Potem jednak scenarzyści skupili się na nudnych wątkach miłosnych, przez co groza i magia "Penny Dreadful" wyparowała. Postać Angelique to kompletna pomyłka - niby chcieli pokazać kontrowersyjność Doriana, jednak błagam, nie w ten sposób! W pierwszym momencie myślałem, że sieci na Doriana zarzuciła któraś z wiedźm, a tu nie dość, że facet (niesmaczne zaskoczenie), to jeszcze tak miałki, nudny, z huśtawką nastrojów, więc bohater musi co chwila potwierdzać swoje uczucia, a jego wątek przez większość czasu stoi w miejscu.
Jakby było mało romansów, to mamy jeszcze Bronę, której zwyczajnie nie potrafię znieść - aktorka posiada dość oryginalny typ urody, może dlatego, ale ciągłe odgrywanie prowincjonalnej i niezorientowanej dziewczyny też swoje odegrało. Rzeczywiście w ostatnich trzech odcinkach nabiera ciekawszych rysów, lecz nawet wtedy trudno mi uznać ją za interesujący charakter.
Do tego romans Malcolma, który sprawił, że Madame Kali dużo traci w porównaniu do antagonisty poprzedniego sezonu. Nie przepadam za jej sztucznymi uśmiechami, nie budzi we mnie nic prócz obojętnego wzruszenia ramion. Za mało w jej kreacji prawdziwej grozy. Jedynie wątek Vanessy i Ethana trzyma odpowiedni poziom. Tak więc dla mnie spore rozczarowanie. Nie tak powinien wyglądać ten sezon. 6/10