Wiecie, od dobrego kwadransa zastanawiam się, w jaki sposób sklecić te wszystkie informacje na temat ostatniej przygody dziarskiego komandora, aby ponownie nie wyszła z tego czarna propaganda zacietrzewionego malkontenta. Może faktycznie jestem uprzedzony i kompletnie nie rozumiem standardów panujących we współczesnej branży elektronicznej rozrywki? Nigdy nie ukrywałem faktu, że tak może być w istocie. Dlatego tym razem podejdę do kwestii w duchu antycznych filozofów i w zgodzie z maksymą „kto pyta, nie błądzi” – skupię się jedynie na faktach, po cichu licząc, że w komentarzach ktoś rozwieje moje wątpliwości.
Pierwsza wieść w weekendowym zalewie nowinek o „Mass Effect 3” jest również swoistym zamknięciem kwestii kontrowersyjnego DLC – „From Ashes”. Jeżeli jesteście zainteresowani dodatkiem, który za 33 zł dodaje do gry nowego towarzysza i parę innych smaczków (misje czy specjalną broń), to BioWare wraz z serwisem Gamespot zaprasza do składania zamówień przedpremierowych, co jest generalnie pewnym novum w kwestii cyfrowych mini-rozszerzeń. W celu zachęcenia niezdecydowanych, kanadyjskie studio wypuściło do sieci pięć obrazków promujących „From Ashes”.
Jaki sens ma pre-order dodatku, który wychodzi wraz z premierą podstawowej gry i trzeba za niego zapłacić standardową cenę? Do kogo w ogóle jest skierowana ta oferta? Kiedy możemy oczekiwać dorzucania kolejnych bonusowych DLC do tego typu zamówień?
Międzygalaktyczni poszukiwacze przygód i miłośnicy eksploracji kosmosu, którzy pragną śmiało podążać tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek, zapewne zachodzili w głowę, jak będzie wyglądał ten aspekt w „Mass Effect 3”. Twórcy obiecywali spore usprawnienia w tej kwestii, która na przestrzeni serii raczej rozczarowywała graczy i zapewniali, że w końcu rozgryźli problem nudy oraz monotonii. Jak wspomniany element prezentuje się w praniu? Redakcja serwisu IGN wyciąga do wszystkich zaciekawionych swoją pomocną dłoń.
Czy tylko ja poczułem pewien niedosyt po tych wszystkich zapowiedziach? Nie wygląda to czasem zbyt infantylnie, jak na grę z tak podniosłą atmosferą? Dlaczego BioWare kolejny raz decyduje się wykastrować problem, zamiast spróbować go w jakiś sposób naprawić? Z jakiego powodu to wszystko zmierza w kierunku, w którym do przejścia całej gry wystarczy toporne naciskanie jednego przycisku i ślepe podążanie za migającą strzałką?
Serwis IGN nie próżnuje i obok uchylenia rąbka tajemnicy w kwestii eksploracji kosmosu, demonstruje krótki urywek misji na Marsie. Materiał wnosi niewiele nowego do wiedzy ogólnej, gdyż kładzie nacisk na system walki, który był już wcześniej wielokrotnie analizowany. Niemniej, i tak warto rzucić okiem.
Specjalny talent szturmowca wygląda niczego sobie, nieprawdaż?
Na deser, niemieckie czasopismo „Gamestar” zamieściło na swoich łamach prawdopodobnie pierwszą na świecie recenzję „Mass Effect 3”. Oto telegraficzny skrót wywodów szczęśliwego testera:
- Ukończenie głównej osi fabularnej zajmuje 15-20 godzin.
- Rozwiązanie wszystkich zadań pobocznych i zebranie niezbędnej ilości wojennych aktywów pochłonie około 40 godzin.
- Gra zawiera około 90 minut przerywników filmowych.
- Finał nie kończy się żadnym cliffhangerem czy luźnym zakończeniem, otwierającym kilka furtek do kontynuacji przygód Sheparda. Epilog jest intensywny i wzruszający, ale definitywnie zamyka ten rozdział uniwersum.
- Ponad sto scenek, konwersacji i sytuacji, które mogą potoczyć się diametralnie odmiennie, w zależności od naszych decyzji. Niektóre z nich nagradzane są małym smaczkiem (poklepanie po plecach czy nieprzyjemne reperkusje), a inne prowadzą do olbrzymich konsekwencji (eksterminacja całych ras).
- Pomimo faktu, że tytuł jest przyjazny dla graczy, którzy nie grali w poprzednie części, gdyż posiada mocną historię i intrygującą mechanikę, to recenzent jednak zaleca zapoznanie się z wcześniejszymi przygodami Sheparda.
- Intrygująca sekwencja po napisach końcowych.
- Gra daje więcej możliwości, aby dostosować naszego protagonistę wedle własnego widzimisię. Każda klasa posiada osiem talentów po sześć poziomów każdy. Na dodatek od czwartego poziomu, umiejętności rozgałęziają się na dwie oddzielne drogi. Modyfikacja broni jest również zauważalna, lecz jej efekty są raczej marginalne.
- Balansowi klas daleko do miana optymalnego.
- Gra jest zauważalnie trudniejsza na normalnym poziomie trudności, gdzie bez modyfikacji broni i rozważnego użycia talentów w walce długo nie pożyjesz.
- Sztuczna Inteligencja nadal zachowuje się dziwnie i nie jest doskonała.
- Jest kilka „sekcji celowniczkowych”, ale nie należą one do przemyślanych.
- Pochwała dla skanowania – jest szybsze, a mini-gierka z ucieczką przed Żniwiarzami przyjemna.
- Koncept z walką wręcz jest ciekawy, ale ciosy są za mocne, co w efekcie owocuje lekkim „przegięciem”.
- Graficznie tytuł nie powala – brak szczegółów, a niska rozdzielczość tekstur kompletnie zawodzi. Bohaterowie, pod względem modelowania i animacji, wypadają dobrze. Jednak ogólny styl, pomimo swojego podeszłego wieku, wciąż jest klimatyczny.
- Świetny, dynamiczny soundtrack i znakomite efekty dźwiękowe.
- Nasz stopień galaktycznej gotowości i ilość wojennych aktywów możemy stale śledzić poprzez terminal na Normandii.
- Końcowa ocena – 93%.
Smaczki są miłe, ocena również cieszy, lecz czy można ufać recenzentowi, który dał 87% „Dragon Age II” i wychwalał pod niebiosa jego „porywającą fabułę” i „spójny świat”?