Wywoływania duchów i okultyzm - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Rangramil,
Cou, czy znajdzie się jakiś temat, na który nie będziesz miał nic do powiedzenia? Zresztą, jak już słyszałeś, to była tylko zabawa, a nie profesjonalna sesja nieracjonalności. Jak dla mnie, to gość się po prostu przestraszył, jego psychika nie wytrzymała napięcia itp. Jedna wielka bzdura, historia dobra na ognisko, czy podobną okazję.

Mędrca szkiełku i oku można zawierzyć, w przeciwieństwie do zabobonów.
Ati,
Każde wywoływanie duchów jest prymitywne (no może od poszczególnych przypadków, kiedy ktoś czegoś potrzebuje bardzo, niedostępnego inną drogą), a jak słyszę o żywiołach, energiach i kręgach, które MUSZĄ być, kojarzy mi się to od razy z Belladonną i mam odruch wymiotny.
Courun Yauntyrr,
Nie rozumiem co robi ten okultyzm w nazwie - prosiłbym zatem o usunięcie go, bo to pojęcie o wiele szersze i z tego co czytam wcale nie o nim traktuje ten temat.

Trochę bez sensu to stwierdzenie, że wszyscy się boją. Wszystko zależy od okoliczności - osobiście nie boję, co więcej mam wrażenie, że kilka duchów już mnie odwiedziło. Strach czuje się przed złymi duchami, ale nie wszystkie są złe. Taki Anioł Stróż jest przedstawiany jako dobry duch, który opiekuje się nami. Złe duch czegoś od nas chcą - zemsty, pomocy, czasem zapalenia świeczki tylko.
Wywoływanie zaś według podanej receptury jest... hmm prymitywne. Brak ochronnego kręgu (nie mówię tu o rysowaniu krwią czy czymś pentagramu, bo to tylko na filmach), do tego dużo osób, które rozpraszają. Nie piszesz też nic o żywiołach - tak należy już dobrać ludzi, by każdy żywioł był reprezentowany, by była energia kobieca i męska. Zabawa jednak skończyła się zapewne atakiem złej energii (stąd ta febra) - zamiast okrywać należało wziąć go pod ochronę i odegnać złą siłę - tymczasem wiele osób się bawi i jak już im się uda to sprowadzają coś, czego nie potrafią potem odesłać. Taka dusza błąka się i szuka spokoju, ale ludzie mają zabawę. Cudnie.
Ati,
Każdy człowiek boi się nieznanego, to normalny strach, nawet u dorosłych.
I naprawdę 90% takich przypadków to zwykłe 'chcenie', u dzieci najczęściej, bo mają najmniej 'racjonalnego' gówna w głowie, dlatego łatwiej im wywołać rzeczy 'nieracjonalne'. Wszystko siedzi w waszych głowach Ja gdzieś w gimnazjum jarałam się duchami i tym wszystkim później zeszło na okultyzm i tak już zostało jeno z dystansem.
Matthias Circello,
Jak byłem jeszcze gówniarz, z 10 lat miałem, to na starym osiedlu mieliśmy coś jak fanklub wywoływania duchów. Głupie i poryte zabawy. Przedział wiekowy uczestników od 10 lat (najmłodszy ja:P) do 16 wtedy chyba. Siedzieliśmy w piwnicy i ktoś tam robił wszystko według instrukcji z jakiejś pierdzielniętej książeczki. Efekt? Stojący jakieś 10 metrów od nas kosz (poza zasięgiem kogokolwiek z nas) się wywalił, a my uciekliśmy z piwnicy szybciej niż Asafa Powell na 100 m. Nigdy więcej nie spróbowaliśmy.

