Podgląd ostatnich postów
Uśmiechnąłem się do siebie w duchu. Interesy z Imperium, to było do przewidzenia. A więc maiłem rację mówiąc że tą prace i tak już mamy.
- Jest też takie powiedzenie, "pazerny dwa razy traci"... - Mówię niby do siebie - Pozostaje nam pozbierać swoje klamoty, omówić plan działania i... działać. Mimo wszystko jakaś zaliczka była by miłą motywacją. Będziemy musieli zainwestować trochę kredytów w przygotowanie. Próbuję wyciągnąć z czerwonego trochę chajsu. Nie żeby jakoś specjalnie nam go brakowało, ale zawsze lepiej wyciągnąć trochę "za wczasu", potem nie wiadomo co się stanie.
Trzeba wyciągać kredyty z frajerów puki można. Lepiej wydać na kosmiczne dziwki i koks niż mieć kupę kredytów i być martwym.
Czekając na odpowiedź daję swoim umówiony znak by zacząć się zbierać, taki nasz wewnętrzny język. Przydatny w różnych okolicznościach.
- Nie! - warknął Raokh, którego kredyty najwyraźniej nie przekonywały. - Nie podoba mi się to. Nie podoba mi się pracowanie dla Imperium ani dla Republiki. Nie podoba mi się, kiedy ktoś gada do mnie tym tonem...
- Zaaamknij się, Raokh. - zhaltowała go znudzona Mist. - Od kiedy żeś się taki delikatny zrobił? Uważam, że ta propozycja warta jest rozważenia jeśli...
- Jeśli Imperium płaci dobrze. - wcięła się Albae.
- Imperium zawsze płaci dobrze. - odparował momentalnie sith.
- JEŚLI dowiemy się jakim sposobem mamy operować w tak delikatnej sprawie w terenie tak sformalizowanym i zmilitaryzowanym, jeśli nie możemy liczyć na wsparcie żadnych oficjalnych urzędów ani przedstawicieli władz.
- Przy wejściu na pokład "Carnage" powołacie się na Lorda Vothrisa, czyli na mnie. Co zrobicie dalej, zależy tylko od was i za sukces tych działań spotka was nagroda. Tylko za sukces.
- Bierzmy tę robotę. - stwierdził krótko Tarek. - Przy odrobinie szczęścia trafimy na któregoś z moich dawnych znajomych z armii i namierzymy gościa zanim w ogóle dolecimy na Dormund Fels.
- Zapytałeś... - zaskrzeczał Vox. - czy przyjmujemy to zlecenie. Rozumiem zatem, że po całej tej rozmowie możemy po prostu odmówić i wyjść, tak?
Nawet nie próbował ukryć ironii brzmiącej w jego modulowanym głosie.
Sith zerknął na niego i uśmiechnął się podobnie jak wcześniej.
- Stare huttyjskie przysłowie mówi: "Z niewolnika nie ma pracownika"...
Spojrzałem na moich towarzyszy.
Dla mnie cały ten interes grubymi nićmi szytym, angażowanie się w takie szemrane interesy może przynieść więcej problemów niż się to na początku wydaje. Z drugiej strony zapowiada się kawał porządnej akcji, prawdopodobnie będzie można użyć broni. Łapanie takiego szpiega to nie łatwe zadanie. Będzie można podbudować swoje dziedzictwo i przy okazji dobrze zarobić. Kredyty potrafią przekonywać...
Siedzący przy stole mężczyzna uśmiechnął się do ciebie, choć bynajmniej nie dodało mu to ciepła ani życzliwości.
- Nie podważamy kompetencji Mandalorianina. Jednakże proste i logiczne jest spostrzeżenie, że sześcioro specjalistów to więcej niż jeden.
- I drożej niż jeden. - nie omieszkał dodać Raokh.
- W tym wypadku koszty, których chcemy uniknąć, znacznie przewyższają te, które chcemy ponieść. To prawda, że przekazanie tych danych Republice stanowiłoby poważny cios dla Imperium, zmuszający nas do przedsięwzięcia wielu zdecydowanych i jeszcze bardziej kosztownych kroków, by wymazać konsekwencje całej szpiegowskiej akcji. Jednak nie mniej, a może nawet bardziej istotne, jest to, aby nikt na terytorium Imperium, zwłaszcza na Dormund Kaas, nie dowiedział się o tym incydencie, o którym, poza nielicznymi funkcjonariuszami wywiadu, wiecie tylko wy i ja.
