[Godzilla] Recenzja - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Wiktul,
Okazuje się, że niektórzy - argumentując zręcznie - oceniając niniejszy film znacznie pochlebniej. Jak na przykład Jedi Master, dający mu 8/10, lub nasz zaprzyjaźniony Schroniak, Veron, którego opinię możecie poznać tutaj:

http://trzynasty-schr...p?topic=7706.0
krzyslewy,
Następnym razem nie idę na film, który Wiktul tak bardzo odradza. Niestety, również dałem się nabrać niezłym zwiastunem obiecującym ciężką walkę ludzkości o przeżycie jak także innymi dobrymi opiniami, którym teraz mocno się dziwię.

Generalnie nie mam co tu więcej dodawać, bo prawie ze wszystkim się zgadzam - fabuła to dno mułu, tak nudna, że miałem ochotę wyjść z kina albo wygodnie się rozsiąść na fotelu i usnąć. W trakcie seansu na zegarek patrzyłem co najmniej kilkanaście razy, pierwszy raz po upływie godziny, kiedy zaczynałem pojmować, że zostałem zrobiony w bambuko. Godzilli nie widać, na ekranie rozgrywają się obyczajowe wątki żołnierzyka, japońskiego naukowca, amerykańskiego żołnierza dowódcy, pielęgniarki, a wcześniej jeszcze amerykańskiego pracownika elektrowni, który w ciągu 15 lat urósł do rangi naukowca. Nuda, nuda, nuda. A gdy pojawia się Godzilla, i tak poświęcany jej czas był zbyt krótki, aby przynajmniej ostatnie minuty uczynić ciekawymi.

Nie wspominając już nawet o tym, że Godzilla - oprócz faktu, że ładnie wygląda - żadnego więcej wrażenia nie robi. Jeden może moment mi się podobał: gdy ten inny stwór sobie szedł, a żołnierze ukrywali się na torach. Tu pojawiło się lekkie zainteresowanie. Tyle. Chcecie iść do kina na "Godzillę"? Szczerze polecam Wam przeczytanie recenzji Wiktula i głębokie przemyślenie sprawy. Ocena 2/10 jest jak najbardziej adekwatna dla tego... czegoś bez emocji, bez akcji, bez niczego co mogłoby zadowolić widza.
Gość_managerseo*,
Film spoko, artykuł też - dzięki za miłą lekturę.
Ati,
A mi się właśnie mega podobała. Może dlatego, że oryginalną Godzillę kojarzę głównie z "Tym filmem, który puszczają w kółko na świetlicy i który już nikogo nie obchodzi", serio, moja podstawówka miała chyba tylko kasety z Godzillą.

Ta drama, chociaż na początku nie wkurzała, później została zmieciona rykiem Króla Potworów. Podobało mi się, jak operowali katastrofą - brak muzyki w tych scenach, kiedy ludzkość dostawała wpie%&#*, dość ładnie dodawał klimatu. Porucznik Typowy i jego Żona Izabela Scenariusz-Wymaga, byli idealnie szarzy i w zasadzie, chociaż na pewno mieli odgrywać jakąś ważniejszą rolę, gdzieś tam ginęli w tle walki gigantów. Podobała mi się też ta mikrobiologia, a rozpacz krabo-pająko matki wzięła mnie bardziej za serce niż te zagubione dzieci i pieski uciekające przed tsunami. Podobała mi się też ta nuta ironii, z jaką pokazywali na samum początku zniszczenia - głownie te w Las Vegas.
"Jessy, we must kill Godzilla" na samym początku też zagrał swoją rolę przyzwoicie i jak stwierdził mój Luby siedząc zaraz obok - cały początek był chyba tylko po to, aby od początku mógł grać wkurw*#&$^@ ojca i robić dramę. I zgadzam się absolutnie, że początek mocno zniechęca do całego filmu. Niemniej sceneria tego zrujnowanego japońskiego miasta była niesamowita i trochę żałuję, że nie musieli się tam pokręcić nieco dłużej.
Mam również świadomość wszystkich błędów, które dla mnie, prawdopodobnie mocno nadszarpywały realizm, jak wspomniana odporna na wszystko bomba i z pewnością kilka innych, ale i tak jakoś to wszystko niknęło w tle czystego wpier%&#*, jakim była Godzilla. Została świetnie zrobiona, każda tkanka ruszająca się przy ryku i wszystko w niej było tak wspaniale dopieszczone. Ryki, wyłanianie się z dymów, przerażająca wielkość, design - mega. Technicznie był piękny.
W zasadzie to pierwszy film, na który poszliśmy, jak zwykle z popcornem i dwiema colami, przy czym wszystkie trzy zostały ledwie "nadgryzione". Miał swoje błędy, ale potwory były naprawdę niesamowite i każda scena z nimi (których jakoś nadal wydaje mi się więcej, bo sceny bez nich jakoś poginęły w tle prób zrobienia historii w okół całej walki) wciskała mnie w fotel. Mam też ogromną świadomość tego, że film bez dobrego CzyDe i nagłośnienia faktycznie może rozczarowywać, z torrentów tym bardziej. Wyszedł, jak każda produkcja Legendary - gigantyczna rozróba, w której wszelkie próby dramy toną jak w zupie pełnej przyjemnie dopieszczonych efektów specjalnych i przyjemnej estetyki Czego chyba krytyka filmowa bardzo nie lubi i wzięła sobie na ofiarę swojego cynizmu.

