[Iron Man 3] Recenzja - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Gość_bop*,
dzieciak był tam jak żartobliwe nawiązanie do kina familijnego. Prawda jest taka, ze Tony Stark tak bardzo potrzebuje widowni i podziwu, że nawet na zadupiu jest w stanie znaleźć sobie fana, na którego nie będzie zwracał uwagi, ale będzie się karmił jego podziwem. Tak samo całe te stany lękowe to było dramatyzowanie Tony'ego przede wszystkim. Cała fabuła filmu oparta jest o osobowość Starka: nieustanny misz-masz patosu, humoru, popisówki i zlewania fanów:D Pamiętajmy, że to była opowieść Tony'ego Starka. W rzeczywistości mogło być cóż... delikatnie inaczej :>
krzyslewy,

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Tokar dnia czwartek, 23 maja 2013, 17:54 napisał

Co do napadów paniki (od kiedy nie jest to słabość?)

Ty potraktowałeś to ogólnie, mi chodziło konkretnie o napady paniki. Sceny, gdy np. Stark wylatuje z restauracji, bo musi wejść do swojej zbroi nie wiem, czy mają być śmieszne (dla mnie nie są) czy może właśnie mają pokazać jakiś psychologiczny sens. Mam wrażenie, że scenarzyście chodziło o coś połowicznego, ale nie wyszło.

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Tokar dnia czwartek, 23 maja 2013, 17:54 napisał

Co do napadów paniki (od kiedy nie jest to słabość?), to pasują idealnie do zaburzeń Starka i trzymają się logicznej kupy w związku z wydarzeniami, przez które musiał on przejść w końcówce "Avengersów". W świetny sposób pokazują, że nawet taki charakterny playboy i superheros jak Tony nie jest odporny, a także nie potrafi przejść obojętnie obok traumatycznych chwil, jakich doświadczył. W jakiś sposób to musiało w niego uderzyć i poczynić rysę na jego zbroi pewnego siebie pyszałka, który hołduje zasadzie "żyj chwilą". To bardzo ludzkie zachowanie (w związku z czym postać nabiera głębi, dodatkowych rumieńców oraz staje się bardziej realna) i w fajny sposób pozwala nam wejść w psychikę bohatera. Może wlewa też nutkę optymizmu oraz motywacji w serce ludzi, którzy borykają się z takimi problemami, i ich rodzin? Trudno orzec, ale myślę, że to był celowy zabieg reżysera.

Szczerze mówiąc, w "Avengersach" nie zauważyłem, aby doznał jakiegoś zaburzenia, jednak sprawę występowania pierwszych objaw zostawmy. Skupmy się na bohaterze. Moim zdaniem Stark wyrobił sobie pewną renomę, do wszystkiego podchodzi na luzie, z dystansem, a tu nagle zespół stresu pourazowego. Nie przekonuje mnie to - może gdyby nakręcić jakieś wprowadzenie do tego, a nie zasunąć ot tak - Stark, doznałeś stresu pourazowego! Nie wspominając o tym, że już wcześniej był blisko śmierci. Czemu więc ten moment w "Avengersach" doprowadził do takiego stanu? W stosunku do powierzchowności - nie da się ukryć, że scenarzyści nie pogłębili zbytnio tematu. Stark odizolował się od ludzi? Raczej niezbyt to widać. Już prędzej bym powiedział to o Bruce Wayne'e (nie wiem jak to się odmienia), który w "Mroczny Rycerzu Powstaje" za towarzysza głównie miał lokaja, a wydarzenia, które doprowadziły go do takiego stanu zostały przedstawione w świetny sposób w dwóch poprzednich częściach. Według mnie to udramatyzowanie Tony'ego jest robione trochę na siłę, a w stosunku do komizmu całości sprawdza się średnio.

