Sesja Krixa - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Wiktul,
- Dziękuję uprzejmie, przyjemnej podróży życzę. - rzekł z uśmiechem brzuchaty konduktor, unosząc nad głowę swą kanciastą czapkę i chowając pieniądze do kasetki. Opuściłeś jego przedział i wracając na miejsce, tym razem sprawniej, bo większość pasażerów zdołała już rozsiąść się na tyle wygodnie, na ile pozwalały im czerwone, podwójne siedziska. Mackiewicz siedział z nogą założoną na nodze, czytając jakąś książkę.
- I jak? Grubszy o jeden posiłek, czy chudszy o parę złotych?
Krix,
Trochę niechętnie, głównie za same warunki kolei, Lasombra wyciągnął portfel i odliczył pieniądze. Nigdy mu specjalnie nie zależało na bogactwie, nawet jak żył i wielu jego braciom zakonnym obiecywano złote góry za oddanie Panu, on tego nie potrzebował. Co mu w życiu i nieżyciu wystarczyło to tyle co na podróż i na ubranie co jakiś czas jak się obecny pocznie rozwalać. Podając pieniądze konduktorowi po mamrotał coś, że dobrze, że się rozwijają. Gdy transakcja się zakończyła z ukłonem rzekł. -Merci beaucoup.
Wiktul,
Przecisnąłeś się przez rozpakowujących się pasażerów, ostatecznie dopychając do drzwi oddzielających kabinę konduktorską od reszty wagonu. Było to niewielkie pomieszczenie, po przeciwległej stronie którego znajdowały się kolejne drzwi, prowadzące - jak głosił napis - do zarezerwowanej dla personelu kabiny kierującego pociągiem.
Konduktor - brzuchaty człowiek z wąsem - szybko zorientował się w tym rzecz, a także niezawodnie poznał po twoim akcencie, że
- Kolega nietutejszy? Haha! Francuz, jak słyszę? Jak się podoba w Polsce? Widzi koledze podoba kolej? To jeszcze nie to wasze TGV, ale modernizujemy co się da, choć to kosztuje, oj, kosztuje... - zacmokał z przejęciem i pokręcił głową - No i niestety, płacić trzeba. A za bilecik do Krakowa zapłacić trzeba sześćdziesiąt cztery złote...
Włosy byłyby stanęły ci dęba. 64?! Toż to wszystkich pieniędzy miałeś 500 z kawałkiem, wliczając w to drobne, które podrzucił ci ksiądz. Prawdziwi krwiopijcy, ci urzędnicy...
Krix,
-Sztukmistrz? Podczas przedstawiań przebijasz widzów przez ściany?-Wampir nie czekał na odpowiedź powstał ze zdobycznego miejsca i ruszył za konduktorem. Bilet było lepiej teraz załatwić, albo chociaż zgłosić. Wychodząc z przedziału starał się zapamiętać gdzie mają miejsce i ruszył za kierownikiem pociągu, czy jednym z kierowników, nie wiedział jak to teraz w pociągach działa do końca. Przypomniał sobie czasy jak ten wynalazek się pojawił. Zapadł w letarg na parę dekad a jak się obudził połowa Europy była już pocięta szlakami torów. Pierwszy raz jak jechał pociągiem biegał po dachach a zanim ganiali młodzi sabatnicy. Sporo czasu od tego upłynęło, pewnie winą tego było wiele lat spędzonych w letargu. Nie było to jednak teraz istotne. Teraz ważne było kupić bilet.
Wiktul,
Jedyną nadnaturalną rzeczą, z jaką się stykałeś, była pojemność pociągu, choć tym razem nowy, znacznie bardziej zaawansowany technicznie od poprzedniego blaszaka skład pozwalał pasażerom na znacznie więcej. Nie zmieniało to faktu, że i ta podróż odbędzie się w dość sporym towarzystwie, więc nie bez trudu (i odpowiedniej dozy brutalności ze strony Mackiewicza) dorwaliście wreszcie dwa wolne miejsca.
- Nie wiem, co nie podoba mi się bardziej. - stęknął, opadając na siedzenie. - Kolejne pięć godzin podróży, czy fakt, że odbędę je w twoim towarzystwie. Jeśli po drodze napadną nas jacyś łowcy, bądź uprzejmy poinformować ich wcześniej, że jestem zwykłym prestidigitatorem. - powiedział, gdy odprowadzałeś wzrokiem mijającego was konduktora.
