Zaczepił pierwszego lepszego jegomościa, który nawinął się pod rękę.
- Co się u licha dzieje? Co tu takie poruszenie jak na wyprzedaży technologicznych gadżetów?
Krix,
Słonce świeciło jak każdego innego dnia. Było może trochę chłodniej niż niektórzy preferują, ostatecznie jest koniec grudnia, ale to nadal było te blisko 20 stopni. Powodowało to iż po ulicach biegali i ludzie w krótkich rękawkach i długich i nawet jakiś płaszcz się znalazł. Ogólnie sporo ludzi się kręciło po ulicy jak na tą dzielnicę. Wiele osób trzymało telefony próbując złapać sygnał, albo kontakt z innej planety, co obierze pierwsze. Do krawężnika podjechał i zaczął parkować jakiś pory samochód. Wyglądał jak takie stare amerykańskie kloce, zabytek na tych drogach.
Lionel,
- Nie ma cyberświata, to i robale na ulicę lezą. Ale że telefony nie działają? Ciężka sprawa. - Podrapał się po nosie, spoglądają na kratkę wylotową sutenery na ulicę.
- Trzeba sprawdzić co się święci. Może wreszcie nadszedł kres dziejów i wszystko pierdyknie. - Skwitował kwaśnym uśmiechem i rzucił oczko do asystentki.
Wstał z fotela i skierował się w stronę drzwi wyjściowych. Nie przebierał się, bo nie planował wychodzić na długo. Noszony przez niego kitel był nieco zszarzały i nie grzeszył anielską bielą, nosząc na sobie znamiona licznych nieudanych i wybuchowych eksperymentów w postaci kilkunastu mniejszych i większych plam oraz trzech wypalonych dziur. Przy otwieraniu drzwi Jasper musiał zmrużyć oczy, bo oślepiło go słoneczne światło. Zbytnio przyzwyczaił się do swojej ciemnej pakamery i nocnych wypadów do pobliskiej spelunki "Kraty".
Krix,
Co ciekawe sieci nadal nie było. Druga połowa XXI wieku i sieć jeszcze pada na ileś godzin. Choć jest to dziwne zwykle nie było aż tak długich braków w dostawie. Do pomieszczenia weszła Trish. Jej włosy zmieniły odcień. Na tyle co nauczyłeś się to rozpoznawać było to jakieś zakłopotanie, albo zmartwienie. -Szefie nie ma neta. Ale tak w ogóle. Telefon nie działa i nawet radio nie odbiera. Coś się dzieje w całej dzielnicy. Słyszałam ludzi na ulicy.
Lionel,
Sieć z pewnością już się ustabilizowała, więc postanowił skontaktować się z G3N8X. Nie ukrywał, że interesował go fakt tajemniczej knigi, z którą rozmawiała. Podłączył się do systemu i rozpoczął logowanie na serwer.
Krix,
Pacjent był stabilny. Widać miał szczęście i obejdzie się bez nowych narządów. Po krótkiej rozmowie rachunek został uregulowany. Może i to zwykłe szumowiny z ulicy ale chcieli mieć z tobą czysty bilans. Nie wiadomo kiedy znów przyda się pomoc wprawnego lekarza. W czasie gdy pacjent jeszcze odpoczywał wraz z swoją uroczą asystentką sprzątnęliście krew z podłogi, nie było potrzeby odstraszać klientów, w sam raz na planowaną wizytę na 13. W tym czasie panowie już sobie poszli obiecując iż nie będzie nadwyrężania i strzelania do konkurencji przynajmniej przez parę dni.
Operacja z 13 przeszła bez większych problemów i klientka z zabandażowanymi oczami właśnie wyszła odprowadzana przez swojego chłopaka. Podobno chłopaka, gościu mógł być jej ojcem a nawet dziadkiem. Cóż takie czasy. Nooo tak czy inaczej koniec. Jest koło 15 jesteś znów wolny, możesz nawet skończyć wcześniej. Kto by wpadał niezapowiedziany do lekarza o 15? Nawet gangi o tej porze nie strzelają. Dla nich to zwykle poranki i wieczory.
Lionel,
- Jezusie Nazarejski! Ja pie^%($#! Nawet cholerna sieć nie jest stabilna na tym świecie. - Splunął resztkami, które zawieruszyły się między dziąsłami i wstał z kozetki. Postanowi, że skontaktuje się później z G3N8X, jak wszystko wróci do normy. Nie chciał w najbliższym czasie przeżywać tego typu perturbacji. Powrócił na salę operacyjną, by rzucić okiem na niedawnego pacjenta i jego koleżkę. Muszą przecież zapłacić za jego wprawne oko i palce.