SPOILER
Do Mandaryna nie będę się odnosił. Jednym się spodoba, drugim nie. Według mnie scenarzyści przesadzili, według ciebie zerwali z pewnym schematem i zbudowali świetną postać nawiązującą do rzeczywistości. Nie zmienia to jednak faktu (gdybyś miał jakieś wątpliwości), że śmiać się śmiałem również


Wracając do tematu dziecka - naprawdę nie widzę powodu, czemu pojawił się w filmie. Nie przekonał mnie Twój argument - faktycznie sprowadza Starka do roli bohatera o dobrym sercu, ale czy naprawdę trzeba uświadamiać to widzowi? Nie lepiej patrzeć na zachowanie Starka w różnych sytuacjach, gdzie ściera się jego zgryźliwość z dobrodusznością (czy jak to tam nazwać dobrą cechę Starka)? Nie, lepiej dać dziecko, które na końcu jeszcze dostaje fajne zabawki i uczynić z niego takiego małego Tony'ego. Po to, aby każdy był pewien, iż Iron Man to prawdziwy pozytywny superbohater. Pasuje to raczej do filmów familijnych.
Medivh,
Btw - fajna interpretacja postaci Mandaryna, Tokarze W sumie nawet się nad tym nie zastanawiałem, oglądając film czysto "for fun"
Tokar,


Krzysiu, ale prosiłbym, abyś w jakikolwiek sposób argumentował swoje tezy, bo na chwilę obecną to walisz ogólnikami (powierzchowne, infantylne, słabe) i niczym poza tym. Jak tak ma wyglądać dyskusja na temat filmu, to lepiej zakończymy ją teraz, gdyż całość mija się całkowicie z celem. Szczerze akceptuję, że "Iron Man 3" nie przypadł Ci do gustu i jakoś to przeżyję

Co do napadów paniki (od kiedy nie jest to słabość?), to pasują idealnie do zaburzeń Starka i trzymają się logicznej kupy w związku z wydarzeniami, przez które musiał on przejść w końcówce "Avengersów". W świetny sposób pokazują, że nawet taki charakterny playboy i superheros jak Tony nie jest odporny, a także nie potrafi przejść obojętnie obok traumatycznych chwil, jakich doświadczył. W jakiś sposób to musiało w niego uderzyć i poczynić rysę na jego zbroi pewnego siebie pyszałka, który hołduje zasadzie "żyj chwilą". To bardzo ludzkie zachowanie (w związku z czym postać nabiera głębi, dodatkowych rumieńców oraz staje się bardziej realna) i w fajny sposób pozwala nam wejść w psychikę bohatera. Może wlewa też nutkę optymizmu oraz motywacji w serce ludzi, którzy borykają się z takimi problemami, i ich rodzin? Trudno orzec, ale myślę, że to był celowy zabieg reżysera.

Łap artykuł na Wikipedii. Przy okazji czegoś nowego się dowiesz.
Medivh,
Mnie się film bardzo podobał Po "Avengersach" wyczekiwałem kolejnej produkcji Marvela, przekonany, że muszę iść na nią do kina. Akurat trafił się nowy "Iron Man". Poprzednie części były ok, ale bez szału (szczególnie dwójeczka), do tego opcja wyboru jedynie 3D (mam nadzieję, że nie stanie się to standardem, bo coraz więcej filmów robią tylko w 3D ;/). Ale w sumie humor dopisywał, więc wybrałem się na seans, czego kompletnie nie żałuję.

Trójeczka zjada poprzednie części na śniadanie.

