Podgląd ostatnich postów
Udawałam, że nie widzę. Z resztą przykro mi się trochę zrobiło, że aż taką reakcję wywołałam. Trzeba się pilnować, bo nie dajcie, a ktoś opacznie zrozumie i będę miała krew na rękach. Trzeba na to uważać jak cholera.
- Doskonała stawka za artykuł! - Wypaliłam i wystrzeliłam z krzesła, jakbym na jeżu usiadła.
Zaskoczył mnie, nie przypuszczałam, że zaproponuje więcej niż dwa dolary. W końcu to dziura na końcu świata i nakład gazety niewielki.
Ręka wyrwała przede mnie sama, aby ją uścisnął i dobił umowy. Ciekawe, czy będzie chciał coś spisać, jak to w mieście się robi...
Czy czytam książki? Czasami... Ogólnie widzisz mądralo... ja lubię czytać ale książki nie zawierają informacji, które często są mi potrzebne. Gazety dają więcej możliwości niż książki i są na bieżąco... Choć jest jedna którą bym chciał przeczytać od deski do deski... Ale nie sądzę by Robert Lee mi na to pozwolił... Co się gapisz... Tak chodzi o ich Biblię!
Pan Merrick zaczerwienił się słysząc Twoje słowa, a może była to sprawka twoich gestów. Cóż tak czy siak zamilkł na dłuższą chwilę szukając języka w gębie. Jako, ze nie mógł wykrzesać z siebie słowa chwycił kartki które mu podałaś i przejrzał je pobieżnie co zajęło mu chwilę. Wystarczającą by być usprawiedliwionym za milczenie oraz by znów móc mówić i odzyskać kolor na twarzy. Uszy jednak dalej miał czerwone.
Co Pani powie na cztery dolary za artykuł?
Zapytał spokojnym już głosem po czym dodał.
A szkic całkiem niezły, jeśli zechciałaby Pani go zostawić chętnie przejrzę. No i ta znajomość maszyn... Tu mnie Pani bardzo mile zaskoczyła!
- Odkąd przyjechałam, i pierwsza osoba usłyszała moje nazwisko - tu spoglądam na Merricka - zaczęłam rozważać tę możliwość.
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam.
- Moja książka, a raczej jej szkic, jeśli zechciałby pan zerknąć. - Na stole kładę złożone kartki związane zieloną wstążką. Każdy mój ruch jest przemyślany, spokojny. A następnie zerkam na maszynę drukarską.
- Oczywiście. Maszyna arkuszowa Frans-Hoe-Bullock, nierotacyjna. Z... 63 roku, wyprodukowana zapewnie w... Waszyngtonie.
Wszystko mówię siedząc na krześle i przechylając się to w przód to w tył. Widać po szczegółach, poszczególne fabryki stosowały inne kurki, śruby, przekładnie. Podobą do tej ma u siebie mój ojciec, tylko troszkę starszą.
- Panie Merrick. - Ton głaskał go delikatnie po dłoni. - Nie przyjechałam tutaj zbić fortuny. Chciałabym znaleźć pomysł na książkę, wydać ją i znaleźć miejsce, w którym mogłabym zamieszkać. A nawet młoda gazeta o niskim nakładzie może skozystać z dodatkowej pary rąk i rozwinąć skrzydła i ambicje. - Puściłam do niego oko. - Zatem proszę dać swoją propozycję, a ja powiem, czy przystaję na takie warunki. - Proszę, oczywiście.
Stukow odwrócił wzrok udając, ze musi się czymś zająć po czym zaczął nerwowo przeglądać telegraf, a następnie wyją szmatkę i zaczął czyścić poszczególne elementy. W tym też czasie powrócił Merrick. Przysłuchiwał się bacznie twojej odpowiedzi po czym uśmiechnął się lekko nie spuszczając z Ciebie wzroku.
Zaiste jest to dobre rozwiązanie.
Zamyślił się na chwilę po czym dodał.
