Sesja Vena - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Wiktul,
[Były jak najbardziej. Jednak, tak jak w większości przypadków związanych z techniką i technologią, zakładam wzorem twórców świata, że stanęły one już wtedy na tak wysokim poziomie, iż w 2,5 tysiąca lat później niewiele więcej w tej materii wymyślono. No, może poza guzikami od pralki ]

Częstotliwość podskakiwania, łapania się za zakapturzone głowy i kiwania z boku na bok dobitnie świadczyły o rosnącej nerwowości Jawów. Dzięki temu, udało ci się bez konieczności dalszej perswazji uzyskać szarpaną historyjkę o tym, jak pustynne karły, korzystając z zamieszania, jakie powstało w miejscowym garnizonie wraz z przybyciem jakiejś "wielkiej szychy" włamały się do zewnętrznego magazynu broni i ukradły to, co wydało im się najcenniejsze i najprostsze w transporcie. Jawowie, jak to Jawowie, posiadają tę dziwną przypadłość, że wszystko, co jest większe od nich, wydaje im się proporcjonalnie wiele warte. A że zwłaszcza w ich wypadku o takie rzeczy nie trudno, cóż, ot i cała geneza tatooińskiego złomiarstwa.
Jednakże Jawowie jak niewiele innych nacji, a z pewnością jak żadna inna w tak prymitywnych technologicznie warunkach, opanowali do perfekcji sztukę obsługi, przebudowy i przeprogramowywania droidów. Nic więc dziwnego, że maszyna bojowa o nawet tak wysokim poziomie zaawansowania, nie stanowiła dla nich problemu i posłusznie wyszła za złodziejami z imperialnej zbrojowni.
To, czego dowiedziałeś się dodatkowo, to że wspomniana "wielka szycha" musiała być sithem. Świadczyła o tym zarówno niespodziewana, wedle relacji Jawów, wizyta, towarzysząca przybyszowi świta podobnych jemu indywiduów oraz sam gość specjalny, charakteryzujący się jednolitą, zakrywającą całą twarz maską, jak również paniczny strach dowódcy garnizonu i żołnierzy przed jego osobą.

Detali nie było wiele, Jawowie również nie chcieli przebywać dłużej w tak napiętym i niebezpiecznym towarzystwie, a poza tym interesował ich głównie okazjonalny szaber, ale informacja była dość pewna. Raz, że pustynne karły cechował niezwykły talent do rozpoznawania użytkowników Mocy, zapewne dzięki wieloletnim doświadczeniom w kontaktach tak z jedi, jak i sithami, zawsze ceniących tę nację jako cenne źródło informacji. Dwa, że faktycznie takowe stanowili, lekceważeni przez niemal wszystkich i jak mało kto radzący sobie w tatooińskim piekiełku, jak mało kto gromadzili wszelkie dostępne informacje. Te, zupełnie jak złom, okazywały się raz kompletnie bezużyteczne, a niekiedy wręcz przeciwnie.
Ven'Diego,
- Skąd buchnęliście tego droida? Lepiej żebyś nie kłamał. Ja potrafię wyczuć takie rzeczy. - Mówię powoli do skrzata. - Jestem tyle od zaalarmowanie odpowiednich służb, więc lepiej przemysł co masz do powiedzenia.
W dupie mam skąd wzięli tego droida. Jeśli jednak poddenerwuję ich dostatecznie, to może sypną co wiedza bez naciskania. Poza tym może uda mi się nabyć po "promocyjnej" cenie całkiem sprawnego droida bojowego.

[Czy te droidy czasami nie były rekonstruowane w czasach Wojny Klonów?]
Wiktul,
[Co prawda nie określałem tego wcześniej, ale możemy przyjąć, że Harlan udostępnił ci swoje fundusze. Ile tam ma kredytów na karcie - nie sprawdzałeś, choć z całą pewnością dużo.]

