Asher przebył daleką drogę jak na syna rybaka. Wspólnie ze swoim przyjacielem, księciem Garem, obronił królestwo przed jego najbardziej zapiekłym wrogiem, lecz cena za to okazała się wysoka.
Teraz zły czarnoksiężnik Morg szykuje się do zadania ostatecznego, zabójczego ciosu. Przyparty do muru, uwięziony w okaleczonym ciele Morg ma niewiele czasu i jeszcze mniej skrupułów. I ma plan.
Kiedy Gar i Asher nieświadomie wpadają w sidła oszukańczej intrygi, Morg jeszcze bardziej zbliża się do celu. To zwycięstwo może mieć dla niego wyjątkowo słodki smak – któż bowiem lepiej nadaje się, żeby zniszczyć królestwo, niż ci dwaj, którzy oddaliby wszystko, by je ocalić.
Karen Miller pisząc "Nieświadomego maga" pobrała u mnie dosyć spory kredyt zaufania. Mimo iż w jej debiutanckiej w gatunku fantasy książce było sporo mankamentów – między innymi koszmarnie ślimacząca się akcja, która zdecydowanie obniżyła jakość całej produkcji – pisarka kupiła mnie oryginalnym światem i świetnie zarysowanymi postaciami. Nic więc dziwnego, że do "Przebudzonego maga" siadałem z ciepłym i miłym uczuciem radosnego oczekiwania, a nie jedynie z recenzenckiego obowiązku. Druga część serii "Królotwórca, królobójca" jest zarazem ostatnią częścią, dzięki czemu wiedziałem, że lada moment poznam zakończenie całej historii. Jak na tym polu sprawdziła się Australijka?