Po tych spokojnych słowach mężczyzna zrobił krótką pauzę. Gdy część z was wymieniała spojrzenia czy też krótkie spostrzeżenia, ty rozejrzałeś się przytomnie. Nikt was nie podsłuchiwał, chyba, że za pomocą specjalistycznej aparatury, choć wątpiłeś, by pilnujący wejścia T3 nie zarejestrował podobnej próby. Z resztą, wnosząc po zdystansowanym i zdyscyplinowanym zachowaniu obecnych, nikomu nawet nie uroiło się w głowie, by przysłuchiwać się prywatnej rozmowie dwóch najwyraźniej wysokich rangą oficjeli Imperium z ich osobistymi gośćmi.
- Dlaczego niby ta część sprawy ma być najistotniejsza? - zainteresował się nagle Tarek, splatając swe potężne ręce na jeszcze potężniejszej piersi. - Rozumiem, że chcecie zapobiec ewentualnej panice czy zamieszaniu w niższych warstwach społeczeństwa, ale przecież przekazanie tej informacji chociażby Mrocznej Radzie pozwoliłoby znacznie szybciej złapać szpiega i to bez potrzeby zatrudniania najemników.
Mężczyzna uśmiechnął się ponownie.
- Celna uwaga. Nie rozumiecie jednak natury funkcjonowania Mrocznej Rady oraz tych, którzy w niej zasiadają. Taka wiedza w wypadku niektórych z nich mogłaby doprowadzić do... niepożądanych komplikacji, które w dalszej perspektywie mogłyby osłabić czy wręcz na pewien czas sparaliżować działania Imperium na najwyższym szczeblu władzy, a na to nie możemy sobie pozwolić.
- Zaraz, zaraz... - modulowany głos Voxa jak zawsze przyciągał uwagę. - Chcesz powiedzieć, że wasi Straszni Lordowie, czy jak im tam, próbowaliby wykorzystać te dane do zamachu na Imperatora?
Znów zapadła cisza, jak nożem uciął, lecz inna niż poprzednio. Mężczyzna przy stole przestał się uśmiechać, a sposób, w jaki spojrzał na Chissa sprawił, że twoja ręka odruchowo powędrowała w kierunku broni. Wrażenie trwało na szczęście nie dłużej niż sekundę.
- Chcę powiedzieć, że jeśli którykolwiek z nich poważyłby się na coś tak głupiego, Imperator w ciągu paru godzin zgładziłby całą Mroczną Radę i przeprowadził czystki. Chaos, który panowałby przez kilka tygodni z pewnością przerósłby najskrytsze marzenia Republiki o odzyskaniu utraconej przewagi politycznej i strategicznej. - zaakcentował mocno, wyraźnie niezadowolony z konieczności tłumaczenia takich szczegółów. - Tak samo z resztą stałoby się, gdyby Imperator dowiedział się o kradzieży tych danych od kogokolwiek z zewnątrz. Ale myślę, że dostatecznie jasno zarysowałem wam sytuację i podstawy omawianego zlecenia. - zakończył lodowatym tonem i wstał, prostując się.
- Pozostaje więc tylko pytanie, czy je przyjmujecie.
- Tacy zwykle nie pracują sami, nawet jeśli na to wygląda. - Mówię trochę od niechcenia.
Jeśli to co tutaj nam pokazał jest prawdą (a nie ma powodu żeby nas robić w bambuko) to kroi się konkretna akcja. Co jak co ale bezpieczeństwo Imperatora to ważna sprawa.
- I boicie się że jeśli te info trafi do Republiki to jakiś przemyślana atak zostanie przeprowadzony. Co za tym idzie będzie trochę zamieszania potem.
Cała ta sprawa mi się nie podoba. Mieszania się w taki konflikt rodzi problemy.
- Czyżby Posuwacz Gwiazd nie wystarczył do ogarnięcia tego? Widać Mandalorianie nie są takimi specami na jakich próbują wyglądać. - Kieruję swoje słowa do nowego rozmówcy, odsłaniając lekko płaszcz by odkrył szabrowany pancerz mandaliorański, pamiątka po pewnym łowcy nagród.
- Nie bądźcie tacy pewni... - wycedził wasz czerwonoskóry rozmówca, posyłając ci krzywe spojrzenie. - Mamy już dwie godne rozważenia kandydatury od innej ekipy oraz od renomowanego mandaloriańskiego łowcy...
Raokh prychnął wzgardliwie.
- "Renomowanego"? Niby kogo?
- Nie zdradzamy personaliów naszych...
- Trent Hicks. - wpadł mu w słowo gość stojący za nim. Przyjrzałeś mu się ponownie. Chyba był człowiekiem, ale coś w jego twarzy utrudniało identyfikację. - Znany również pod wykwintnym pseudonimem "Starfucker".
Ok, to było nazwisko. Mandalorianin był zawodnikiem z topowej półki, wystarczająco dobrym, by brać zlecenia bardzo rzadko i dostawać za nie bardzo dużo. Najwyraźniej gówno faktycznie musi być poważne.