SPOILER
Na początku, gdy Ben Kingsley pojawił się w scenie z dziewczynami i puszką piwa, mówię - w sumie fajny pomysł, że gra głupka, żeby później ich zaskoczyć... Gdy zorientowałem się, że on naprawdę gra idiotę, zacząłem się śmiać i przyklasnąłem pomysłowi. Nastawiłem się na walkę z największym wrogiem Shellheada, a tu taki psikus. Rewelka


Ani chwili się nie nudziłem, siedziałem cały czas z wypiekami na twarzy. Oczekiwałem fajnego filmu z uniwersum Marvela, a dostałem o wiele więcej. Do tego ostateczna epicka bitwa jest naprawdę epicka... I te momenty, gdy Tony siedzi ze swoją zbroją na kanapie, cudo Wybawiłem się naprawdę porządnie i stąd też leci dziewiąteczka dla Starka.
krzyslewy,

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Tokar dnia czwartek, 23 maja 2013, 00:21 napisał

Dla mnie bombowy pomysł. Superbohater zmuszony do stawienia czoła własnym słabościom i walczący z przypadłościami zespołu stresu pourazowego jak zwykły zjadacz chleba. Zaraz, moment... Najpierw narzekasz, że jest infantylnie, a potem psioczysz na dojrzałe elementy. Coś ta Twoja krytyka się kupy nie trzyma, mój drogi.

Nie tyle moja krytyka kupy się nie trzyma, co Twoje kontrargumenty Mi chodziło o napady paniki, a Ty mi tu zasuwasz ogólnie o słabościach Ale skoro już przy nich jesteśmy, to jak dla mnie zostały przedstawione zbyt powierzchownie i nie pasują mi do obrazu Tony'ego Starka.

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Tokar dnia czwartek, 23 maja 2013, 00:21 napisał

Ważne, że ma dobre serce i dość odwagi, aby zejść z wygodnej drogi i sprzeciwić się złu. Bo to nie zbroja czyni człowieka, parafrazując znaną mądrość ludową

A ja za dobre serce go nie polubiłem

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Tokar dnia czwartek, 23 maja 2013, 00:21 napisał

SPOILER
Come on! Mandaryn to komiksowy relikt, mający uosabiać jakieś amerykańskie fobie z przeszłości związane ze strachem przed dominacją komunistycznych Chin. Blackowi należą się pochwały, że w idealny sposób uwspółcześnił tego antagonistę i świetnie przyrównał go mechanizmów obecnego terroryzmu islamskiego. Działającego głównie po cichu, stosującego dywersję przy pomocy środków masowego przekazu, mającą odwrócić uwagę od realnego źródła. Prawdziwym mózgiem terroru nie są Ci biedni ludzie w turbanach, latający po pustyni z kałaszami i krzyczący "Allah Akbar!" w materiałach filmowych nakręconych na rozpadających się kasetach VHS. To poważni biznesmeni w garniturach, który za pomocą współczesnych mechanizmów rynkowych i pod płaszczykiem pokręconej ideologii (którą mamią wspomnianych wcześniej pokrzywdzonych przez los ludzi) realizują swoje egoistyczne cele. Dla przykładu, taka rodzina Bin Ladena jest bajecznie bogata, ma głębokie powiązania z saudyjską rodziną królewską i rządzi jedną z największych firm budowlanych na świecie (mocno inwestującą w infrastrukturę tak zwanej zachodniej cywilizacji).

Black opowiedział, jak ludzie współuczestniczą w strachu i w jaki sposób ta trwoga ogniskuje się na bardzo oczywistych celach, zamiast spojrzeć na cień i szukać przyczyn w innym miejscu - za kulisami. Co mi się jeszcze bardziej podoba, zaczął snuć tą opowieść jeszcze na długo przed faktycznym startem filmu, dzięki materiałom przedpremierowym.

Swoją drogą, sam twist był wielce zabawny. Osobiście parsknąłem szczerym śmiechem, gdy prawda wyszła na jaw

No, ale jasne. Film jest be... bo Kingsley to figurant i nie ma pierścieni. Problem w tym, że pod koniec scenarzysta rzuca Ci prosto w twarz wyjaśnieniem, że prawdziwym Mandarynem był zawsze Aldrich Killian. Deal with it :v Świat staje na głowie.


