Lato chyli się ku końcowi, wieczory zaś stają się coraz dłuższe. Nie wiem jak Wy, ale ja już powoli wyciągam jesienno-zimowy zestaw, czyli ciepłe skarpetki, koc i rękawiczki. No i spory kubek, pełen parującego kakao. W sam raz do lektury opasłego tomiszcza albo do... obejrzenia czegoś. Po prostu.
Medivh, którego tym razem nie trzeba było wyciągać z japońskich ostępów, w jakiejś części najwyraźniej podziela mój tok myślenia, bo zabarykadował się w salce kinowej i nikomu z pozostałych mieszkańców Zamczyska nie pozwolił do niej wejść. Siedział tam zbyt podejrzanie długo, jak na tylko jeden seans. Może go wessało do jakiejś filmoprzestrzeni? Może chciał obejrzeć kilka dzieł? A może wciąż i wciąż puszczał jeden i ten sam utwór? Tajemnica się wyjaśniła, gdy w końcu – ciut zapuszczony – opuścił zaanektowane lokum. Nie, nie sam. Z recenzją. Nawet nie jedną. Zapraszam do lektury!