Zatem jest Pani pisarką. Cudownie. Zapewne taki sprzęt też nie jest Panience obcy?
Wskazał na maszynę drukarską.
Oczywiście przyda mi się ktoś do pomocy bo w mieście dużo się dzieje, mam tylko pytanie jakich zarobków Pani oczekuję? Bo widzi Pani... jesteśmy młodą gazetą i niewiele mogę zaproponować.
Widać było, że lekko się speszył.
W czasie kiedy go nie było ja dałam Stukowowi powód do speszenia - obejrzałam go sobie od stóp do głów. Nie patrzyłam na niego jak sokół na mysz, ale jak na nieznajomego, może współpracownika. Przeniosłam grzecznie spojrzenie na Merrricka i uśmiechnęłam się do niego lekko. Usiadłam na wolnym krześle kilka chwil później. I uśmiechnęłam się w ten zmęczony sposób. Nie mógł wiedzieć czym zmęczony.
- Chyba będę musiała go niedługo odwiedzić, abym mogła się sama przekonać. - Odpowiedziałam wesoło. Uśmiech z rodzaju "zgadnij czy żartuję" pałętał się między kącikami ust.
Stukow! Taaa ten to miał łeb.... był telegrafistą... cholernie dobry. Rusek lubił pić z moim polaczkiem... Nom jak zaczynali to nie było na nich mocnych.
Merrick zabrał się za parzenie herbaty. Wyszedł na zaplecze i tam się krzątał przez chwilę po czym wrócił z wywarem niesionym w kubkach. Stukow zaś jakby się speszył obecnością kobiety i zamilkł. Merrick usiadł na krześle przy stole podając Ci kubek. Wcześniej też przyniósł talerzyki z jakimś ciastem, nie cynamonowym i cukier. Krzesło zaskrzypiało pod jego ciężarem lecz on zdawał się tego nie zauważać.
Oczywiście przydałaby się na tu dziennikarka. Muszę jednak najpierw o coś spytać. Pani Bullock? Krewna naszego szeryfa?
Zarzucił dziarskim tonem uśmiechając się szeroko.
Czas mija szybko, jak ma się co robić. Nie jadę na wakacje, Taato. Czasem trzeba wyjechać, zmiany są dobre...
Zauważyłam, że wciągnięcie brzucha niewiele zmieniło. Ale przynajmniej się starał. Uśmiechnęłam się do Stukowa witając go tym samym i rozejrzałam się po ich przestrzeni. Była bardzo uporządkowana. Maszyna drukarska, biurka, telegraaf. Żadnej prywaty, doskonale.
- Poproszę, tak. - Odpowiedziałam z ulgą, ale i entruzjazmem. Właśnie Uświadomiłam sobie, że herbata to niemal spełnienie moich marzeń. Dobra herbata, mocna, z ciasteczkeim cynamonowym. Nie spodziwam się, że ciasteczko również dostanę, ale od herbaty nie oczekuję zwykłego "bycia". Herbata ma inspirować, odprężać, ale poprzez zapach mobilizowaćć do dalszych zmagań z tym, co nadejdzie.
Poza tym, zaproponował herbatę, czyli jest wstępnie zainteresowany. Cudownie!
Mężczyzna przepuścił Cie wciągając brzuch i zamknął za Tobą drzwi cały czas się przy tym uśmiechał. Poczekał aż zaczniesz i dokończysz wypowiedzi po czym rzekł.
Aaaa koleżanka po fachu! Bardzo mi miło. A.W. Merrick, a to mój znajomy Pan Stukow
Wskazał na mężczyznę siedzącego na krześle, który również się do Ciebie uśmiechał.
Nasz wspaniały telegrafista. Dzielimy biuro.
