[Zwiastun] „Hobbit” – obietnica przygody - Odpowiedź
Podgląd ostatnich postów
Żeby nie było - ja wiem po co i dlaczego pójdę na ten film i dlaczego będę go oglądał zapewne z wielką przyjemnością. Zastanawiam się jedynie czy Jackson ma jakiekolwiek szanse na obronienie się przed oskarżeniami o wtórność, odgrzewanie kotletów i klusek, powtórki z rozrywki i chodzenie po najmniejszej linii oporu. A także czy ma na taką obronę jakąkolwiek ochotę, choć mam nadzieję, że nie jest tak odrażającą kreaturą jak Cameron, który postanowił zrobić remake Titanica.
Także nie wciskaj mi tu tekstów, że ludzie nie wysiedzą tyle w kinie...
Cytat
Jaki? Władca Pierścieni: Powrót Króla na TVN w Sylwestra to jedyny film który trwał 4 godziny. W kinie łatwiej się ogląda 2x2 niż 1x4H.
Ciekawe czy skończy się to u mnie tak jak z książką - czytałem to 14 razy jako dzieciak, bo tak mnie wciągnęło Dopiero teraz sobie uświadamiam ile czasu poświęciłem tej książce.
Użytkownik krzyslewy dnia środa, 21 grudnia 2011, 16:02 napisał
Czemu nie? W Hobbicie brak ciekawych momentów? Inaczej, czy dobrych momentów w Hobbicie jest tylko tyle że starczy na jeden 3godzinny film? Po za tym 2x10 to nie 1x10 Oscarów ;P.
Minęła niemalże dekada od naszego ostatniego spotkania w Śródziemiu. Pomimo faktu, że interpretacja Jacksona przez te wszystkie lata zdążyła nam się mocno przejeść, to na jego kolejne dzieło czekamy jak grzeczne dzieci na gwiazdkę. „Hobbit” już dawno urósł do rangi filmu, który koniecznie trzeba zobaczyć w 2012 roku i coś czuję w kościach, że szaleństwo na punkcie świata wykreowanego w umyśle Tolkiena powróci ze zdwojoną siłą.
Czy Jackson ponownie podołał wyzwaniu? O tym przekonamy się dopiero za rok, ale pierwszy zwiastun nastraja optymistycznie. Jak widać limit pecha został wyczerpany w początkowej fazie tego projektu i producenci uwijali się jak w ukropie, aby spełnić ogromne oczekiwania fanów. Każdy z nich powinien być zachwycony – wszystko wskazuje na to, że za dwanaście miesięcy otrzymamy podobny kawał soczystej przygody jak w przypadku „Trylogii”, co jest najlepszą rekomendacją. W końcu przydomka „Władcy Oscarów” nie otrzymuje się za zbijanie bąków i robienie wszystkiego na kolanie.
Osobiście jestem połowicznie ukontentowany. Słodki klimat aż wylewa się z monitora, aktorzy prezentują się wyśmienicie, a efekty specjalne i piękne krajobrazy (ech… czarująca Nowa Zelandia) robią piorunujące wrażenie. Problem w tym, że podobnie jak w przypadku zwiastuna „Mroczny Rycerz Powstaje” zabrakło mi tego czegoś, abym z wrażenia spadł ze swojego obrotowego krzesełka.
Pierwsze koty za płoty? Zapewne, bo 28 grudnia nadal jest datą, która okupuje ważne miejsce w moim przyszłorocznym kalendarzu i wątpię, żeby coś w ogóle to zmieniło. Nawet potencjalny koniec świata.