[ Ilustracja ]
Cień zadrżał i zniknął, wsiąkając w ciemną, podobną do sepii przestrzeń, niczym rozwiany przez wiatr obłok dymu. Nie, raczej nie był to wilkołak, z tego co wiesz, chyba nie rozpływają się ot tak w powietrzu. Choć w sumie, co ty tam wiesz...
Szedłeś przed siebie, mając za plecami majaczące niewyraźnie kształty wielkiego miasta. Można by rzec, daleko za plecami, lecz tutaj pojęcia takie jak "blisko" czy "daleko" nie zawsze znaczyły to, co w rzeczywistości.
Już po krótkiej chwili wolnego spaceru po miękkiej, jakby nieco sprężystej ziemi, na której rdzawe źdźbła traw falowały leniwie i, zdało ci się, niezależnie od wiatru, dostrzegłeś pierwszych "mieszkańców" tego wymiaru. Niedookreślone, w pierwszym wrażeniu przypominające zwierzęce, kształty, przemieszczały się po ziemi i atramentowym niebie, pełnym miriadów srebrnych punktów, z istnienia których dotąd nie zdawałeś sobie sprawy. Nic dziwnego, w mieście nie sposób dostrzec niemal żadnych gwiazd, lecz i ten widok zdawał ci się równie nadprzyrodzony, co wszystko dookoła. Tak, "nadprzyrodzony" - śmieszne słowo, zwłaszcza w ustach Przebudzonego, jednakże "nienaturalny" byłby zdecydowanie gorszym przymiotnikiem. Chyba nic na świecie nie było równie naturalne, co wszystko tutaj...
Część nieboskłonu i gwiazd zadrżała i zafalowała lekko, jakby szarpnięta wzdłuż niewidzialnej struny. Obserwowałeś ten fenomen, lecz nic więcej się nie wydarzyło. Zwróciłeś wzrok przed siebie i dostrzegłeś pojedyncze drzewa i większe krzewy, podobnie jak inna roślinność w dziwnym, nieopisanym kolorze, lecz widocznie pełne życia, przepływającego przez nie świetlistymi smugami mocy. Jedno z drzew również zafalowało nagle, jakby było odbiciem samego siebie w krzywym zwierciadle, po czym wróciło do normy. Jedyną różnicą były pełznące po jego gałęziach pająki, które pojawiły się jakby znikąd.
Cień zadrżał i zniknął, wsiąkając w ciemną, podobną do sepii przestrzeń, niczym rozwiany przez wiatr obłok dymu. Nie, raczej nie był to wilkołak, z tego co wiesz, chyba nie rozpływają się ot tak w powietrzu. Choć w sumie, co ty tam wiesz...
Szedłeś przed siebie, mając za plecami majaczące niewyraźnie kształty wielkiego miasta. Można by rzec, daleko za plecami, lecz tutaj pojęcia takie jak "blisko" czy "daleko" nie zawsze znaczyły to, co w rzeczywistości.
Już po krótkiej chwili wolnego spaceru po miękkiej, jakby nieco sprężystej ziemi, na której rdzawe źdźbła traw falowały leniwie i, zdało ci się, niezależnie od wiatru, dostrzegłeś pierwszych "mieszkańców" tego wymiaru. Niedookreślone, w pierwszym wrażeniu przypominające zwierzęce, kształty, przemieszczały się po ziemi i atramentowym niebie, pełnym miriadów srebrnych punktów, z istnienia których dotąd nie zdawałeś sobie sprawy. Nic dziwnego, w mieście nie sposób dostrzec niemal żadnych gwiazd, lecz i ten widok zdawał ci się równie nadprzyrodzony, co wszystko dookoła. Tak, "nadprzyrodzony" - śmieszne słowo, zwłaszcza w ustach Przebudzonego, jednakże "nienaturalny" byłby zdecydowanie gorszym przymiotnikiem. Chyba nic na świecie nie było równie naturalne, co wszystko tutaj...
Część nieboskłonu i gwiazd zadrżała i zafalowała lekko, jakby szarpnięta wzdłuż niewidzialnej struny. Obserwowałeś ten fenomen, lecz nic więcej się nie wydarzyło. Zwróciłeś wzrok przed siebie i dostrzegłeś pojedyncze drzewa i większe krzewy, podobnie jak inna roślinność w dziwnym, nieopisanym kolorze, lecz widocznie pełne życia, przepływającego przez nie świetlistymi smugami mocy. Jedno z drzew również zafalowało nagle, jakby było odbiciem samego siebie w krzywym zwierciadle, po czym wróciło do normy. Jedyną różnicą były pełznące po jego gałęziach pająki, które pojawiły się jakby znikąd.