Redakcja nie śpi! Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Uzbrojony w imponujące ilości coca-coli, postanowiłem wybrać się Nocny Maraton Filmowy, organizowany przez sieć kin Helios. Moim celem była, rzecz jasna, ostatnia część trylogii Petera Jacksona – "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii". Chcecie dowiedzieć się, czy warto wydać odłożone pieniądze na bilet? Zapraszam do przeczytania recenzji!
Przyznam na wstępie, że nie jestem fanem formuły, jaką wybrał Peter Jackson, pragnąc opowiedzieć nam perypetie Bilba Baginsa. Jak dla mnie, jego filmy powinny nosić dopisek w rodzaju: „Prawdziwa Historia” – rozumiecie, niczym wznawiane klasyczne bajki dla dzieci, wzbogacane o efekty specjalne i nowe wątki. Powiedzmy sobie jasno – filmowa adaptacja Jacksona ma bardzo niewiele wspólnego z książkowym pierwowzorem...