Choć recenzje najnowszej produkcji sygnowanej nazwiskiem Christophera Nolana są dalekie od ochów i achów, to nie zraziły one pasjonatów filmowych stęsknionych za doświadczeniem kinowym. Jedni uciekają ze swymi premierami na kolejny rok, natomiast Warner Bros. postanowił w końcu zaryzykować i wypuścić długo wyczekiwanego “Teneta” na 41 rynkach zagranicznych. Czy ten ruch się opłacił?
Zdania są mocno podzielone, ale włodarze wytwórni mają powody do zadowolenia. Film zgarnął w pierwszy weekend premierowy 53 mln dolarów zysków, co mocno przebija wcześniejsze prognozy analityków, jakoby “Tenet” miał szansę na dobicie jedynie do progu 40 mln dolarów. Dodatkowo produkcja pobiła rekordy w kinach holenderskich i ukraińskich, gdzie jest to najlepsze w historii otwarcie dla tytułu autorstwa Nolana. Są więc powody do optymizmu.
Z drugiej strony film kosztował zawrotne 250 mln dolarów, a żeby się w ogóle zwrócił trzeba dobić do 800 mln dolarów przychodów kasowych – przed pandemią szacowano, że w trzy premierowe dni tytuł zgarnie 200 mln dolarów na całym świecie. Biorąc to pod uwagę, nie brzmi to już tak kolorowo.
Toby Emmerich, szef wytwórni Warner Bros., jest jednak zadowolony z obecnego wyniku i zwraca uwagę, że pandemią spowodowała, że trzeba odejść od utartego, klasycznego prognozowania przychodów i popularności filmów.
Mamy fantastyczny start na arenie międzynarodowej i trudno tu być bardziej zadowolonym. Christopher Nolan kolejny raz nakręcił film, który jest wart obejrzenia na dużym ekranie i cieszymy się, że publiczność na całym świecie miała okazję doświadczyć film właśnie w ten sposób. Dziękujemy naszym partnerom za tytaniczną pracę, która pozwoliła otworzyć kina na widzów, zachować ich bezpieczeństwo i przy okazji szanować wszystkie narzucone obostrzenia. Biorąc pod uwagę bezprecedensowe okoliczności globalnej premiery “Teneta”, zdajemy sobie sprawę, że bierzemy udział bardziej w maratonie niż w klasycznym wyścigu.
podsumowuje Emmerich.
No właśnie, mądre słowa. Bo kluczowe będą wyniki nie z tego tygodnia, choć je też trudno bagatelizować, ale z przyszłego i jeszcze kolejnego. Jeżeli na arenie globalnej uda się utrzymać tak wysoki przychód i przy okazji z rynku amerykańskiego, gdzie film trafi do dystrybucji 3 września, również będą płynąć pozytywne informacje, to można powiedzieć, że najgorsze dla branży kinowej już za nią. Pożyjemy, zobaczymy.