę rozmyślali nad tym przeklętym zdaniem.
- No cóż... nie mam pojęcia co to oznacza - stwierdził czarodziej.
Nagle do sali wbiegło kilkoro paladynów:
- Panie! Spójrz na... czemu się pan smuci?
- Nie ogniem zwalczaj ogień, nie wodą, nie skałą lecz wodą i skałą! - Rozumiesz? - donośnie zdenerwował się druid.
- Nie.
- Jakie jest najpopularniejsze zaklęcie ognia? - zapytał z pewnością siebie wychodzący zza rycerzy potwór.
- Kula ognia - odpowiedział człowiek lasu.
- A co posiada twardość skały i ukrytą wodę?
- Lód! Lodowa kula! Jak mogliśmy na to nie wpaść!
- Czy dostanę jakąś nagrodę?
- Panie! To Lotar! Ta bestia z bitwy na ziemi niczyjej.
- Więc wtrąćcie go do lochu.
- Myślę, że... - niedokończył tancerz miecza.
- Pozwól iż to ja będę wydawać rozkazy na moim zamku!
- Choć Lox. Dam ci ten zwój, tylko muszę go poszukać.
Oczywiście mag znalazł to czego szukał, po czym wręczył go łowcy.
Myśliwy natychmiast wyruszył w drogę. Podróż minęła spokojnie gdyż pozostałości dzikich plemion opuściły wyspę wraz z porażką nordów. Gdy stał przed pieczarą smoka ujrzał, że rzeczywiście nie chroni jej już żadna bariera. Postanowił odpocząć przed tą trudną walką. Schronił się w jaskini przylegającej do kamiennej fortecy. Nagle ziemia zaczęła drżeć, a skały osuwać. Kilka z nich zablokowało wyjście jaskini. Lox był uwięziony. Usuwał głazy ponad godzinę - w końcu mu się udało - zobaczył światło dzienne, a razem z nim Zorga! A raczej jego głos szepczący:
- Wróć do zamku! Niech twój grzech doda ci motywacji...
- Jaki grzech? O co chodzi?
Nie otrzymał odpowiedzi. Choć był o krok od unicestwienia bestii, jego ciekawość wręcz zmusiła go do powrotu do królestwa.
Zobaczył tam chaos, zniszczenie i śmierć. Patrzył na palące się domy i zwęglone ciała.
- Obudziliście smoka! Spalił wszystko i wszystkich. Nie oszczędził nawet zamku. Dobrze, że Nemida postanowiła towarzyszyć Darnithowi w drodze do jego posiadłości - zaskoczył mistrza miecza Lotar ze swoją więzienną bandą.
- Jak udało się wam przetrwać?
- Nasze cele osadzone były głęboko pod ziemią, a tam smoczy ogień się nie dostał.
- To ja ich zabiłem! To przeze mnie! Rozumiesz?!
- Wszystko ma swoją przyczynę... ten sam daje i ten sam odbiera.
Wtedy Lox przypomniał sobie słowa kultysty.
- Zabiję to bydlę! Za tych wszystkich ludzi.
- Poczekaj... pomogę ci.
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- A co innego mam teraz począć?
Ruszyli natychmiast, więc już wieczorem byli na miejscu.
- Nie możemy się wycofać - powiedział łowca.
- Wiem.
Zmierzali ku wejściu pieczary. Od tej pory każdy krok był sprawdzianem odwagi i pewności siebie. Nadszedł ten moment - smok powoli wstał i obrócił się w stronę śmiałków. Był ogromny, pokryty czerwoną łuską. Miał także długi ogon oraz skrzydła przypominające te nietoperza tylko znacznie większe. Pochylił swój jaszczurzy łeb spoglądając czarnymi ślepiami na bohaterów. Otworzył pełną ostrych kłów paszcze i rzekł:
- Jestem Klauth... kto mi przeszkadza?
- Zwą mnie Lox, a to mój kompan Lotar.
- I co?
- Zaraz padniesz trupem odrazo!
- Ha! Sam wybraniec z Neverwinter prosił mnie o pomoc gdyż wiedział, że nie zdoła mnie pokonać.
- Skończ gadać i zacznij walczyć! - przerwał tancerz miecza. - Niech cie ziemia pochłonie!
Lotar natychmiast odwrócił uwagę bestii ciskając w nią młotem. W tym czasie jego towarzysz okrążył smoka i po ogonie wbiegł mu na grzbiet. Z pyska nieprzyjaciela roztaczał się kłębiący ogień, który spalił dzikusa żywcem. Lecz łowca właśnie na to czekał - wspinając się po bestii wrzucił do jej jamy kulę lodu. Smok poległ. Zza opadającego kurzu wyłoniło się jego ciało, które zapadło się pod gruntem ze złota i bogactw. Kosztowności zaczęły się topić! Gdy szara zasłona całkowicie opadła, zabójca spostrzegł postać napełniającą worki monetami. To Fenshil!
- Krasnoludzie! Co tu robisz?
- Udało mi się ucieknąć w czasie oblężenia. Później poszedłem za tobą aż dotarłem tutaj...
- Śledziłeś mnie?
- Tak ale teraz nie mamy czasu... napełniaj sakwy!
- Oszalałeś?! To zaraz runie! Rób co chcesz - ja odchodzę.
Krasnolud pozostał w fortecy, która po chwili stanęła w gruzach. Z pod jej ruin obficie wydobywała się lawa.
Łowca nie miał gdzie wrócić i co ze sobą zrobić lecz wiedział, że pomścił poległych ludzi i odkupił swoje winy.
I tak Lox stał się legendą...
Koniec
To już koniec mojej opowieści. Proszę o komentarze i oceny całości. Dodam tylko, że to moje pierwsze op. więc litości...