- Konkrety. - skwitowała krótko Mist.
Stary Sith zerknął pytająco na swego ochroniarza. Ten z uśmiechem przyglądał się wam przez chwilę, a następnie rzucił Sithowi jedno ostre spojrzenie, po którym tamten natychmiast wstał i podsunął mu krzesło, kuląc się przy tym jak niepyszny. "Ochroniarz" niespiesznie usiadł i z kieszeni płaszcza wyciągnął holoprojektor, który wyświetlił obraz średniej wielkości statku cywilnego, zbudowanego i wyposażonego na wzór klasycznej imperialnej korwety. W czasie wojny bardzo często cywilne jednostki wyposażane były w wysokiej klasy uzbrojenie, czy to ze względów bezpieczeństwa, czy też za sprawą ryzyka, iż będą musiały służyć jako okręty wsparcia lub zaopatrzenia dla regularnej floty w okupowanych regionach, jeżeli tylko Imperium wyda takie polecenie.
- Oto "Carnage", jeden z okrętów dokujących w południowym porcie po założonej tydzień temu blokadzie wszystkich cywilnych jednostek. W skład jego załogi wchodzi około czterdziestu żołnierzy, mających utrzymywać porządek i bezpieczeństwo cywilnych pasażerów, którzy korzystają ze statku w celach czysto komercyjnych. Jutro wieczorem "Carnage" otrzyma zezwolenie na lot na Dormund Fels, gdzie przewiezie około stu dwudziestu pasażerów.
Odstawił projektor na stół, miniatura statku obracała się powoli.
- Oto dyskietka... - tym razem pokazał wam mały, ciemny prostokąt z flimsiplastu - ... która pozwala na zgrywanie i przenoszenie danych z komputerów zabezpieczonych najwyższym poziomem ochrony, zawierających informacje oznaczone najwyższą klauzulą tajności. Tydzień temu jeden z republikańskich szpiegów zdołał skraść jedną z takich informacji. Blokada cywilnych lotów pozwoliła nam uniemożliwić mu natychmiastową ucieczkę z planety i ustalenie najbardziej prawdopodobnego celu jego lotu. Nasz wywiad zdołał ustalić, że na Dormund Fels udać ma się republikański agent, najprawdopodobniej celem przechwycenia szpiega i informacji. Nie możemy do tego dopuścić.
- Co dokładnie znajdowało się na skradzionej dyskietce? - zapytała Albae.
Mężczyzna obrócił głowę, jakby zastanawiając się, czy bardziej złości go, czy bawi fakt, że ktoś wszedł mu w słowo. W końcu zdecydował chyba jednak, że to drugie.
- Szczegółowe plany architektoniczne oraz systemów ochrony pałacu Imperatora.
Odwracam swoją głowę od otoczenia kantyny i kieruję swoje ślepia na "gadatliwego" sitha. Świdruje go wzrokiem spod mojej maski, po czym mówię swoim chrapliwym, niskim głosem.
- Oszczędź nam strzępienia języka. Marnujesz tylko powietrze. - Mówię spokojnie nie spuszczając swoich oczu ze sitha - I tak dobrze wiemy że dostaniemy tę robotę, ale jeśli mnie pytać to szkoda naszych umiejętności i czasu na babranie się w brudach Imperium. Jesteśmy po prostu lepsi od nich, chociaż oni nigdy się do tego nie przyznają.
Kończąc zdanie wracam do poprzedniej pozycji i z powrotem zaczynam przyglądać się otoczeniu.
Nigdy nie lubiłem Imperialnych. Może dlatego że wiele moich pobratymców było branych przez nich w niewolę? A może przez ich dwulicowość? A może tak, dla zasady? Jedno trzeba im przyznać, wiedzieli jak dopiąć swego, nie zważając na koszty, ryzyko czy środki.
Dla członka tak awanturniczej bandy zabijaków jak "Supernova" żadna posiadówa w barze, kantynie, klubie czy jakiejkolwiek innej mordowni nie powinna stanowić niezwykłego, ciekawego, intrygującego ani generalnie żadnego szczególnego doznania. Łatwiej byłoby wam chyba zliczyć wszystkich, których do spółki zabiliście przez te wszystkie lata, niż wszystkie jaskinie uciech, rozpusty, hazardu, kryjówki przemytników i im podobne, jakie odwiedziliście przed, po lub w trakcie roboty. Nie powinna, a jednak - bardziej nie chcąc, niż chcąc - musiałeś przyznać, że w tym konkretnym miejscu czujesz się nie swojo. Dormund Kaas chętnie gościło osoby trudniące się waszym "rzemiosłem", jednakże wy niezbyt chętnie korzystaliście z takiej gościny za sprawą różnych, świetnie rozumianych przez całą drużynę przyczyn. Tym razem jednak było inaczej.
