Właśnie ta pozycja to moje pierwsze zetknięcie z prozą McClellana i chociaż oczywiście lubię klimaty światów fantasy to przyznać muszę że tutaj całość rozkręca się dość niemrawo i wcale nie porywa. Szczerze - przez pierwsze ~80 stron musiałem się chwilami lekko zmuszać aby czytanie kontynuować. Później jest już ciut lepiej, ale wciąż nie wiem czy to może efekt niezbyt fortunnego tłumaczenia, czy może autor ma taką manierę pisania w sposób absolutnie bezemocjonalny. Pojedynki magów odbywają się ot tak, w takim samym tempie w którym nieco wcześniej biegła akcja. Żadnego przyspieszenia bicia serca czytelnika. Zupełnie nic. Jakbym na chwilę przysnął mentalnie z otwartymi oczami to nawet nie zauważyłbym który z przeciwników właśnie zszedł ze świata. Ogólnie uznałbym tą pozycję raczej za taki trochę wypełniacz niż książkę wartą większej uwagi, chyba że jednak akcja rozkręci się na tyle że swoje słowa będę zmuszony odszczekać. Co uczynię z ochotą jeśli okaże się że mocno pomyliłem się w swoich osądach
choć niestety nie wydaje mi się bo aktualnie jestem na stronie 186, a to prawie 1/3 książki.
![](/view/images/emoticons/default/smile.gif)