Krix,
No cóż pozostaje nieprzyjemne przepychanie się do konduktora. Anselme uznał że przy okazji będzie miał czas się posilić i zebrać siły. Tłoczny pociąg to dobre miejsce by zamiast pić z jednej ofiary sporo, to z kilku mniej. To powinno zapewnić mu siły na najbliższe noce. Jeśli znów nie spotka nadnaturalnych. To był kolejny ewidentny znak iż to ostatnie noce. Wszędzie było dużo więcej nadnaturalnych. Nie tylko kainitów, wszystkich innych także. Było nas za dużo dla tej biednej ziemi. Był to może nażywszy czas by jednak odnaleźć Golkondę. Anselme potrzebował tego odkupienia by móc stanąć godnie przed sądem Pana.
Wiktul,
Niestety, biletów na dalszą część trasy nie miałeś przygotowanych, gdyż pozostawało kwestią twojego wyboru w jakim kierunku się udasz. Teraz, gdy decyzja była już podjęta, pozostawało albo rzeczone przepychanie się przez tłum do przedziału konduktora, albo błyskawiczna podróż w stronę kas, celem zakupienia odpowiedniego biletu, co wobec ludzkiej rzeki szarpiącej cię swymi licznymi, niespokojnymi nurtami oraz średniej znajomości dworcowych katakumb, wydawało się równie mało atrakcyjne.
Pod zamkniętą kopułą dworca rozległ się nieprzyjemny huk i pisk hamulców, gdy zapowiedziany pociąg do Krakowa wjeżdżał właśnie na peron, by za moment wypluć z siebie kolejną hordę podróżników.
Krix,
-Ten świat zbliża się do swych ostatecznych nocy.-Paladyn cicho wypowiedział w stronę Maga. Przy okazji zajrzał do kieszeni płaszcza sprawdzić bilety. Nie pamiętał czy ksiądz Marius przekazał mu bilety na dalszą podróż z Warszawy. Lepiej było to sprawdzić i zakupić jeszcze tu niż walczyć z ludźmi w korytarzach by złapać konduktora.
Wiktul,
- Wspaniałomyślnie. Pozwól zatem, że pogrążę się w lekturze opowieści o naszym politycznym bagnie... Lub tym, jak je widzą "normalni" ludzie. - powiedział i rozłożył gazetę przed sobą.
Siedziałeś naprzeciw, tak jak poprzednio wpatrując się w okno. Nie trwało to jednak długo, bo nim Mackiewicz dotarł do końca trzeciego artykułu, poruszenie na korytarzu, wolniejsze tempo jazdy oraz zmiana krajobrazu dały wyraźnie znać, że dojeżdżacie na miejsce. Krótko potem, milczący, spakowani i tłoczący się jak wszyscy, czekaliście już w kolejce do wyjścia z pociągu.

[ Ilustracja ]

Nagle ciemność za oknem została zastąpiona sztucznym, bladym światłem stacji. Rozległo się przeciągłe piszczenie hamulców, szarpnęło krótko wami wszystkimi i pociąg stanął. Ktoś mocował się przez chwilę z korbką otwierającą drzwi, ktoś o mało co nie spadł z wąskich schodków w dziurę między peronem a stopniem, jednakże tak oto znalazłeś się na stacji Warszawa Centralna.
Zewsząd otaczał cię tłum, zgiełk, przedziwna mieszanka wilgotnej stęchlizny i niedomytego brudu unosząca się w powietrzu, tworząca duszną atmosferę pośpiechu i niedbałości. Ludzie przemieszczali się biegiem, truchtem lub szybkim marszem w stronę schodów na powierzchnię albo czekających na peronach pociągów, inni spacerowali leniwie, czekając na przyjazd lub odjazd.

"Pociąg TLK, relacji Warszawa Centralna - Kraków Główny, podjedzie na tor trzeci przy peronie drugim. Pociąg TLK, relacji Warszawa Centralna - Kraków Główny, podjedzie na tor trzeci przy peronie drugim. Prosimy zachować bezpieczną odległość i odsunąć się od linii na krawędzi peronu."

Co chwila ktoś omijał cię, potrącał, przepraszając albo lekceważąc. Dopiero, gdy stanęliście bliżej centrum, obok jednej z ławek, można było zrzucić torby, jednak i tutaj należało zachować ostrożność, by nie uszkodzić przy tym zajmującego to miejsce bezdomnego.