Może i coś tam istnieje, jakieś ciała astralne czy inne szity. Ale trzeba naprawę chcieć się w to pakować, żeby coś z tego wyszło. No i trzeba być podatnym na takie sprawy. W sumie to chyba największa część tego wszystkiego siedzi w naszej głowie.
Valandil Falassion,
Hmm... bo wszyscy po cichu boją się konsekwencji i wbrew pozorom mają dystans do tych spraw? Ja też chętnie bym spróbował, tylko coś mi się wydaje, że mógłbym tego później nerwowo nie wytrzymać. Dorosły chłop, a ma opory - dziwne, nie? Pamiętajcie tylko, że taki duch - o ile coś takiego w ogóle istnieje - niekoniecznie musi zniknąć, gdy skończycie już zabawę w wywoływanie. Co wtedy?
Ekhtelion,
Talerzyki... tabliczki i inne takie. Hmm, powiem tyle - zobaczę i może uwierzę. Owszem fakt, że zjawisko się dosyć często pojawia i to zazwyczaj wśród 'zwykłych' ludzi powinien przemawiać za daniem do myślenia. Ale jednak brak jakichkolwiek poważnych badań czy prac również sporo mówi. Skoro ducha jest tak łatwo wywołać to dlaczego nikt się nie próbowął tym zająć na poważnie jakoś?
Vanita Scalfari,
To jak się już bawimy w rzeczy, w które naprawdę ciężko uwierzyć chłodnemu realiście, to zdarzało mi się wywoływać duchy. I to nie raz. Jednak raz działy się naprawdę rzeczy na tyle okropne, że mieliśmy już szukać egzorcysty. Cała rzecz działa się w Czechach na szkolnej wycieczce 11-osobowej (w moim gimnazjum głównie takie się odbywały o_O).

Opowiadałam znajomym którejś nocy o wywoływaniu, talerzykach, nieparzystych i parzystych ilościach osób i świec... No i stwierdziliśmy, że próbujemy. Nawet usypaliśmy krąg z soli na podłodze, chociaż to niewiele dało, jak się okazało później. Naturalnie dla klimatu zebraliśmy się razem o północy, siedliśmy, wzięliśmy się za ręce, zgasiliśmy światło, pozapalaliśmy świeczki i... nic. Nie wpadliśmy na pomysł, żeby najpierw stwierdzić kogo mamy zamiar wywołać, choć to nie jest konieczne. Zarządziłam wycieczkę na cmentarz, który był jakieś 10 metrów od okien mojego pokoju, więc tam też się udaliśmy.

Okazało się, że cmentarz jest potwornie stary, groby nawet sprzed I Wojny Światowej. Odkopaliśmy ze śniegu nagrobek dziecka. Maleńkiego. Jedynego dziecka na cmentarzu - jakieś 100 lat temu dzieci umarłych niedługo po porodzie zwykle nie chowano. To przeżyło chyba z miesiąc. Zapisaliśmy sobie jego przeurocze czeskie nazwisko i odczytałam czeski napis na nagrobku "Zabrała cię wojna Śpij spokojnie". Byliśmy naturalnie zdecydowani, że to właśnie nasz duch.

Wróciliśmy do pokoju, procedura się powtórzyła i zaczęło się wywoływanie. Tylko że talerzyk wcale nie chciał się poruszać. Natomiast zaczął się poruszać telefon w kieszeni znajomego i zgasła dokładnie co druga świeczka z kółka ułożonego w naszym kręgu. Pozwoliliśmy koledze odebrać smsa, którego treść brzmiała "Jak się masz, braciszku?". Przyszedł z numeru zastrzeżonego. Telefon natychmiast się wyłączył, bo i przed seansem Tomek go wyłączał. W tym samym momencie właśnie chłopak od telefonu zaczął się potwornie trząść i miał łzy w oczach. Dziewczyny zaraz zaczęły piszczeć i w ogóle dostały potwornej szajby, więc wspólnymi siłami w udało nam się całą "zabawę" zakończyć. Wszystko się uspokoiło. Tyle tylko, że okno było kompletnie zaparowane od zewnątrz, a Tomkowi febra wcale nie przechodziła... Zapchaliśmy go do łóżka, nie odzywał się do nas wcale, mimo że my do niego mówiliśmy. Nie mając pojęcia co robić wyjęłam z portfela różaniec na karcie kredytowej i wcisnęłam mu do ręki. Nawet nie wiedzieliśmy kiedy nam się udało zasnąć. W każdym razie rano chłopaka znalazłam wciąż z różańcem, spokojnie śpiącego. Więcej nic już się nie stało. No może poza tym, że większość ekipy stwierdziła "Nigdy więcej wywoływania duchów"...

Kiedy indziej opowiem wam też o wampirach PSI czy krwi, ale to jak akurat zbierze mnie na wspominki.
Wczytywanie...