Użytkownik Jezid dnia czwartek, 3 września 2015, 17:37 napisał
Podzielam obserwacje, ale obarczanie wyłącznie recenzentów za istniejący stan rzeczy wydaje mi się nadmiernym uproszczeniem. Piszą tak, jak im sugerują redaktorzy prowadzący dany dział lub serwis. Ci z kolei liczą wpływy z reklamy i mierzą słupki klikalności, oglądalności, czy czegoś tam jeszcze. Nikomu się nie chcą narazić i jadą po linii najmniejszego oporu. Publika też ma swój udział. Dłuższy tekst przeciętnego czytelnika odstrasza, bo nie spodziewa się w nim znaleźć niczego ciekawego. Błędne koło. Krytyka literacka umarła. Masz jakiegoś mainstreamowego krytyka z którego zdaniem byś się liczył? Pozostają - tak jak mówisz - prywatne opinie w kręgu znajomych. Albo Game Exe
Jestem zdania, że skoro podaż jest jaka jest, to popyt też musi odpowiedzieć na taki stan rzeczy. A mniej ekonomicznie, to skoro sami recenzenci zaczynają pisać skrótowce, to i z czasem czytelnicy zaczęli się rozleniwiać i wymagać od innych recenzentów notek. Ale to zamknięte koło jest w ogóle.
Ale co więcej, przeraża mnie, że skoro już pisać takie skrótowce, to przynajmniej z cechami recenzji - czyli nie streszczeniem fabuły i ogólnikową oceną, że "książka jest fajna". Można w zwięzły sposób nakreślić wady i zalety pozycji, choć ja tak nie potrafię, bo mam tendencję do tworzenia rozwlekłych zdań, gdzie króluje wyłącznie przecinek. Mam podobnie w mowie.
A co do twojego pytania, Jezid. Nie mam konkretnego krytyka, którego słowa bym wielce cenił. Często nawet nie patrzę, kto napisał recenzję. Dla mnie liczy się zawartość. Jednak jako dość niezależny czytelnik, nie biorę zbytnio do serca wielu recenzji, bo wolę samemu móc wydać ocenę - takie ego . Zwłaszcza jeśli chodzi o przypadek książki, którą chcę wielce przeczytać, a jej recenzje mają mi tylko nakreślić, z czym będę miał do czynienia. Natomiast jeśli mowa o tytułach, na które natknę się przypadkowo w internecie, bo akurat rzucając okiem na recenzję/artykuł, moją uwagę przykuł ciekawy obrazek bądź okładka, to w dużej mierze biorę ocenę recenzenta za wiarygodną i nie sięgam po książkę, bo nie mam czasu na zagłębianie się w pozycje, które nie są dla mnie priorytetem i nie mają dla mnie większej wartości literackiej.
Tak się głównie dzieje, gdy pojawia się recenzja innego redaktora na GE. Czytam i ufam wam, że dana książka nie jest warta mojego czasu, więc mnie nie zawódźcie ;P.
Jezid, jeśli masz kogoś interesującego na myśli, to rzucaj linkiem do bloga/portalu - z chęcią się zaznajomię.