Wskazał ręką wolne krzesło przy stole który znajdował się pod samym oknem. W pomieszczeniu oprócz prasy drukarskiej zauważyłaś telegraf oraz drzwi do innego pomieszczeni, a obok dwa biurka na których były jakieś notatki. Ze dwa obrazy przedstawiające pejzaże dziwnego zachodu wisiały na ścianach i jeden kaktus stał w rogu pomieszczenia. Nie robiło jakiegoś wrażenia jak gazety w wielkich miastach ale niczego więcej nie można było się spodziewać po takim miasteczku.
Dziń dobry
Powiedział Stukow z dziwnym akcentem, po czym Merrick dodał.
Zaproponuję herbatę i może przy niej spokojnie porozmawiamy?
- Dzięn dobry. - I znów uśmiech i spojrzenie na obu panów. Postanawiam jednak najpierw wejść do budynku i zamknąć za sobą drzwi, co uprzejmie sugeruję spojrzeniem.
- Nazywam się Nathalie Bullock. Jestem dziennikarką, pisarką i córką drukarza i... szukam pracy w godnym wykształconej kobiety zawodzie.
Mówię spokojnie oczywiście, grzecznie i jak na dobrze wychowaną pannę przystało.
- Przepraszam za moją deklarację bez zapowiedzi i wstępu, ale wolę wyprzedzić ewentualne, niechciane, propozycje innych potencjalnych interesantów moimi... umiejętnościami.
Mam wielką nadzieję, że panowie nie poczują się urażeni nagłym najściem i wtargnięciem w rozmowę.
- Mam wielką nadzieję, że panowie nie poczują się urażeni nagłym najściem i wtargnięciem w rozmowę. - Dodaję po chwili.
Tygodnik Deadwood? Taaaa całkiem dobra gazeta i pisała o ważniejszych sprawach jakie działy się w mieście oraz o tym co jego dotyczyło. Jak przyszły kable... ta, kable jełopie ze wschodu. Telegraf. Widać żeś mieszczuch. W każdym razie jak przyszły kable to nawet zaczęto pisać o tym co się dzieje dalej. Ja? Ja ogólnie lubię czytać... choć czasami sam byłem obiektem artykułu. No kilka razy. Polej chłopie.
Obaj mężczyźni spojrzeli na Ciebie więc uśmiech skierowany został do obu. Jednak to ten większy ruszył do drzwi i je otworzył uśmiechając się do Ciebie dość szczerze.
Witam w czym mogę Pani pomóc?
Powiedział bardzo uprzejmie stając w drzwiach lecz po chwili poczerwieniał lekko i zmieszał się. Zrobił krok w tył i dodał tym symym uprzejmym głosem.
Ależ przepraszam za moje maniery. Proszę wejść.
Uśmiechnął się raz jeszcze.
Tak, zdecydowanie wzbudziłam zainteresowanie. Strasznie mnie to nie zdziwiło, a jeszcze mniej zgorszyło. Wyprostowałam się nawet nieco, uśmiechnęłam bardziej. Szłam pewnie, bo jakże inaczej, przekraczałam co mniejsze kałuże i końskie gówna, co więlsze obchodziłam. Aż tak mi się nie spieszyło.
- No tak, u Ala. Mówił sam... - Powiedziałam do siebie.
Podchodząc do drzwi zakładu drukarskiego i telegraficznego zatrzymałam się, by zajrzeć przez okno i nie czekając długo podeszłąm do frontowych drzwi. Zapukałam, a tego, kto spojrzał obdarzyłam uroczym uśmiechem.
Tak, zdecydowanie wzbudziłaś zainteresowanie kobiet, które mijałaś. Może to kwestia stroju albo tego że jesteś tu nowa? Czyżby wszyscy się znali. Szłaś w kierunku dworca i zbliżałaś się do ostatniej linii budynków. Po jednej stronie był Bella Union, a pod drugiej saloon, który nie miał nazwy. Nim jednak tam dotarłaś ujrzałaś przesz szybę, w budynku przylegając do tego drugiego saloonu maszyny drukarskie oraz elementy telegrafu. W pomieszczeniu było dwóch mężczyzn. Obaj ubrani we fraki koloru granatowego. Większy z mężczyzn miał bokobrody i dość imponujące rozmiary zwłaszcza w pasie. Drugi zaś był jego przeciwieństwem. Chudy i nie wielki, za to z sumiastymi wąsami. Mężczyźni o czymś rozmawiali.
