class="lbox">
Przeczytawszy drugi tom Kronik Amberu, ciśnie się na usta jedno zdanie – szkoda, że to już koniec. W dodatku koniec niedopowiedziany. Kontynuacji nie będzie na pewno; genialny autor niestety zmarł, zanim zdążył przekazać spragnionym czytelnikom ostateczne rozwiązanie kwestii Amberu, Dworców Chaosu, Corwina, jego krewnych i wielu innych spraw.
Amber jest dla mnie cyklem, który może podobać się każdemu. Wielu odrzuca chociażby Tolkiena ze względu na nadmiernie bogaty język lub Martina za notoryczne zabójstwa głównych postaci, nieokiełznaną przemoc i wszechobecną erotykę. Natomiast Kroniki to opowieść o ludziach, zamieszkujących świat, którego do końca nie rozumieją i nie kontrolują, chociaż pozornie sprawują nad nim pieczę. Wielu z nas może się z nimi łatwo identyfikować... Niby wyrośli pośród intryg i spisków, w ogólnie niesprzyjających warunkach, niby są cynicznymi i pragmatycznymi osobnikami, jednakowoż w kulminacyjnych momentach zwyciężają w nich praworządne uczucia – oddanie przyjaciołom, poświęcenie się większemu dobru czy przeciwstawianie się nieprawości.