Uniwersum "Star Treka" do dziś budzi wielkie emocje u kinomanów na całym świecie. Jednak nie zawsze są one pozytywne – spora część widzów kojarzy całą serię z dwiema rzeczami – bohaterami, mający na sobie piżamy i kultowego gifa z "łysym robiącego facepalma". Czy najnowsze odsłona zatytułowana "W ciemność" zdoła przekonać do siebie nawet najbardziej zagorzałych krytyków? Tego dowiecie się z recenzji Couruna!
Na nowego „Star Treka” udałem się co prawda w dobry tydzień po premierze, jednak wciąż w mojej pamięci ostał się poprzedni film J.J. Abramsa, w którym niejaki Jim Kirk dowodził wielkim talerzem o nazwie „USS Enterprise”. Tym razem mieliśmy otrzymać obraz dużo mroczniejszy, ale zarazem doskonalszy technologicznie i z fabułą odkrywającą niekoniecznie pochlebne strony członków Floty.
Już od pierwszych minut dzieje się bardzo wiele. Dynamiczna ucieczka przez czerwony las, potem wyłaniający się z morskich odmętów statek i niemal pewna śmierć pana Spocka – muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem. W końcu jednak dowiadujemy się, że trwa obława na Flotę i ktoś dąży do tego, by tę formację spacyfikować, pozbawiając ją „głowy”. Przypomina to z opisu film szpiegowski, jednak to wciąż „Star Trek” – widowiskowy, efektowny i niepozwalający się nudzić.