Zbudowaliśmy kiedyś w trójkę domek na drzewie. Seth mówił, że tylko chłopcy mogą się bawić w domkach na drzewie, ale my byłyśmy tam pierwsze, a poza tym to był mój pomysł i drzewo na działce mojego ojca, więc nie miał nic do powiedzenia w ramach sprzeciwu. Strącaliśmy jabłka z drzewa sąsiada, ale raz Anie chciała po coś sięgnąć i spadła. Złamała rękę. Potem nie było tak śmiesznie, bo dostaliśmy z Sethem srogie baty, a później domek został rozmontowany na rozpałkę do kominka.
Przewróciłam oczami, ale w duchu cieszyłam się, że uśmiech nie zmarnował się na padalca. Zerknęłam jeszcze na przywieszkę kluczyka, aby numer pokoju zapamiętać i wyszłam na ulicę. Rozejrzałam się na prawo i lewo jak pani właścicielka i skierowałam się w kierunku "lokalu Ala" i wjazdu do miasta. Szukam szyldu, to lepszy pomysł niż pytanie co drugiego obdartusa o drogę. Po chwili jednak robi się za ciepło w plecy, rozdzielam więc pelerynę włosów na dwie połowy i przeciągam przez ramiona. Zaczynam wachlować się zapisanymi kartkami. Lekko uśmiecham się do przechodniów, którzy zwracają na mnie uwagę.
Co można było dostać w Daedwood? W zasadzie wszystko... jak nie na miejscu to można było zamówić w sprzedaży wysyłkowej... Taaa mi nawet przywozili Tombstone Epitaphy... Jak się chce to można bo czemu nie. Nie dziw się tak to u was na wschodzie jakieś problemy macie z tą Konfederacją. Na zachodzie mamy inne większe problemy więc pewnymi sprawami się ie przejmujemy za bardzo. A przynajmniej ja.
Tak przygotowana zeszłaś na dół ale na szczęście nie miałaś przyjemności spotkać Pana Farnuma, gdyż nie było go na dole. Za ladą zaś stał inny mężczyzna nieco starszy i bardziej brzydki oraz zaniedbany. Uśmiechnął się do Ciebie pokazując nieliczne zęby, które mu zostały po czym skłonił się lekko. Wyszłaś na zewnątrz i od razu uderzył w Twoją twarz ciepły wiaterek, który "przechadzał" się ulicami miasta. Znowu wróciłaś do tego gwaru i harmidru, który o dziwo panował na głównej ulicy miasteczka. Po prawej stronie widziałaś tłoczących się ludzi do sklepu. Na pewno sprzedawano tam warzywa i owoce oraz zapewne inne wyroby spożywcze. Co od razu rzuciło Ci się w oczy to to, że nie ma tu powozów ani nikt w sumie nie podróżuje konno... Dość dziwna sprawa ale w końcu byłaś na Dziwnym Zachodzie.
Dokładnie, w dziurze pośrodku Kraju Siuksów, bo wszystkie luksusy to dla mnie o wiele więcej niż miska i dzban z wodą i nocnik pod łóżkiem. Do nocnika siusiają dzieci. W pociągu ta kwestia była o niebo lepiej rozwiązana.
Odświeżywszy się nieco postanawiam wypełnić plan awaryjny przesuwając go na pozycję pierwotnego. Zabieram klucz i wychodzę z pokoju. Pieniądze, a raczej ich część, schowane mam pod spodnim gorsetem. Nie zabieram ze sobą nic. Wracam jednak po notatki do książki i ołówek. Mogą się przydać w ramach referencji w przypadku okazji na podjęcie pracy.Zamykam pokój i schodzę na dół. Uśmiechając się zabójczo do Pana Gada wychodzę z hotelu unikając rozmowy o zapłacie. Odrzucam włosy na plecy lekkim szarpnięciem głowy.