I w ten sposób nasz genialny Black pozbawił film całego mroku i sprawił, że naprawdę trudno brać go na poważnie. Znaczek Disneya jak najbardziej pasuje.
Tokar,
SPOILER
Come on! Mandaryn to komiksowy relikt, mający uosabiać jakieś amerykańskie fobie z przeszłości związane ze strachem przed dominacją komunistycznych Chin. Blackowi należą się pochwały, że w idealny sposób uwspółcześnił tego antagonistę i świetnie przyrównał go mechanizmów obecnego terroryzmu islamskiego. Działającego głównie po cichu, stosującego dywersję przy pomocy środków masowego przekazu, mającą odwrócić uwagę od realnego źródła. Prawdziwym mózgiem terroru nie są Ci biedni ludzie w turbanach, latający po pustyni z kałaszami i krzyczący "Allah Akbar!" w materiałach filmowych nakręconych na rozpadających się kasetach VHS. To poważni biznesmeni w garniturach, który za pomocą współczesnych mechanizmów rynkowych i pod płaszczykiem pokręconej ideologii (którą mamią wspomnianych wcześniej pokrzywdzonych przez los ludzi) realizują swoje egoistyczne cele. Dla przykładu, taka rodzina Bin Ladena jest bajecznie bogata, ma głębokie powiązania z saudyjską rodziną królewską i rządzi jedną z największych firm budowlanych na świecie (mocno inwestującą w infrastrukturę tak zwanej zachodniej cywilizacji).

Black opowiedział, jak ludzie współuczestniczą w strachu i w jaki sposób ta trwoga ogniskuje się na bardzo oczywistych celach, zamiast spojrzeć na cień i szukać przyczyn w innym miejscu - za kulisami. Co mi się jeszcze bardziej podoba, zaczął snuć tą opowieść jeszcze na długo przed faktycznym startem filmu, dzięki materiałom przedpremierowym.

Swoją drogą, sam twist był wielce zabawny. Osobiście parsknąłem szczerym śmiechem, gdy prawda wyszła na jaw

No, ale jasne. Film jest be... bo Kingsley to figurant i nie ma pierścieni. Problem w tym, że pod koniec scenarzysta rzuca Ci prosto w twarz wyjaśnieniem, że prawdziwym Mandarynem był zawsze Aldrich Killian. Deal with it :v Świat staje na głowie.


Cytat

Postać dziecka jako pomocnika Starka (czy to, do cholery, jakiś familijny film?!)


Wątek z dzieciakiem miał pokazać oraz równocześnie przypomnieć protagoniście, że dla wielu ludzi Tony Stark jest i zawsze będzie bohaterem, a także postacią pełną pozytywnych wzorców. Dla nich nie ma żadnego znaczenia, czy nosi ultranowoczesną zbroję i kopie tyłki złoczyńcom przy pomocy technologicznych cudeniek, czy jest facetem w dresie i nosi zegarek "Dora poznaje świat" (nawet z limitowanej edycji!). Ważne, że ma dobre serce i dość odwagi, aby zejść z wygodnej drogi i sprzeciwić się złu. Bo to nie zbroja czyni człowieka, parafrazując znaną mądrość ludową

...że przaśny przekaz? Owszem, ale nie wymagaj zbyt wiele od majowego blockbustera.

Cytat

Zaś napady paniki, na bogów, są słabe! Na co to komu?


Dla mnie bombowy pomysł. Superbohater zmuszony do stawienia czoła własnym słabościom i walczący z przypadłościami zespołu stresu pourazowego jak zwykły zjadacz chleba. Zaraz, moment... Najpierw narzekasz, że jest infantylnie, a potem psioczysz na dojrzałe elementy. Coś ta Twoja krytyka się kupy nie trzyma, mój drogi.

Cytat

brak rock and roll'owego posmaku


Też bym posłuchał jakiegoś chwytliwego kawałka AC/DC (scena ze śmigłowcami jest do tego idealnie stworzona), ale to raczej nic nie znaczący mankament.