Na pierwszy rzut oka maszyna wyglądała na w pełni sprawną i zadbaną, nie budzącą zastrzeżeń w zakresie używalności, eksploatacji i możliwości bojowych. Paradoksalnie, wzbudziło to twoje podejrzenia, więc przyjrzałeś się bliżej i dokładniej, jednak wciąż nie mogłeś dostrzec żadnych zewnętrznych usterek, uszkodzeń czy nawet rys na metalu. W trakcie twoich oględzin droid obserwował cię bacznie przez cały czas, nie podejmując jednak żadnej interakcji bez wyraźnego polecenia, co przynajmniej do pewnego stopnia świadczyło o sprawności układów wewnętrznych oraz sterującego oprogramowania.
Wobec takiego stanu rzeczy, jakże odbiegającego od "standardów" pustynnych złomiarzy, do których zdążyłeś przywyknąć, wniosek nasuwał się jeden. Droid musiał zostać skradziony i to całkiem niedawno.
Ven'Diego,
(Jakimi środkami dysponuję?)
Staram się sprawdzić własnoręcznie stan droida.
Wiktul,
Z pełną gamą uniżonego wazeliniarstwa, Jawowie przyprowadzili maszynę do ciebie. Zachwalając ją piskliwie na wszelkie możliwie sposoby, prezentowali go z każdej możliwej strony, zapewniając gorąco, że będziesz więcej, niż zadowolony.
Za jedyne pięć tysięcy kredytów.
Ven'Diego,
- Ten droid! Do kogo go prowadzicie? - Wskazuję ręką przechodzącego karzełka oraz maszynę.
Wiktul,
Na ostatnią groźbę, karzełek podskoczył jak sprężyna i intensywnie gestykulując dał ci do zrozumienia, że absolutnie nie chciał uchybić twojej inteligencji, zaszło wielkie nieporozumienie, oczywiście, wiedzą doskonale, jak ważne persony przybyły w te strony, a generalnie chciałby zacząć swoje trzyczęściowe przeprosiny od stwierdzenia, że jesteś wspaniałą istotą ludzką.
Zanim dotarł do połowy tych uniżonych natrząsań, sklecony przed momentem droid zmienił się z powrotem w kupę złomu. Zamiast niego, zza pobliskiego zaułka prowadzącego między górami śmieci wzdłuż muru, wyłonił się przyprowadzony przez jednego z Jawów kompletny, na oko w pełni sprawny droid klasy SBD.
Ven'Diego,
- Czy ja wyglądam na debila? - Odpowiadam zimno na widok jasełek które odbyły się przede mną. - Czy ja powiedziałem że chce na szybko skleconą kupę złomu? Czy ja wyglądam na takiego frajera? Myślicie ze ja jestem pierwszym lepszym laikiem z ulicy? Myślę że nie chcecie bym uruchomił swoje koneksje. Sithowie bardzo niechętnie patrzą na oszustwa, kłamstwa, wyłudzenia, defraudację... A dobrze wiecie kto przybył niedawno na to zadupie...
Wiktul,
Jakbyś wsadził kij w mrowisko. Czterech karzełków zaczęło dreptać i krzątać się w różnych kierunkach tak zapamiętale, że sprawiali wrażenie, jakby było ich kilkunastu. W kilka obfitujących w niezrozumiałe okrzyki i sprzeczki chwil z paru porozrzucanych to tu, to tam części powstał na nowo całkiem kompletny droid. Zaryzykowałbyś nawet stwierdzenie, że poszczególne elementy nawet do siebie pasowały.
- Dooka ko lopo kurruzza! Keeza, keeza. - oznajmił z dumą karzełek, wskazując na skompletowaną na nowo maszynę.
Ven'Diego,
- Szukam wielozadaniowego droida. Najlepiej z modułem walki. Macie coś takiego? - Zaczynam rozmowę. - Najlepiej jakby się nie rozwalił po przejściu kilku metrów.
Wiktul,
[Kombinuj, dziewczyno, nim twe wdzięki przeminą... ]

Znalezienie zakapturzonych cinkciarzy nie stanowiło problemu. Najbliżej miałeś z powrotem do bram portu, gdzie zawsze kręciły się małe, czarne ludziki szukające okazji do wciśnięcia frajerom w potrzebie paru niepotrzebnych dupereli. Tam też znalazłeś silną grupę czterech Jawów przy równie silnym wyposażeniu ichniego "straganu", wyglądającego jak efekt nocnego szabru na złomowisku największego spośród toydariańskich przekrętasów. Połamane siłowniki hydrauliczne do trapów jednostek handlowych lub czegoś podobnego, z pół tony żelastwa nieznanego pochodzenia, broń w stanie tak żałosnym albo wątpliwym, że wolałbyś chyba walczyć przeciw Jedi za pomocą siodła dla banthy, które z resztą także znalazło się gdzieś pośród rozczłonkowanych droidów i wszystkiego innego.
- M'um maloo, Eyeta! - zapiszczał jeden z nich na powitanie.
Ven'Diego,
[Albo mi rozkminaka pada, albo nie wiem jak wybawić tych przychujaszczych ]

