Grałam raz ciężarną erynią. Urodziła martwe piekielne czworaczki o wampirzych skłonnościach po tatusiu, które ożywił pewien demilisz z wieloma punktami umiejętności włożonymi w jazdę konną. Nie pytajcie... To była dziwna sesja... W czasie ciąży dostałam taki fajny atut Błogosławieństwo Nerula (bo maczał w tym palce... ale niedosłownie!), który pozwalał czerpać siły z bachorów w brzuchu i pewnie dlatego urodziły się martwe.
Ciąża jest kozacka w czasie sesji. Zwłaszcza odgrywanie jest przemiłe. Pamiętam, że uratowaliśmy jakieś miasto przed nieumarłymi wojskami nekromantów i kiedy zarządca rady miejskiej nas nagradzał Lilith puściła mu bełta na buty, tłumacząc się porannymi mdłościami.
Ciąża jest kozacka w czasie sesji. Zwłaszcza odgrywanie jest przemiłe. Pamiętam, że uratowaliśmy jakieś miasto przed nieumarłymi wojskami nekromantów i kiedy zarządca rady miejskiej nas nagradzał Lilith puściła mu bełta na buty, tłumacząc się porannymi mdłościami.