dziekuje za bardzo trafne uwagi.
postanawiam poprawe ;p
pokute juz dostalem.
teraz czekam na rozgrzeszenie ;]
Z pewnością musisz zacząć stosować polskie znaki. Co jak co ale opowiadanie to nie jest pogadanka na gadu i takie minimum szacunku dla czytającego należy okazać. Nie mówiąc już, że lepiej to wpływa na odbiór. Druga sprawa to wspomniane znaki przestankowe i brak akapitów. Nadużywasz wielokoropków a to podobno świadczy o osobowości chaotycznej i nie potrafiącej się skupić
.
A teraz treść. No cóż... Jak dla mnie to się nie przyłożyłeś, a fabuła przypomina trochę grę komputerową i to taką niezbyt ambitną. Może gdyby opowiadanie zajęło ci 5x tyle miejsca to byłoby lepiej. Sąd ostateczny? Ok, fajnie. Tylko jak sąd to sąd a nie jakieś enigmatyczne stwierdzenie, że wszyscy 'zostali tu'. A zaraz potem walka światłych z mrocznymi rodem ze Straży Dziennej/Nocnej. I żeby było jeszcze mniej ciekawie to z niewiadomych przyczyn ludzie mają przyjmowac jakieś prochy których działanie jest wysoce wątpliwe
. To, ze ludzie nie widzą aniolów i diablów jeszcze jest do przyjęcia ale przecież musieli by widzieć efekty ich działania. Mieszanie farmakologii z boskością? Motyw buntownika który nie wiadomo dlaczego i przeciwko czemu się buntuje. Standardowy motyw romantyczny. Nie trawię tego. Na przyszłość lepiej się przyłóż.
Sam warsztat pisarski może nie jest porywający - przydało by się zdania nieco skrócić i poznać większą ilość znaków przestankowych, tu i ówdzie przyda się też kropka.
Nie wiem też, jak udało Ci się uniknąć zażywania tej tabletki - skoro tak każdy Cię rozpoznawał po stroju to trudno mi wyobrazić sobie jak mogłeś spokojnie sączyć piwo. Ty widziałeś demony, one widziały Ciebie.
Ogólnie podoba mi sie i mam nadzieję, ze choć przemyślisz moje uwagi - może się mylę, ale to krytyka pozwala na doskonalenie swego talentu. Zapraszam także do siebie - tak, to reklama
W roku 2000 mialem 11 lat. Bylo dokladnie tak jak przepowiedzial Nostradamus. Armageddon. Ogien lal sie z nieba zamiast deszczu, wszyscy panikowali jak nigdy. Biegali w kolko jak opetani.. Dobrze pamietam ten dzien... 21 kwietnia.. Dokladnie w moje urodziny. Pierwszy meteor spadl na dworzec glowny kolei w moim miescie: ci co ocaleli byli cali umazani we krwi swojej i cudzej, ludzie z kikutami rak i nog. To nie byl obrazek dla dziecka w moim wieku. Populacja na Ziemii zmniejszyla sie o polowe, a zgodnie z tym co ten stary dziad mowil: miala spasc do rownego zera.. Nastepnego dnia w nasze zycie wkroczyly Anioły z boskim sztandarem i Demony z flagami piekiel. Byl Sad Ostateczny i w ogole, lecz nie wszystko poszlo tak jak mialo pojsc... Ludzkosc nie trafila do Nieba czy tez do Piekla. Wszyscy zostali tu. Na Ziemii. Z jedna nowinka. Mianowicie wszyscy bez wyjatku mieli trzy razy dziennie zjadac mala, niepozorna tabletke bialej barwy. Bendix. Sprawiala ona ze ludzie nie dostrzegali Aniolow i Demonow zyjacych posrod nich i sprawiala, ze ludzie czynili dobro, a wszelakie odstepstwa od zazywania czy postepowania byly srogo karane. W roku 2002 okazalo sie ze ludzie prawie uodpornili sie na lekarstwo... Znow na ulicach krolowala czerwona barwa ognia i karminowa barwa ludzkiej krwi... Wprowadzono nowy specyfik. NeoBendix... Mamy