(Podobała mi się też kompetencja armii w całym filmie, która równie dobrze mogliby dźgać patykiem te potwory)
I że na koniec jeszcze zacytuję pewną parafrazę, która padła po samym filmie - "Jeżeli jedziesz do San Francisco, upewnij się, że masz kwiaty we włosach i bombę atomową" (scena ze spotkania tych dwóch insektoidów była naprawdę urocza).
Wiktul,


Dziękuję, dziękuję uprzejmie Czuję się zaszczycony, a także wiem, że moje poświęcenie nie poszło na marne
Daimonion,
Wiktul, po raz kolejny rozwala mnie twoja recenzja:) Człowiek przychodzi rano do dusznego pokoju w pracy, czyta coś takiego i od razu ma lepszy humor. Gdyby istniał Order im. Stanisława Janickiego, zgłosiłbym cię bez wahania.
Trzeci Kur,
W pytkę
Niech tylko uda mi się zorganizować czas, by mieć wolny wieczór
Ati,
Możemy iść Kurze w przyszłym tygodniu na X-menów Bo my na Godzillę się nadal nie wybraliśmy jakoś
Trzeci Kur,
Ale dzisiaj wchodzą X-Meni!
manfret,
Kurde...planowałem się wybrać a tu widzę, że Wiciu skutecznie mnie 'odrzucił' od filmu...Cóż, przynajmniej do sesji się poduczę
Niblla,
Czuje, że ktoś wybawił mój czwartkowy wypad do kina.
Trzeci Kur,
Aleś przywalił. A myślałem, że to ja tak psioczę na ten film, który może i rozczarowujący, dało się jednak obejrzeć

Dla mnie najlepszą sceną w filmie był skok HALO. Który zresztą widziałem kiedyś w trailerze. Tym trailerem mnie zwiedli, bo myślałem, że to będzie mroczna opowieść: straszna hekatomba, ludzkość leży i kwiczy, ostatni zdolni do walki żołnierze wyskakują z samolotu w ostatnim desperackim ataku żeby porachować Godzilli kości. A tu taki kij. Smuteczek.
Redakcja Game Exe,

Zapraszamy do zapoznania się z recenzją filmu "Godzilla"!

Po raz pierwszy od dawna poszedłem do kina bez żadnych oczekiwań wobec filmu. Pokochałem Godzillę od pierwszego wejrzenia, gdy dwadzieścia lat temu ujrzałem jej kiczowate piękno w pełnej krasie bezmyślnej, tekturowej destrukcji. Wiedziałem, że jeśli postawię nowej wersji jakiekolwiek wymagania, może spotkać mnie zaskoczenie na miarę "Robocopa", ale w całkowicie negatywnym wydaniu. Dlatego też, na bezgranicznym luzie, skierowałem swe kroki do multipleksu, z komfortową pewnością, że cokolwiek wydarzy się na ekranie, dostarczy mi mnóstwo dobrej zabawy lub przynajmniej szczerego śmiechu. Jak bardzo złym ten film miałby nie być, na pewno nie istnieje nikt, kto świadomie powtórzyłby błędy amerykańskiej "Godzilli" z 1998 roku.... Czytaj dalej!

Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!

Wczytywanie...