Sesja Amrala - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Amral,
Głód był dość spory więc mały myśliwy postanowił go zaspokoić. Wskoczył ponownie na swojego martwego nosiciela i wykorzystał ostre jak żyletki zęby by z jego ciała zrobić sobie darmowy obiad. Swoim bratem się nie przejmował póki co, a skoro teren był bezpieczny to jego żarłoczność wzięła nad nim górę. Nim jednak zaczął ucztę przyjrzał się dokładnie swojemu nosicielowi i temu jak wyglądał. Chciał zapamiętać z czym ma do czynienia, a potem? Potem zrobił sobie porządną ucztę z jego twarzy, zaczynając rzecz jasna od nosa. Następnie zabrał się za inne miękki części jego ciała... Cóż najwidoczniej nie zamierzał długo być w tej formie...
Ven'Diego,
Znajdowałeś się w tym samym miejscu co wcześniej. Widać 'dawca' był tak słaby że nie zdołał wybudzić się po zapłodnieniu.
Nieopodal zauważyłeś resztki drugiego humanoida jak i pozostałości twojej poprzedniej formy. Kilka metrów dalej zauważyłeś swojego pobratymc który znajdował się w tej samej formie co ty.
Obszar wokoło wydawał się być bezpieczny.
Amral,
Młody łowca napierał jeszcze bardziej podniecony tym co zaraz zobaczy... Wiedział, że może nie być sam. Wiedział, iż może tak się zdarzyć, ze bezie musiał uciekać do czasu aż nie urośnie. Podniecenie jednak rosło by eksplodować razem z klatką piersiową nosiciela. Powoli zaczęło opadać a stwór począł rozglądać się dookoła by zobaczyć gdzie się znajduje i czy nie ma żadnych zagrożeń.
Ven'Diego,
Głęboką ciszę przerwa donośny krzyk ofiary. Drąc się w wniebogłosy, żywiciel wyprostował się niczym struna. Posoka tryskała na wszystkie strony.
Jego jakże słabe żebra pękały pod wpływem twoich szczęk. Skóra targała się od twoich zębów. To wszystko po to by w końcu zobaczyć świat zewnętrzny.
Amral,
Skoro nadszedł już czas... mały łowca musi zacząć swoje polowanie ale najpierw. Stwór napiął wszystkie mięśnie i ruszył do przodu, a jego ostre jak brzytwa zaczęły siekać tkankę, mięśnie i organy jeśli jakieś poza płucami się znalazły... No i kości... to sprawiało mu największą przyjemność... właśnie... Przyjemność. Nowe doznanie, jakże przyjemne. Młody łowca nasłuchiwał odgłosów jakie wydaje jego były nosiciel... Parł naprzód nie zaważając na nic. Miał w tej chwili tylko jeden cel. Znaleźć się na zewnątrz i zacząć polowanie.
Ven'Diego,
Ciemność, wilgoć i ciepło. Trzy rzeczy które dominowały. Poza tą trójcą, dało się odczuć miarowe oddechy.
Ciasnota. Brak miejsca i zew uwolnienia się z tej klatki dominowały w tobie. Wrzały niczym gotująca się woda.

Nagle poruszenie. Kilka kaszlnięć i uderzeń w tors. Żywiciel poruszył się, próbuję wstać. Z marnym skutkiem. Brak mu sił. Kolejne kaszlnięcia.
Amral,
Twarzołap przywarł do humanoida z całej siły i rozpoczął proces zapłodnienia. Jego boczne "skrzela" pompowały powietrze do nosiciela tak by utrzymać go przy życiu do czasu aż przekażę to co ma do przekazania. Nie powinno trwać to długo... Podniecenie rosło w całym ciele twarzołapa, który teraz był nieodłączną częścią człowieka.
Ven'Diego,
[Ilustracja]

Zaskoczenie i przerażenie humanoida pozwoliły ci bez problemów 'objąć' twarz potencjalnego żywiciela. Ofiara szarpała się w nierównej walce o przetrwanie. Jej górna część ciała poruszała się niczym gałąź na wietrze.
Wyczułeś przyśpieszony puls. Krew pulsowała w nim jak szalona. Oddech przyśpieszony. Gdy ogon obwinął się wokół szyi przeciwnika, nie było już ratunku.
Ostatkiem sił, humanoid próbował wprowadzić palce między ciebie a twarz. To również nie przyniosło rezultatu.
Po krótkiej chwili opadły z sił żywiciel, osunął się plecami po ścianie i padł nieprzytomny z przekrzywioną groteskowo głową.
Amral,
[Przepraszam za absencję. Brak neta.]