Tym razem, o wiele bardziej czujny i skoncentrowany, niż życzyłbyś sobie tego podczas pobytu w pijalce, uczestniczyłeś w rozmowie, którą na zmianę prowadziliście z obecnym tu przedstawicielem Imperium. Można rzec, że więcej uwagi poświęcałeś obserwacji otoczenia, niż samym pogaduchom, którymi naprzemiennie zajmowali się pozostali twoi kumple, bo choć imperialna kantyna urządzona była z typową surową elegancją, schudna i uporządkowana, obecność tak wielu innych najemników i oficerów Imperium kazała zachowywać ci czujność. Podobnie jak ten irytujący pajac, stojący tuż za waszym rozmówcą, bez wątpienia pełniący rolę jego sithańskiego wykidajły.
- A dlaczego sądzicie, że Imperium miałoby wyrazić chęć korzystania z akurat waszych usług? - zapytał stary Sith, siedzący po drugiej stronie stołu, tonem nie pozostawiającym wątpliwości co do jego mniemanie o sobie, was, wam podobnym oraz parsekach dzielących jednych od drugich i wszystkich razem od niego.
- Ponieważ Imperium już to zrobiło, organizując cały ten idiotyczny casting! - stojący obok ciebie Raokh walnął pięścią w stół, wcinając się w słowo szykującej odpowiedź Mist. - Ilu jeszcze obesrańców zamierzacie przemaglować, żeby móc poudawać, ile to niby macie ofert, a to pewnie tylko po to, żeby maksymalnie zaniżyć stawkę?!
Cała drużyna z tobą włącznie, podobnie jak Sith i jego milczący ochroniarz, spojrzeli bez słowa na jaszczura. Nawet ty byłeś pod wrażeniem, bo choć wniosek był dość oczywisty, to Christori nieczęsto przejawiał zdolności do tak analitycznego myślenia. Zaczynałeś naprawdę żałować, że dałeś się przekonać do przylotu tutaj.
Tydzień temu, po skończonej robocie na Tatooine, trafiliście na imperialne ogłoszenie "specjalne", bez podanych szczegółów, z zastrzeżeniem, że zleceniodawca samodzielnie wybierze zleceniobiorcę po osobistym spotkaniu i omówieniu warunków ewentualnej "współpracy". Całe to pieprzenie sprowadzało się właśnie do tego - Imperium miało ważną, na pewno trudną robotę do wykonania i urządzało sobie konkurs na to, komu łaskawie zechce ją powierzyć. Z jednej strony nie było w tym nic dziwnego, skoro ichniejszy wywiad nie mógł załatwić tego sam, logiczne, że nie chcieli stawiać na pierwszych lepszych patałachów z blasterami, ściągającymi haracze z kantyn na Nar Shaada. Z drugiej zaś, było to również strasznie wkurwiające. Jak ognia unikaliście "rządowych" robót, zarówno dla Republiki jak i Imperium. Mimo to, mieliście w nich trochę doświadczeń. Z dwojga złego z republikanami współpracowało się nieporównanie lepiej, ale imperialni znacznie lepiej płacili.
- Spokojnie, Raokh, spokojnie. Dogadamy się. - przerwała niezręczną ciszę Mist, odgarniając ręką włosy i pozwalając im opaść falą na ramiona. Siedzący naprzeciw Sith mimowolnie odwrócił na nią wzrok. Dostrzegłeś jednak, że stojący za nim ochroniarz uśmiechnął się tylko na wpół pogardliwie. - Mój kolega ma rację. Przestańcie lecieć spotem reklamowym, bo nie mamy na to ani czasu, ani ochoty. Zgodziliście się z nami spotkać, bo najwyraźniej wiecie, jaką mamy reputację i jakie osiągnięcia. Gdybyście nie wiedzieli, bylibyście debilami, podobnie jak cały was wywiad, a z debilami współpracować nie chcemy. Jeśli nie odpowiadamy waszym wymogom, nie marnujcie naszego czasu, bo roboty i bez was naprawdę nam nie zabraknie. Do rzeczy, w tę albo we w tę.
- Na początek chcemy dowiedzieć się, co to za wymogi. - dołączyła do niej Albae - Wy nie wiecie, czy chcecie nas do tej roboty, my nie wiemy, czy w ogóle chcemy tę robotę. Dwieście tysięcy kredytów brzmi fajnie w ogłoszeniu, ale bez informacji jest gówno warte.
Sith przez chwilę spoważniał i wodził wzrokiem po waszych twarzach.
- Jak widzę tylko kobiety mają coś do powiedzenia w tym zespole... - zadrwił, ponownie spoglądając na Raokha. - Nie wiem, nie wiem...