Postanawiam przejść się jeszcze po porcie, po czym udaję się w stronę straganu jawów, jeśli takowy jest. Być może te miernoty będą wiedziały coś więcej.
Wiktul,
W rutynie życia portu bez wątpienia zaszły pewne zmiany. Najwyraźniejszym tego przykładem były wzmożone kontrole statków korzystających z portu, jak widziałeś - zarówno tych nowo przybyłych, jak i już wcześniej się tam znajdujących. Widoczne były też pierwsze efekty: awantury z żołnierzami, konfiskaty przemycanego ładunku, widziałeś też chyba jakieś aresztowanie.
Samych żołnierzy Imperium też było jakby więcej. Niby i wcześniej było ich tu relatywnie sporo, wszak miejscowy garnizon nie był żadną atrapą, ale teraz na każdej ulicy widziałeś przynajmniej jeden patrol.
Jednak imperialnych Inkwizytorów, ani nikogo, kto wyraźnie odróżniałby się od żołnierzy, nie widziałeś nigdzie.
Ven'Diego,
Udaję się w stronę portu. Jeśli "ludzie" Lorda są wszędzie, to z pewnością tam. Może dostrzeże jakieś osobliwe jednostki?
Nie śpiesząc się zakładam kaptur na głowę. Z ciemności cienia wszystko wydaje się jaśniejsze.
Wiktul,
Po wyjściu oficerów nie zanosiło się na więcej rewelacji. Zrozpaczony po kolejnej przegranej sullustianin zerwał się ku droidowi i usiłował go udusić, co w oczywisty sposób przyniosło marne skutki. Znudzony tą tragifarsą wyszedłeś przed lokal, gdzie wciąż zalegały trupy rodniana i gamorreanina. Wraz z wzrostem temperatury, paradoksalnie wzmagał się też ruch w osadzie.
Ven'Diego,
Humiro. Czyli bratanie się z jedi w końcu zaprowadziło go do smutnego, niesympatycznego końca.
Czyli Jego Lordowska Mość jest już na planecie. To już jakieś info.
Staram się jeszcze poobserwować tragedię nieszczęśnika oraz wyłapać jakieś info. Jeśli nic takiego się nie stanie wychodzę z pijalni.
Wiktul,
Żołnierze mieli widocznie sporo do pomilczenia i podobnie wisielcze humory. Długo czekałeś na kontynuację wątku, a ta, gdy już nastąpiła, była dość lakoniczna.
- No cóż... - westchnął wcześniej nie odzywający się, wstając ciężko i wygładzając mundur. - Widać trzymanie mordy w kubeł to jedyne rozsądne wyjście. Nie zamierzam poznać bliżej Imperialnych Inkwizytorów. Na pewno nie bliżej, niż już musiałem.
- Na pewno nie bliżej, niż Huminro. - dodał pierwszy. - Biedny sukinsyn... Pomyśleć, że swoich nie będą tak traktować...
- U nich nie ma "swoich". - podsumował stojący i poprawiwszy na głowie oficerkę, gestem nakazał kompanowi wyjście.
Ven'Diego,
- Cóż za niespodzianka - Wtrącam do kalmarianina starając się jeszcze wychwycić coś interesującego z rozmowy imperialnych.
Wiktul,
[ Ilustracja ]

Kalmarianin miał już ponownie warknąć na ciebie, ale desperacja i uzależnienie przeważyło szalę. Rozsiadając się na dostawionym krześle, obserwowałeś z niemałym rozbawieniem, jak maszynka torturuje swego oponenta, przeplatając wystawianie kilku kolejnych dwudziestek z epizodycznymi zwycięstwami przeciwnika, nie pozwalającymi dojść do głosu rozsądkowi i instynktowi przetrwania, nakazującym spieprzać jak najdalej od kart, stolika i hazardu.
- ...iem, mówiłem ci. Przylecieli wczoraj, bez pytania, bez zapowiedzi. I o nic nie pytają, rozstawiają tylko gdzie chcą swoich ludzi, a my mamy mieć tylko...
- NIEEEEEEEeeeeeEEeeee.....!!! - podsumował kolejną dwudziestkę droida Kalmarianin.
- ... ubeł. A z resztą, chcesz wiedzieć więcej, to sam idź do nich i ich zapytaj, jak jesteś taki kozak. Przy odrobinie nieszczęścia sam jego lordowska ekscelencja wyleczy cię z chorej ciekawości. - skwitował cierpko jeden z oficerów, upijając solidny łyk ze swej szklanki. Jego towarzysz wyglądał na jeszcze bardziej spompowanego.
Ven'Diego,
- Aż muszę to zobaczyć - Odpowiadam na słowa maszyny, po czym przysiadam się gdzieś obok i obserwuję. - Czy żywy organizm przezwycięży bezwzględną maszynę? Starcie warte obejrzenia.
Mimochodem staram się podsłuchać rozmowę podoficerów imperialnych. Wyłapać jakieś strzępki rozmowy, jakieś imiona, lokacje. Cokolwiek.
Wczytywanie...