Mięśnie ogona naprężyły się, a twarzołap przygotował się do skoku. Musiał mieć jednak zwróconego w swoim kierunku humanoida. Toteż przednimi odnóżami zaczął lekko szurać po podłożu. Gdy potencjalny nosiciel odwrócił się w jego stronę zamierzał wyskoczyć w kierunku jego twarzy tak by ogon mógł się owinąć w okół jego szyi pozbawiając go oddechu i otwierając tym samym jego usta. Odnóża przywarłyby do jego głowy obejmując ją zaś on dokonałby zapłodnienia. Podniecenie rosło w nim do granic możliwości.... a sekundy wydawały się godzinami.
Ven'Diego,
Zbliżające się się samotne światło oznajmiało iż przybywająca pomoc jest osamotniona.
Humanoid dobiegł do ofiary twojego brata, po czym przykucnął by zbadać co się stało. Kilka razy dotknął odnóży twoje brata, lecz widząc zaciskający się ogon, zaprzestał.
Amral,
Kilka ruchów odnóżami i twarzołap wycofał się nie co dalej ale tak by widzieć leżącego człowieka ze swoim bratem. Jeśli nadbiegał tylko jeden humanoid to sam postanowił wykorzystać okazję by go pochwycić i zapłodnić. Jeśli biegłoby więcej osobników to spokojnie by się wycofał do tyłu by potem móc ich śledzić. Oczywiście mięśnie ogona były napięte zaś odległość do leżącej istoty na tyle mała by móc spokojnie doskoczyć istoty, która przybyłaby z pomocą.
Ven'Diego,
Czekając w pełnej gotowości zauważyłeś jak jeden z humanoidów odłącza się od swojej grupy i idzie w twoją stronę. Doskonały moment na zapłodnienie - gdyby nie fakt że inny twarzołap ubiegł cię.
Prowadzony swoim instynktem, nie dostrzegłeś jak z dala jeden z braci szykuje się do ataku. Przyjął nie pojętą dla ciebie taktykę. Położył się na "plecach" i zgiął odnóża do środka udając martwego. Humanoid zaciekawiony podszedł do niego, nieświadomy zagrożenia jakie na niego czeka. Chwila zwłoki i humanoid bez skutecznie starał się zerwać twojego brata ze swojej głowy.
Okazja zmarnowana.

Gdy nieszczęsny humanoid przestał się szarpać, zauważyłeś jak inne, pojedyncze światło zaczęło się zbliżać. Po chaotycznym skakaniu światła po ścianach, można było zauważyć, że "pomoc" porusza się w biegu.
Amral,
Nosiciele... Kwasowa krew zawrzała w żyłach i ciele twarzołapa... Ale zbyt dużo... trzeba znaleźć pojedynczego osobnika, tak by mieć kilka chwilę na zapłodnienie. Ruszył powoli w stronę światełek ale tak by pozostać w mroku albo za skałami. Natychmiast nieruchomiał gdyby, ktoś chciał rozjaśnić obszar w którym się znajdował. Mięśnie ogona były naprężone... tak na wszelki wypadek gdyby jednak trzeba było skoczyć.
Ven'Diego,
Światło pojawiało się i znikało, tak jakby jego źródło przemieszczało się i padało pod różnym kontem. Po chwili było na tyle dobrze dostrzegalne, że mogłeś dostrzec jego źródło. Zobaczyłeś jak kilka istot humanoidalnych niesie kilka źródeł tegoż światła.
Szli powoli, w zwartej grupce. Co chwila ktoś świecił po ścianach i suficie. Nie dostrzegłeś jak na razie szczegółów.
Amral,
Twarzołap przystanął koncentrując się na owej dziwnej i nieznanej dla niego anomalii... czyżby coś się zbliżało... Co? Potencjalna ofiara. Oby! Odnóża znieruchomiały a ogon powoli się napiął jak cięciwa kuszy, gdy przygotowuje się pocisk do wystrzału. Jeśli drganie się nasiliło to twarzołap pozostał w bezruchu, ale jeśli nic się nie zmieniło to powoli ruszył do przodu. Stawiał jednak ostrożnie swoje odnóża... bardzo ostrożnie.
Ven'Diego,
Przemierzałeś niezliczone metry korytarza. Otoczenie ani trochę się nie zmieniło. Po jakimś czasie korytarz zaczął pnąc się nieco ku górze.
Posuwając się nieustannie do przodu, wyczułeś dziwną anomalię w powietrzu. Lekkie, ledwo wyczuwalne drganie powietrza i do tego dziwne gwizdy.
Amral,
Twarzołap sunął zatem do przodu zwiększając szybkość. Pozostawał jednak czujny a przynajmniej na tyle by nie przegapić człowieka i potencjalnych zagrożeń. Nie był podatny na zmęczenie w ludzkim rozumieniu tego słowa dlatego sunął po ziemi z nadzieją, że mrok przyniesie mu to czego szuka.
Ven'Diego,
Korytarz był pusty. Żadnego wystającego głazu, żadnego uskoku, idealnie równy. Zarówno posadzka, ściany jak i strop były wykonane z równych,jednakowych głazów.
Amral,
Krok po kroku twarzołap wszedł w szczelinę i zaczął przemieszczać się nią do przodu. Odnóża sprawnie stawiał na powierzchni a ogon swobodnie podążał za reszta ciała. Stwór parł naprzód zaś narządy tłoczące kwasową krew w jego organizmie zaczęły pracować coraz szybciej i szybciej. Napięcie rosło zaś boczne "skrzela" zaczęły łapać powietrze. Taki trening przed dostarczaniem powietrza nosicielowi. Twarzołap "rozglądał się" dokładnie by nie przegapić najmniejszych śladów świadczących o czyjejś obecności.
Ven'Diego,
Szczelina okazała się wręcz idealna. Bez trudu prześlizgałeś się między kamieniami.
Pierwsze co udało ci się zauważyć to silny podmuch powietrza, który dochodził z lewej strony.
Otoczenie zmieniło się. Nie było już stalaktytów i tym podobnych przeszkód. Znajdowałeś się w równym korytarzu o przekroju prostokąta. Wilgoć się zmniejszyła.
Wczytywanie...