Krix,
Była awaria internetu. Przerwa, która wydawała się dniami była raptem chwilą. Nim usłyszałeś odpowiedź na swoje pytanie jak tylko usiadłeś na ławeczce cofnęło cię do rzeczywistości. Tak nagłe wyrwanie spowodowało zawroty i w konsekwencji pawia. Przychyliłeś się i śniadanie trafiło do przygotowanej miski. Ostatecznie wychodzenie z sieci nigdy nie było przyjemne. Mózg musiał się przestawić z pełnej swobody do istnienia grawitacji. Gdy opuściło cię śniadanie, tudzież to co miałeś akurat w żołądku spostrzegłeś na ekranie monitora, że nie masz połączenia z internetem. Co dalej? Czy czekasz aż siły nadprzyrodzone korporacji zwrócą źródełko informacji, czy może zaczniesz szukać innego sposobu na rozmową ze znajomą. A może to odpuścić, zająć się pracą... Zawsze przecież jest wieczór i dzień jutrzejszy.
Lionel,
- Widzę, że nuda cię nie trapi. Co to za kniga?
Po zadaniu pytania usiadł na ławce, wyprostował nogi, wygiął szyję do tyłu i zaczął merdać ogonem po nosku. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego ludzkośc pozbawiono ogonów, to taka wielka strata. Już nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie przeprowadzenie chemicznej syntezy oligonukleotydów umożliwi większą ingerencję w genom, a tym samym chimeryzację tkanek. Gdy nadejdzie ta pora zdecydowanie w przierwszej kolejności przyprawi sobie właśnie bujną kitę.
Krix,
Awatar książka się rozpadła na małe kostki rubika, które rozpadły się na mniejsze i zniknęła. Przed tobą siedział tylko królik który właśnie patrzył na ciebie. Poprawił cylinder i uśmiechnął się.
- Co tam? -jego sygnatura wskazywała iż to jest właśnie G3N8X. Ale wyświetlało ci także iż osoba przed tobą to white_rabbit.
Lionel,
Jasper podszedł powoli do siedzących, niechcąc im przerywać, wydawałoby się, ognistej wymiany zdań. Jego typowym awatrem był on sam w połączeniu z lisim demonem, takie wspomnienia z dzieciństwa. Posiadał zalotną kitę, a sierć w kolorze fioletu. Jak na JAPchan, zbyt "normalny" typ, jeżeli coś na tym serwerze mogłobyć normalne.
Krix,
Serwery JABchanu z zewnątrz wyglądały prawie jak oddzielna sieć. Zabudowany miastem księżyc wiszący tuż nad płaszczyzną miasta sieci. Stanowczo mniejszy niż sama sieć ale przeogromny mimo wszystko. Wchodząc poczułaś dziwne mrowienie i twoim oczom ukazały się ogrody pełne drzew kwitnącej wiśni. Drzew które w realnym świecie już nie istnieją.
Wszędzie przechadzały się dziwne postacie. Wiele z anime ale także i wyglądające na zachodnią kulturę. Dostrzegłeś serwer/b/ od którego biło agresją i co i róż było słychać niepochlebne słowa. Intuicyjnie ruszyłeś w inną stronę w poszukiwaniu swojej znajomej. Przechadzając się szukałeś jej sygnatury. Po chwili wyskoczyła i dostrzegłeś dwa awatary siedzące na ławeczce. Jednym był królik a drugim lewitująca książka. Widać, że rozmawiali a wszystko wskazywało na to, że jednym jest G3N8X.
Lionel,
Spojrzał na zegarek – do 13 i umówionego zabiegu jeszcze pozostało trochę czasu. Obecny pacjent też najwyraźniej nie będzie wymagał znacznej uwagi. Czemu nie!
[font="Courier New"]Dobra, wchodzę w to. Zaczekaj na mnie.[/font]
Jasper przeszedł na JAPchan i zaczął łączyć się ze serwerem. Kilka ruchów na konsoli dobrze zrobi jego koordynacji ręka-oko.
Krix,
Szybko dotarła odpowiedź.
[font="Courier New"]Siema, tylko zastrzeliłam kilku myśliwych. Przed chwilą jeszcze obok mnie przetoczyło się polowanie na grubaska. Zaraz będę pewnie w JAPchanie na jakieś małe meme. Może też wpadniesz?[/font]
Zwykle nie zapuszczałeś się do JAPchanu, serwis, który powstał na zgliszczach 4chanu. Gdy 4chan uznano za zbyt niebezpieczny i go zamknięto pojawił się właśnie JAPchan z początkowymi założeniami swojego poprzednika- zrozumieć tych Japońców. Niestety, tudzież stety podzielił los poprzednika i stał się gniazdem... czegoś. Było to miejsce wielu złych ludzi i ktoś nieostrożny mógłby się stać warzywkiem przed własnym monitorem.