Krix,
-Mam nieodparte wrażenie iż nadal uważa mnie pan za morderczego potwora. Prawda, jestem potworem ale potrafię swoje przekleństwo trzymać na wodzy. Pomaga mi w tym wiara w jedynego Pana i dyscyplina zakonna. Jako łazarzysta swoje życie poświęciłem pomocy innym, moje przeobrażenie nie zmieniło mego ducha. Nie zamierzałem pana skrzywdzić i me słowa niosą prawdę, ubytek małej części pana krwi zapewniłby mi dalsze funkcjonowanie a pan nawet by nie poczuł różnicy. No może lekkie zawirowanie. Ale jak się okazuje iż jest pan magiem i potencjalnym sojusznikiem w walce ze złem nie śmiałbym pana osłabić. Poczekam do pociągu na Kraków z posiłkiem.
Wiktul,
- Acha. No cóż... - mężczyzna dał wyraz jakiemuś dziwnemu uczuciu, ni to rozczarowaniu, ni lekceważeniu. Sięgnął do podróżnej torby, z której wyjął gazetę opatrzoną tytułem "Newsweek".
- Wobec tego proponuję wrzucić coś na ząb, skoro kolega taki głodny. WARS jest tam, reszta pasażerów w przeciwną stronę. Siebie nie proponuję, przy następnym takim wyskoku do końca nie-życia odżywiałbyś się przez słomkę.
Krix,
-Zimnego Lecha? Pan wybaczy nie rozumiem.-Wampir wydał się zakłopotany wypowiedzią maga. Chodzi mu o tutejszy trunek który próbują nazwać piwem? Anselme nawet nie pijąc tego, po samym zapachu, potrafił stwierdzić iż to jakieś wypłuczyny a nie piwo jak z klasztornych piwowarów. Mimo to lasombra dziwił się iż dostaje propozycje trunku jeśli nie pija już takich rzeczy. Czyżby ten mag nie wiedział iż kainici nie piją już i nie jedzą rzeczy ludzkich? Paladyn przestał zaprzątać tym sobie myśli. -Nie dziękuję, nie pijam już ludzkich trunków. Będę więc udawał się do Krakowa.
Wiktul,
- Ha, to ciekawe. Z moich informacji wynika, że krew magów ma, z oczywistych powodów, nieco inne właściwości niż krew nieprzebudzonych, a dla wampirów stanowi silną truciznę. - mówił Mackiewicz, wspierając policzek na pięści, a łokieć na rozkładanym blacie przy oknie. - Tak czy siak, lepiej, że nie wyjaśniliśmy tej kwestii ostatecznie. Co zatem robisz? Żegnamy się na Centralnej za jakiś kwadrans, czy zrzucasz się na Interregio i jedziesz odwiedzić Zimnego Lecha?
Krix,
-Z tego co pozwolono mi wierzyć Magowie mają ludzką krew, chyba że przeprowadzą specjalny rytuał. Czyż to nie było jakoś po tym jak jeden z waszych zakonów cały przekształcił się w wampiry? Uzurpatorzy zwani Tremere. To z obawy przed nimi podobno przeklinacie swą krew. Ale chyba nie każdy? Nie ma konsekwencji takiego działania?
Wiktul,
- Mój? - jakby zdziwił się i zaśmiał krótko, gorzko. - Znacznie bardziej wymierny. Jestem detektywem. Pracuję w określonych sprawach, za określone pieniądze. Choć niestety, nie zawsze. Czasem jeszcze zdarzają mi się sentymentalne odjazdy, jak na przykład samobójcze misje w zaplutych mieścinach, gdzie w imię tradycyjnej przynależności nadstawiam dupy ganiając za demonami. Ale staram się ograniczać. A skoro już o nałogach mowa, to dziwi mnie, że tak stary wampir nie wie, czym skończyłby się dla niego obiadek z maga. Chyba, że i w tym względzie czymś mnie zaskoczysz. Ja w każdym razie zmierzam właśnie do Krakowa, szukać śladów pewnego... zaginionego dostojnika jednej z miejscowych Tradycji. Możliwe, że ma to coś wspólnego z tym, o czym mówisz.