rok 2007. Samozwanczo nazwalem sie Seyte. Dzis znow mam urodziny... Heh.. Niby radosne swieto, lecz ja siedze samotnie na lawce z napoczeta butelka tutejszego piwa. Ludzie przechodza obojetni lub zniesmaczeni moja osoba... Dlugie zadbane wlosy, oczy o stalowo-szarej barwie z zoltawa obwodka wokol zrenic w ksztalcie gwiazd. Do tego dlugi skorzany plaszcz z cwiekami na plecach ulozonych w ksztalt krzyza z umieszonym na nim wezem, a ponad nimi korona z dwoma "anielskimi" skrzydlami... Tylko ja wiem, ze to starozytny symbol alchemikow.. Glany, ciemne jeansy i czarna koszula. Tak wlasnie wygladam i od dzis jestem pieprzonym doroslym. Wybornie wrecz... Mam osiemnascie lat i wielkie marzenie.. Chcialbym by swiat wygladal tak jak przed rokiem dwutysiecznym... Tylko ja pamietam tamte wydarzenia. Od siedmiu lat nie biore tego zasranego leku. Pieprzonego prania mozgu w przenosnej torebeczce... Czasem czuje sie jak zwierzyna lowna.. Stale urzadzane sa na mnie polowania, tylko oprawcy sie zmieniaja. Schemat zawsze jest ten sam: patrol Aniolow, patrol Demonow, przelotne spojrzenie i wariacka ucieczka... Szkoda mi Ich. Bo w koncu z lowcow stana sie zwierzyna... Uwielbiam ich spojrzenie na swoje wybebeszone wnetrznosci...
Czynny opor zaczalem pare miesiecy temu, kiedy wedrujac z jednego miejsca zamieszkania do drugiego zauwazylem mloda dziewczyne, miala moze pietnascie albo szesnascie lat, uciekala przed dwoma Demonami... Wszyscy dookola widzieli tylko ja. Nie dostrzegali oprawcow... Zastapilem Im droge i powiedzialem, zeby ja zostawili... Wysmiali mnie, szydzili ze mnie... Lecz cieszyli sie, ze znalezli upragnionego zbiega. Peklem psychicznie w tym momencie, wystarczyla chwila Ich nieuwagi, a jeden z Nich z niedowierzaniem spojrzal jak wbijam Jego wlasny miecz w pieprzone, demonie serce. Nie zalowalem skurwysyna... Wyrwalem ostrze z jego korpusu i szybkim, acz niewprawnym cieciem pozbawilem glowy drugiego przedstawiciela piekielnego scierwa... Dlugo napawalem sie Ich agonia. Dla mnie byla to wiecznosc. Wieczna ekstaza z zalazka ludzkiego buntu... To historyczna chwila! Jeden sie sprzeciwil, aby reszta byla wyzwolona... O dziewczynie przypomnialem sobie dopiero gdy przytulila sie do moich plecow... Slyszalem jej szloch... Odwrocilem sie i przytulilem ja najczulej jak tylko potrafilem, moje dlonie bladzily po jej plecach... Przyjrzalem sie jej twarzy... Byla najpiekniejsza osoba jaka kiedykolwiek widzialem... W glowie zapalila mi sie ostrzegawcza lampka mowiaca, ze nie moge sobie na nic wiecej pozwalac. Odgarnalem jej wlosy z twarzy i pocalowalem w rozpalone czolo... Standardowa reakcja na brak NeoBendixu we krwi. Cholernie wysoka goraczka... Wyrwalem sie z jej objec, odsunalem sie na pare krokow i podnioslem z ziemi miecz, ta sama bron, ktora przed chwila zabijalem jej wlascicieli. Zabralem ja ze soba... Czulem, ze bedzie mi dobrze sluzyc na mojej drodze...
Mowie wam to wszystko po to, zeby chociaz przypadkowe osoby wiedzialy co robie, za co walcze, co sie dzieje... Sily mnie opuszczaja... Nie moge uciekac dalej przed Nimi... Jest Ich zbyt wielu... Dzis widocznie nie jest moj dzien...
licze na jakies uwagi co do tego tekstu bym mogl dalej rozwijac moje opowiadania.
peace'n'love :-)