Lionel,
[font="Courier New"]Hejka, dawno żeśmy się nie widzieli. Zniszczyłaś przez ten czas coś ciekawego? (⌒.−)=★[/font]
Choć nigdy nie poznała G3N8X w realu, to od dobrego roku kontaktowali się ze sobą poprzez Sieć. Zawsze ciekawiło go, jak wygląda, ale zawarte przez nich umowne zasady o braku wizualizacji były temu przeciwne. Jego wyobrażenia były dość bogate. Raz nawet podejrzewał, że po drugiej stronie siedzi zbereźny, mały karzeł, ale porzucił tę myśl na rzecz przyjemniejszych wizji. Niemniej jednak był to rodzaj pewnej znajomości, a czasami sesji terapeutycznej w przypadku nieudanych eksperymentów i wyrzucanych z tego powodu żalów.
Krix,
Skrzynka, poza spamem, świeciła pustką. Tak to jest jak człowiek poświęca się eksperymentom i pracy zamiast życiu towarzyskiemu drugiej połowy XXI wieku. Śmignął gdzieś jeszcze rachunek na ten miesiąc za opiekę nad ojcem, ale już automatycznie zatwierdziłeś przelew z wyznaczonego do tego konta.
G3N8X była dostępna. Chyba można było zagadnąć co porabia?
Lionel,
- Może powinienem wtrynić się do jednego z tych konsorcjów medycznych. Ono to na pewno trzepią kasę. - Rzucił w eter mrzonką nie do spełnienia. Postanowił przejrzeć elektro-pocztę, jednocześnie próbując sprawdzić, czy G3N8X jest dostępna. Nie wymienił z nią żadnych zdań od dłuższego czasu, więc miał co nieco do opowiedzenia.
Krix,
[Tło do dalszych postów]
[Dodano po 46 sekundach]
Przygotowałeś łączę i podpięłaś się. Długa igła nieprzyjemnie zabolała, ale to nic nowego dla ciebie. Jeszcze parę kliknięć i... ciemność.
Kroczyłeś spokojnie powoli przyzwyczajając się do swojej formy awatara w korytarzu łączenia z siecią. Tu mogłeś być każdym. Mogłeś wyglądać dowolnie, nawet teraz mogłeś zmienić swój wygląd. W uszach, prawie rzeczywiście, rozbrzmiewały twoje kroki na niby metalicznej posadce. Podszedłeś do drzwi i otworzyłeś je.
Bądź jednym z nas! Virgin Korp. Masz małego albo nie masz w cale a chcesz? U nas tanio wymienimy twoje organy, wszczepimy mody.
Przyjdź i stań się lepszym człowiekiem
Na początku zaatakowały cię wszelakie reklamy ale, już było po wszystkim. Trzeba może wreszcie zaktualizować oprogramowanie ochronne? Nie było to już jednak tak istotne, przed tobą roztaczała się... sieć!
Lionel,
Jasper podszedł do pobliskiego ekspresu i zaczął poszukiwać czystego kubka. Z braku pomyślności w działaniu zadowolił się tym, co leżało najbliżej, czyli metalowym kubkiem. Nieco obitym, ale wciąż należycie spełniającym swoją elementarną funkcję. Nastąpił krótki brzdęk i do pojemnika zaczął sączyć się trunek. O'Dell podszedł z nim do włączonego komputera i podłączył się od niechcenia do komputera.
Krix,
[Serio, serio. Prezent gwiazdkowy, może się nawet przyda w trakcie sesji.]
Było już po problemie, pacjent będzie żył do kolejnej strzelaniny. Teraz był nieprzytomny, gdzieś miałeś dodatkowe łóżko podprowadzone ze szpitala. Takie profesjonalne na kółkach. Nie było co pacjenta trzymać na stole operacyjnym jak już nie schodził z tego świata, szczególnie jak niedługo miał się pojawić planowy pacjent, a tu jeszcze krew trzeba usunąć z podłogi. Z wejścia do zabiegówki zaglądał ciągle towarzysz Rexxa. Biedaczysko było tak zmartwione jakby to była pierwsza jego strzelanina, co w tych dzielnicach byłoby fenomenem. Nie było to jednak istotne. Czas odetchnąć przed kolejną robotą, może przysiąść na chwilę do kompa? Napisać co się zrobiło dla rozluźnienia?