class="lbox">
Amerykanie, pod względem kinematografii, to interesujący naród. Ze wszystkiego zrobią kontynuację. Nieważne, jak słaba była ostatnia część, najważniejsze jest to, ile producenci są na plusie. Jeżeli zyski są spore, to film przecież nie mógł być zły, prawda? No jasne, i dlatego należy zrobić za wszelką cenę kolejną część. Aby hajs się zgadzał. A że sam film jest po prostu słaby? Wcale nie, bo przecież ludzie idą do kin i zostawiają w kasach swoje pieniądze! Czyli musi być dobry.
I z takim zamierzeniem do wydanego w 2014 roku filmu "Diabelska plansza Ouija" podeszli producenci, czyli m.in. Jason Blum z Blumhouse Productions, specjalizującego się w filmach typu horror oraz Michael Bay (tak, TEN Michael Bay. Od wybuchów), którzy po sukcesie pierwszej części (100 milionów dolarów zysku przy 5 milionach budżetu) uznali, że trzeba zrobić kolejną część. ouija, narodziny zła Zatrudniono aktorów, scenarzystom nakazano napisać sensowną fabułę, a wybrany reżyser miał nad wszystkim czuwać i stworzyć kolejne dzieło, które napełni wszystkim kieszenie mamoną. Padła fraza "kamera, akcja!" i nakręcono "dwójkę". Będącą, jak się okazało, prequelem dzieła, które powstało 2 lata wcześniej.