Osobiście, bawiłem się świetnie i dla mnie to najlepsza część trylogii. Dialogi są świetne oraz przemyślane, humor naprawdę zabawny (mimo że Stark spoważniał, to jednak ogromnie cieszy, iż tak nie do końca ), akcja zapiera dech w piersiach, efekty specjalne oraz montaż - cud, miód i orzeszki.

Daję 8+/10 i polecam każdemu fanowi marvelowskich klimatów, aby się do kina wybrał. Druga faza rozpoczęła się z mocnym przytupem.
Gość_*,
"powolnym odkrywaniem kolejnych warstw prawdy (z zaskakującym i jednocześnie rozczarowującym nieco zwrotem akcji):
wybaczcie ale gdzie niby jest ten zaskakujący zwrot akcji? błagam powiedzcie żebym wiedział w którym momencie udać zaskoczenie.
krzyslewy,
Niech będzie - dwa spoilery
Hassan',
Obhacz to w spoilery - trochę za dużo wyjawiasz.
krzyslewy,
Mnie aż tak postać Mandaryna się nie spodobała. Początkowo była świetna - trzeba przyznać, że Ben Kingsley scharakteryzowany na złego Araba z proroczym głosem wypadł znakomicie, ale
SPOILER
to co później nastąpiło... To żenujące. Ok, całkiem zabawne, ale nie tego chciałem.
Wolałbym, aby scenarzyści trzymali się bardziej oryginału. Z rzeczy wartych wspomnienia - brakowało mi hardrockowej muzy. Sorry, ale piosenka AC/DC to - przynajmniej dla mnie - cecha właściwa dla "Iron Mana" i jej brak spowodował, że film stał się jakiś taki infantylny. W ogóle on miejscami jest infantylny. Postać dziecka jako pomocnika Starka (czy to, do cholery, jakiś familijny film?!) zupełnie mi nie pasowała do obrazu egoistycznego playboya i miliardera. Nie wspominając już o tym, że sama jego postać to jakaś kpina. Widać, że twórcy chcieli pogłębić jego charakter, ale wyszło stereotypowo i nudno. Zaś napady paniki, na bogów, są słabe! Na co to komu?

Ale jest akcja, efekty specjalnie, humor i gwiazdorska obsada (choć Gwyneth Paltrow akurat zagrało średnio), więc wszystko jest ok. Ale nie jest ok, bo mogło być lepiej, a jest - jak jest. Prosty scenariusz z oklepanymi zwrotami akcji, nie trzymanie się oryginału
SPOILER
Mandaryn!
brak rock and roll'owego posmaku oraz naprawdę czasami spaprana postać Starka (którą ratuje głównie Downey) sprawiają, że "Iron Man 3" rozczarowuje. Miało być świetnie, jest tylko nieźle. Oby podobnie nie wyglądali "Avengersi 2". A no właśnie - plus w ogóle za wzmianki o "Avengersach". I jakbym mógł zapomnieć - Tony bez zbroi prezentował się całkiem dobrze.

Ocena: Tu się waham. Tak 6-6,5/10
Redakcja Game Exe,

Zapraszamy do zapoznania się z recenzją filmu "Iron Man 3"!

Stan Lee to łebski gość. Nie, serio. Potrafi wziąć z pozoru coś zupełnie pospolitego i zmienić to w ciekawy, absorbujący twór. Stworzył jednego z ulubionych bohaterów mojego dzieciństwa – to przez jego pomysł codziennie po szkole siedziałem przed telewizorem i czekałem z niecierpliwością na dalsze przygody Spider-Mana, aż do momentu, w którym razem z Madame Web wyruszył przez wymiary na poszukiwanie Mary Jane, bo cholerna stacja nie wykupiła następnych sezonów serialu. BĄDŹCIE PRZEKLĘCI NA WIEKI, FOX KIDS!... Czytaj dalej!

Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!

Wczytywanie...