Sauna to piękne miejsce.... Ileż ja godzin w niej spędziłem. Zawsze jakaś młoda dama dolewała mi ciepłej wody... Taaaa Pod tym względem Deadwood jest miłą odmianą. U was na wschodzie nie ma tak miłej obsługi... I tak dużej sauny by dwie panie się jeszcze z mieściły obok mnie. Powiem Ci jedno! Stołek obok wanny, a na nim whisky, a życie od razu nabiera barw.
Bez trudu znalazłaś miskę z letnią wodą w której można było dokonać podstawowych czynności higienicznych. Był też nawet miedziany nocniczek pod łóżkiem co nie umknęło Twojej uwadze podczas rozpakowywania. Niemal pełen serwis ze wszystkimi luksusami, na jakie można było sobie pozwolić w takiej dziurze jak Deadwood pośrodku Kraju Siuksów.
- Bez wątpienia. - Pożegnałam pana Faruma bez smutku i żalu. Najchętniej użyłabym kija, by pozbyć się go jak węża, nawijajc na patyk i ostrożnie wyrzucając przez okno. Dziwne, ale mężczyzna budził we mnie najgorsze instynkty. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Z tą myślą, jak i lekkim zdziwieniem swoimi odczuciami zaczęłam się rozpakowywać. Rozłożyłam ubrania do szuflad i szafy. Nie było tego dużo, ale wystarczy na kilka dni.
Kobieta w spodniach to tutaj rzadkość, przywołałam widok z głównej ulicy. Uśmiechnęłam się. Cóż, będą się musieli przyzwyczaić.
Chowam Peacemakera pod poduszką patrząc na niego z uczuciem chowanym względem rzeczy, które ma się od dawna i ufa się im bezwarunkowo. Mały pistolecik powędrował za pasek spodni na lędźwiach, pod kamizelkę, którą oczywiście mam na sobie. Czy jest tu coś, w czym można by zadbać o tymczasową higienę, jak umycie rąk i twarzy? Kąpać chyba wolę się wieczorem... Jeśli nie, to schodzę na dół, do Pana Gada.
Taaa w Deadwood była gazeta... Nawet druk. Kto ją prowadził? Merrick. Zacny chłop.... Taaa.... wyedukowany, a nie jak większość tych wieśniaków. Można było z nim porozmawiać o czymś więcej... Polej. No on mało pił. Gdzie była gazeta? A zaraz przy saloonie Ala. W zasadzie w tym samym budynku ale wejście było z lewej... Patrząc na drzwi Mądralo. Al miał saloon przy wjeździe do miasta...
Ach! Dobrze, to ureguluję Pani wszystko przy wyjściu... Do widzenia.
Ukłonił się po czym wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi, a Ty zostałaś sama w swoim "nowym domu".
Staram się wyobrazić sobie gdzie dokładnie może to być. Powinnam była iść ta droga wchodząc do miasta, czy tego czym była ta dziura w środku niczego. Deadwood. Uroczo.
- Dziękuję panie Farnum. - Kiwnęłam głową i westchnęłam teatralnie. - Rozumiem, że ma pan mnóstwo zadań i zajęć.
Spojrzałam na drzwi zostawiając sugestię moich oczekiwań.
A jest i to całkiem niedaleko. Obok lokalu Ala przy samym wjeździe do miasteczka.
Odpowiedział uprzejmie Pan Farnum choć było widać zniecierpliwienie na jego twarzy.
Za jakiś czas się wybieram do Ala więc mogę Pani wskazać budynek, który przylega do samego saloonu. Muszę najpierw dokończyć wszystkich formalności w hotelu, rozumie Pani.
Uśmiechnął się parszywie pokazując pożółkłe zęby.