Mnie film rozczarował. Wykonany bez polotu - spodziewałem się, że będę kibicował bohaterowi i podziwiał jego spryt - a gdzie tam, może początkowo towarzyszyła mi jakaś ekscytacja, ale potem przestał mnie obchodzić los niezniszczalnego astronauty, który na wszystko znajdzie sposób. Może pomogłoby, gdyby bardziej srogo dostawał po tyłku jak wspomina Ranger
Wątki na Ziemi i związane z załogą, która porzuciła Marka, są najnudniejsze w całym filmie. Osobiście nie kupuję niczego, co w "Marsjaninie" padło jak naiwnych zwrotów akcji w stylu:
SPOILERChińczycy chętnie nam pomogą, a gdy szef NASA mówi, że może COŚ się stać i ziemniaków nie wystarczy, to właśnie to COŚ się dzieje, zaś jakiś astrofizyk (?) wpada na genialny plan, który wykłada w łopatologiczny sposób ludziom z NASA.
W ogóle postacie były strasznie płaskie, wszyscy tak przejęci losem jednego astronauty, media wcale nie jedzą NASA na śniadanie, że zostawili kogoś na Marsie, cały świat z napięciem śledzi rozwój wydarzeń... Och, nie lubię takiej dawki patetyczności. Humor także rzadko do mnie przemawiał, jak w sumie cały film, któremu przydałoby się parę dramatycznych śmierci.
Na plus zdjęcia, Mars prezentuje się naprawdę dobrze, efekty też stoją na wysokim poziomie. Ale tak to film średni, nie udzieliły mi się żadne emocje i tylko wyczekiwałem finału, który był jasny od samego początku.
5/10