Krix,
-Więc i ja obiorę ten kierunek... Jak mucha do lepu.-Wycedził ostatnie słowa. -I nie zamierzałem pana skrzywdzić. Potrzebowałem się posilić w niewielkim stopniu. Śmiertelny nawet by tego nie pamiętał. Od dawna nie zabiłem nikogo. Między innymi dla tego poszukuje Golkondy. Wybawienie w oczach Najświętszego Pana oczyści mnie z klątwy kaina. Przynajmniej tak o tym mówią legendy. To jednak musi zaczekać bo potrzeba powstrzymać, jak pan to łaskawie określił, pijawy, przed dokonaniem większego zła. Tyle z mojej strony, dzięki Panu znam już swój kierunek. Jaki jest pana cel? Jeśli można wiedzieć.
Wiktul,
- Ciekawie jest słuchać, że nie chce krzywdzić śmiertelnych ktoś, kto właśnie zamierzał pożywić się na jednym z nich. Ale bynajmniej nie zamierzam próbować się z tobą, nie bawią mnie takie rozrywki. - schował broń do kabury pod marynarką i usiadł nieco wygodniej. - Mówisz, że twoi kolesie znowu bawią się w archeologię, tym razem skutecznie? To zwykle nie wróży niczego dobrego, choć można przypuszczać, że ma to związek z problemem, którym ja mam się zająć. Nie wiem nic o tej Mackowskiej, pomimo zbieżności nazwisk. Mackiewicz jestem. - uśmiechnął się z rozbawieniem na widok zaskoczenia, które przemknęło przez twą twarz. - Jeżeli jednak faktycznie dokopaliście się do jakiegoś starego wariata, to sądzę, że wszystkie znaczniejsze pijawy, w tym i ta Mackowska, o ile się do nich zalicza, będą ciągnęły w tamtą stronę jak muchy do... lepu.
Krix,
-Czy przystoi drogiemu panu tak rzucać magią na lewo i prawo?-Paladyn stojąc obrócił się z pewną złością.
-Nie wiem czy wydarzenia mające teraz miejsce wpłyną na magów. Osobiście mnie to nie interesuje ponieważ szarlatani mogą spalić się w odmętach piekła za swe praktyki. Wiem jedynie, że cokolwiek się dzieje może mieć ponure konsekwencje. Dlatego zamierzam działać w imię Najwyższego Pana jako jego miecz i słowo. W Krakowie jest zjazd sabatu, a to nigdy niczego dobrego nie wróży. Głosy chodzą że odkopali kogoś starego i mam nadzieje, że to nikt kogo znam. Za to panna Mackowska rozszerza swoje wpływy i nikt nie wie dla czego jej tak dobrze idzie. Z tej przyczyny mam dwa kierunki, Wrocław albo Kraków. Muszę zdecydować gdzie wtrącić swój miecz. A jeśli Pan chce spróbować swoich sił ze mną to nie tutaj. Nie pozwolę skrzywdzić śmiertelników. - Ostatnie słowa padły głosem zimnym niczym jego stal na której przez wieki padło tak wielu niewiernych. Stary Paladyn popatrzył na swojego rozmówcę tak by zrozumiał iż jego intencje są szczere.
Wiktul,
- O matko kochana, przestań wreszcie bełkotać, bo się słabo robi! - rzucił nerwowo w twoją stronę, a ty poczułeś się... dziwnie. Miałeś wrażenie, że coś przestawiło ci się w głowie, jakby odetkał się z dawna zapchany odpływ jakiegoś kanału myśli. Nagle język polski stał się dla ciebie naturalnym, myślałeś i (byłeś tego pewny) mówiłeś nim równie płynnie, co francuskim. Zapewne bez śladu akcentu.
- Jeżeli chcesz stąd wyjść, to droga wolna. W sumie powinienem rozwalić cię na miejscu dla zasady, żebyś przypadkiem nie zeżarł kogoś sensownego. I nawet mnie to kusi, bo twoja śmierć nie będzie nawet śmiercią z perspektywy Chodany... Ale skoro już najwyraźniej niestety mamy ze sobą po drodze, to słucham, co też wyprawiają w tamtych rejonach pijawy i czy to ma coś wspólnego z magami. Informacja za informacje, panie wampir.
Krix,
-Nhie wiem. A powinno? Czy chce monsieur byc zabawny i chodzi phanu o mortel... ludzi? Dostszecham brak chęci phomocy phana w słusznej sprawie. Widac thak nasze entrevue zakończy się. Nie przyphuszczam is chcialby monsieur- Wstał gotów do wyjścia ciągle się zastanawiając z kim tak naprawdę ma do czynienia.
Wczytywanie...