No panowie, panie Tar dostał już najnowszego albuma, zaraz zabieram sia przesłuchanie go. A potem zdam relacje.
[Dodano po 2 dniach]
Hmm... Muzyka Sfer. Mi ten album bardzo przypadł do gustu. Jest troszkę podobny do dzwonów rurowych. Jest miła i łagodna. Całość kojarzy mi się z muzyka klasyczną, z tym że nie raz i nie dwa udało mi sie wychwycić drobne motywy z znanych już wcześniej płyt. Słuchając niektórych utworów wiedziałem jakie za chwilkę usłyszę nuty. Mogę więc z całą stanowczością stwierdzić, że to jest ciągle ten sam stary, dobry Mike.
Dla spragnionych dobrze napisanej recenzji najnowszego albumu Mike'a wypowiedź pana Mikołaja Florczaka, jest to recenzja napisana dla strony
infomusic.
Cytat
Dla kogoś, kto zjadł zęby na twórczości Mike’a Oldfielda, nie ważne jest to jakich zastosuje on instrumentów do zilustrowania własnej muzyki. Może użyć syntezatorów, gitary akustycznej, dud, piły do drewna, grzebienia czy tak jak w ostatnim przypadku orkiestry symfonicznej... ale i tak zawsze rozpozna się jego styl. Specyficzna maniera konstrukcji kompozycji, rozpisania poszczególnych sekcji, budowy napięcia jest tak charakterystyczna, że po prostu trzeba być prawdziwym ignorantem aby tego nie zauważyć. A może to i dobrze, że bez względu na to co gra i jak gra, potrafi nadać temu część samego siebie? Mniejsza o to, skupmy się na nowym wydawnictwie.
“Music of the Spheres”, to pierwsze takie podejście Oldfielda do muzyki klasycznej. W przeszłości miał już kilka podobnych z nią kontaktów, jednak nigdy na taką skalę - nijakie “Orchestral Tubular Bells”, soundtrack do “The Killing Fields” i nagranie “Mont. St. Michel” z albumu “Voyager”. Wydaje mi się, że to dobry krok z jego strony. Prawdę mówiąc, sam już nie wiedział w jakim pójść kierunku i jak się zachować na pogmatwanym rynku muzycznym.
Nawiązując ideowo do teorii Pitagorasa i św. Franciszka z Asyżu na temat “muzyki sfer” - niesłyszalne dla ludzkiego ucha dźwięki wszechświata - napisał partyturę, która pełna jest czułości, ekspresji i pewnego rodzaju sielankowości - wystarczy posłuchać utworów “Tempest” oraz "Aurora". Co istotne, Mike do pewnego stopnia uchronił się przed tendencją wielu muzyków ze środowiska muzyki “nieklasycznej”, polegającą na zastąpieniu 5-osobowego bandu, bandem 100-osobowym i nadaniu całości druzgocąco miażdżącego rozmachu. Duża w tym zasługa Karl Jenkinsa (autora m.in. projektu Adiemus), który zdołał odpowiednio przekształcić wizję Oldfielda (powstałą pierwotnie na oprogramowaniu Sibelius) na język orkiestry.
Nie jest to pop-classical, jak niektórzy chcieliby ten album widzieć. Nie ma tu żadnej elektroniki, wokalnego rozpasania czy gitarowych pasaży. Emocjonalny charakter podkreśla zarówno sopran Hayley Wenstra, jak i gra chińskiego pianisty Lang Lang. Prawdę mówiąc “Music of the Spheres” to muzyka klasyczna okiem Mike’a Oldfielda, a najbliżej jej do twórczości kompozytorów filmowych. Teraz wystarczy już tylko nakręcić film, aby gdzieś ten materiał w pełni wykorzystać.
PLAYLISTA:
Part 1
1.
Harbinger
2.
Animus
3.
Silhouette
4.
Shabda
5.
The Tempest
6.
Harbinger (reprise)
7.
On My Heartfeaturing Hayley Westenra sample
Part 2
8.
Aurora
9.
Prophecy
10. On My Heart (reprise)
11.
Harmonia Mundi
12.
The Other Side
13.
Empyrean
14.
Musica Universalis